niedziela, 10 maja 2009

wtf

Od jakiegoś czasu myślałem o tym, dlaczego mojego bloga czyta tak mało ludzi. Doszedłem do wniosku, że wpływ na to ma coś, co jest najważniejsze w nieruchomościach- Lokacja, Lokacja, Lokacja. Wszyscy siedzicie na photoblogu, więc nie dziwota, że większość z was omija to miejsce. Tym, którzy nie omijali, czytali wytrwale i komentowali- dziękuję =)
Nie znaczy to jednak, że kończę z tym blogiem- tu będę wrzucał co ambitniejsze przemyślenia.
A na razie zapraszam na http://ajto10.photoblog.pl
I to na tyle- spodziewajcie się jednak tutaj wpisów także

sobota, 9 maja 2009

"Na ch.. wam swoboda..."

„Na dzień Zwycięstwa”
aaMiejsce na Twoją reklamę
aaTanio!!!
A tu walniemy sobie
Jakiśtam wierszyk
Pojedziemy ostro
Po systemie, władzy,
Po wolnym rynku i Ameryce. / I jeszcze po Żydach, Masonach i czyścicielach frytkownic
Napiszemy, że teraz wszystko
To jedna wielka dziwka:
Media, Sztuka i wszystko,
Czego nie uznam za wolne.
A najgorsi poeci, co reklamują wierszem /…skurwysyny

Jak to ładnie ze sobą współgra
Gdy z imperatywów moralnych
Zrobiła nam się przezuta owsianka z boczkiem
I nie wiemy co jest co w bezkształtnej masie

A może ja nie chce być tró
Takim jak wszyscy bojownikiem?
………………

Tylko czy podejście zachowawcze
Gdy wszyscy chcą zmieniać świat
Nie jest jakąś odmianą?

I brakuje mi wypustki, by wpasować się w układankę,
Ale dla mnie wszystko gra.

Nikt mi nie chce piłować krewnych,
palić sąsiada
zamykać sklepu


A wy się karmcie mrzonkami,
Tylko nie wciskajcie mi nic na siłę.
Milsze mi kajdanki, które sam wybrałem,
Niż wolność(filozof by się kłócił) przymuszona.

A może jeszcze wrzucić nieśmiertelne „no future”?
09.05.09 Dom

piątek, 8 maja 2009

"Gdzie ty chłopie miałeś oczy, Zawsze coś cię zauroczy..."

Roboczy był dla mnie tak dobrym wyjazdem, że nawet nic nie napisałem. Po przyjeździe od razu rozdzielona robota i jaki wydawaliśmy ludziom sprzęt, od razu brali się do roboty. Aż przyjemnie było popatrzeć jak rozkwita praca. Na końcu zaczęliśmy naszą misję- naprawić piec, który był nieszczelny. Ale pomimo dobrego zalepienia, dymi się jeszcze bardziej, bo komin słabo ciągnie. Moja kostka nadal pachnie dymem, który powstał gdy 2 razy paliliśmy w piecu. Potem kolejna misja- ściąć maszt i zrobić ławeczkę. Następnego dnia pomost- ściąć śruby ze starych łat, wymienić je i przykręcić deski. Ale nie zrobiliśmy 2 segmentu, bo zabrakło wkrętów- na następnym wyjeździe. A gdy zostaliśmy we trójkę- Klaudia, Mateusz i ja, to zrobiło się najciekawiej- zakład z cebulą, spacery, reszta drobnych prac, wkręcanie dh Jędrka, Agi Gajewy, Marty Mroczkowskiej i moich starszych, że przywaliłem sobie siekierą w rękę. Niezapomniany dialog przy ognisku:
[Klaudia]: Tej, Aga pisze "co słychać?". Wkręcimy ją, że spaliliśmy starą kuchnię?
[Mateusz]: Nie, nie kupi. Napisz, że Ajto przywalił se siekierą w rękę, jesteśmy z Rambo w szpitalu i jest wkurzony na nas na maksa.
[K]Dobra xD
Ale się skończyło, i nadszedł czas powrotu do szarej rzeczywistości. I niezbyt przyjemnie się zaczęło, doszły doły. Uświadomiłem sobie parę rzeczy i doszedłem do wniosku, że jak ktoś jest poryty to kij mu w oko. I że jest wiele ludzi, którzy dla opinii innych są gotowi porzucić swoje plany. Bo co ludzie powiedzą. I wiele ludzi przez ten małomiasteczkowy lęk przed wytykaniem palcami zacieśnia swoje horyzonty. A nie wiedzą, jak wiele tracą. Ale są na szczęście przyjaciele, którzy nie opuszczą. Szkoda tylko, że niektóre osoby też mają taką mentalność, i są w stanie zatrzymać relacje na bezpiecznym dla nich poziomie. Ale dość o tym- jak ktoś nie wie o co kaman, to trudno. Mam tylko nadzieję, że Ci, na których mi zależy (nie mówię tu o tych, którym na mnie zależy, bo wiem, że jesteście- dziękuję), albo będzie mi zależeć, nie stwierdzą, że nie będą zacieśniać relacji ze mną z tych powodów.
Ale dość już o tym- napiałem wiersz. Przymierzałem się do niego od dłuższego czasu. Nie jest powiązany z notką- notka wyszła dzięki rozmowie z paroma osobami. A wiersz- wiersz.

„[…]”
Pannie P
Jeżeli chodzi o poezję,
Mógłbym napisać
na strzałce KAT
I będzie o Tobie

Jeżeli chodzi o łańcuch zdarzeń
Mógłbym napisać
W składnikach INICJATOR
I będzie o Tobie

Mógłbym napisać teraz o wiele więcej,
Niż tamtych kilkadziesiąt wierszy
Słabych jak popiół

I nadal wodzisz na pokuszenie,
Że ujrzę Cię
W Pół Drogi do Hadesu

I widzę, że pierwsza myśl najlepsza,
I tylko trochę żalu,
Że pierwsze koty
Pognały w dal za tymi,
Co zeszły na psy
……………
Oddalając od siebie czysty płomień
08.05.09 Dom

czwartek, 30 kwietnia 2009

"Godzina mija za godziną..."

No mija. W zasadzie zostało mi ich 11, ale część z nich -mam nadzieję- prześpię. W tytule dałem cytat z piosenki, którą poznałem na moim pierwszym obozie. To też był Kaplin. Nie jestem w stanie policzyć, ile razy już tam byłem, ale za każdym razem zostawiam tam kawałek siebie. Teraz zostawię tam stary zeszyt z wierszami - nr.2. 1 się zgubiła, a 3 nadal prowadzę. A jak już go ukryję, to ktoś go kiedyś znajdzie, i będzie miał zagadkę;p
A tak na serio to już nie mogę.
Wracam w poniedziałek wieczorem.
Jak będę miał siły, to wrzucę to, co spłodzę- zamiary mam ambitne.
Do zobaczenia!

wtorek, 28 kwietnia 2009

"Pisząc las, chcę abyś udał się do lasu..."

Tak,jak obiecałem- dodaję wiersze, które też napisałem na tamtym polskim. Ogólnie jestem winien wyjaśnienie jak powstał wiersz "[blah blah blah]" -mój brat tak mówił jakiś czas, i wczoraj w kąpieli mnie naszło, żeby napisać. Ale to nie jest tak, że wszystko da się od razu- moja poezja potrzebuje katalizatora. A tym najczęściej jest lekcja polskiego. I napisałem 3. Dwa pozostałe macie poniżej.
Co do katastrofy- nic nie jest pewne. Myślałem, że będzie, to chciałem napisać o tym wiersz. Potem zaczęło mi się wydawać, że nie będzie. A teraz jednak wychodzi na to, że może się zdarzyć. Więc już sam nic nie wiem. Jedyne co wiem, że mogę zatrzymać, ale nie wiem, czy będę mógł. Zobaczymy, jaka koncepcja człowieka zwycięży. I co z tego wyniknie. Ale dosyć smętów i marudzenia.
2 dni =)))

„Ścieżka”
idąc tropem kodu kultury
mój drugi dom = zagubienie

idąc tropem biologicznym
moi przyjaciele = dzikie bestie

idąc tropem dochodzę
do pozycji bezsens
i wracam
by zagubić się radośnie
pod Kaplińską sosną / 3 dni…


„Preludium do katastrofy, która nie nastąpi”
cumulonimbus
ściemnia się jak porewolucyjność

na zielonej szubienicy /Wróć!
szachownicy rozstawiono
pionki i świniopasów

groza gęstwiła się w powietrzu
rozpinając sieci straszliwych analogii
…..

A tu po prostu kogoś nie będzie
I cała misternie budowana
W zakamarkach serco-duszo-rozumo-świadomości
Konwencja romantyczna
Pójdzie się gwizdać po lesie

A ja będę śmiał się w twarz…


Wszystkie Polski 28.IV

Pokemon!

Dziś dostałem skrzydeł. 3 wiersze po sobie na 2 polskich. I ogólnie nie jest tak źle. Ale dni są przerąbane. A jutro 9 lekcji, od 7:10 2 wfy. Czyli rzeź. Ale Limaro pomoże. I będzie dobrze. Może jak napiszę felieton, napiszę coś więcej, a na razie czytajcie to:

„[…]”
-blah blah blah xD
- pOke poke ;P
-blah blah blah blah:D
-PoKe pok|= ;P
-blah blah blah blah??
-p0ke poke poke
-blah xD xD !!
ee nawias? zawias?
chyba, ale jaki?
jak to było
jak się nazywa ten rodzaj sexu
że jestem ja i dwie laski?
Już wiem, Trójkątny!
Nawias Trójkątny
L o L
I ten sam nawias w drugą stronę
-blah blah ;*;*
Polski 28.IV

niedziela, 26 kwietnia 2009

"Nasiąknęły wspomnieniami herbata, sok i piwo..."

Czasem bywa tak, że przedmioty i miejsca, które nie miały przedtem żadnego znaczenia, nagle stają się ważne, albo przypominają o czymś, co było. Hałdy piachu i górkę koło fabryki w Luboniu mijałem już parę razy jadąc rowerem, ale po piątkowej sesji, jej widok przypomniał mi tamte zdjęcia, słowa, emocje. I tak kilka mijanych miejsc znów zapisało się w pamięci, i będzie funkcjonować w moim wędkarskim języku, obok Brzozy-Do-Której-Wiązałem-Domę i Łachy-Na-Której-Była-Sejsa, lub Trzcinowisko-Z-Którego-Wojtas-Mi-Wyrąbał-Ładne-Bydle pojawia się np. Łacha-Na-Której-Marta-Zrobiła-Mi-Zdjęcie i Widok-Który-Wyzwolił-W-Nas-Stwierdzenie-"Doma-Looser". Dołączy to do bogatej kolekcji "Tu-Mi-Spadł-Duży-Szczupaków" i "Tu-Prawie-Się-Wrąbałem".
Są też miejsca bardziej nasiąknięte wspomnieniami - takie, przy których został dość spory ładunek uczuć. I może minąć sporo czasu, a nadal będzie budzić wspomnienia, i to z reguły niezbyt pozytywne. Mnie np. takie miejsca ciągną, i lecę do nich jak ćma do ognia. Pamiętam do teraz, gdzie tłumaczyłem pewnej pannie matmę i podpalałem zeszyt, bo to był prawie koniec roku, i uświadomiłem sobie, że mi nie zależy wtedy. Pamiętam wierzbę, na której mówiłem komuś ważne rzeczy. Pamiętam łachę, na której kogoś wciągałem i krzyczałem "K.. rozbieraj się!". Pamiętam... A nie mówię nic o miejscach obozów czy biwaków. I tak górka w Ustroniu, parapet w Iwnie, kuchnia w Daszewicach.
Celowo nie wspominałem Kaplina. To szczególnie nie tylko dla mnie miejsce samo w sobie jest pamiątką po 34 latach bazy, a w ciagu 34 lat nagromadziło się tam sporo ładnuków emocjonalnych. Mówi się, że to magiczne miejsce- coś w tym jest. Czeskie istnieje co najmniej 25 lat- tak dawno pamiętają ludzie, którzy kiedyś tam przyjeżdżali. Jeszcze trochę, a noc tam będzie trzeba w czasie obozu rezerwować z tygodniowym wyprzedzeniem. A i tak jest to dość przypałowe miejsce jak jest się osobą, która po ciszy nocnej powinna leżeć na kanadyjce ;) Bo kadra lubi się przechadzać, bywają gry nocne i co nie tylko. Kible- rozsądna wymówka, Szeken- dla tych, którzy szukają odosobnienia, Łącznik- dla kadry, i ogólnie las- na spacery. Każde miejsce ma swoje historie, któych nie poznamy. Osobiście najbardziej lubię pomost przy hydroforni (przepompowni) - dla mnie osobiście pamiątka po tym, co się działo w zeszłym roku na biwaku roboczym. Niezbyt miła, gorzka bym powiedział, ale lubię to miejsce i już. Mam tylko nadzieję, że na tym roboczym (Już w piątek jadę- trzeba mi przeżyć 4 dni!)- nie będzie nic podobnego. Bo widzę za dużo analogi. Ktoś mógłby pomyśleć, że marudzę, ale wolę dmuchac na zimne. A zresztą jak się myśli, że się coś rozumie per analogia, to z reguły jest jeszcze gorzej.
Ale roboty dużo, czasu mało, więc mam nadzieję, że będę zbyt zajęty;)

"Spowiedź bez skruchy"
Ostatni raz byłem… /Tak, to był koniec sierpnia,
Pamiętam dobrze
Zrobiłem, co trzeba / Oni nadal to pamiętają
Potem wypadek i coś ciągle wypadało /Zawsze tak się mówi

Popełniłem siekierą czynów kilka,
zabawiać się z dwoma kolegami
spocone torsy i jęki
gdy padały na ziemię /razem oczyszczone 200

nieumiarkowanie w piciu
i paleniu /ognie Angbandu to przy nas iskierka

I trzeba było wracać, i dopiero w piątek
Wrócę zakosztować łaski
Jaką daje Kapliński Zdrój.
Dom, 26:04:09

piątek, 24 kwietnia 2009

"A ja nie wiem, nie wiem po co lubię chodzić ciemną nocą ciemną nocą chodzić w ciemny las..."

Dzisiaj wreszcie mamy weekend. I wreszcie odbył się planowany najazd na Luboń- porobiliśmy foty, pojeździliśmy na rowerach. Przez te 3 godziny czułem się jak w innym świecie, nie myślałem o niczym, a jedyne zmartwienie stanowiło słońce- jak zrobić zdjęcie. Za te chwile dziękuję Marcie, która pojechała ze mną. Szkoda, że Doma nie mogła- miałaby piękne plenery, zwłaszcza na postindustrialnych pustkowiach.
Dziś nie będzie wiersza, bo mam lenia. Jutro miałem jechać rowerem na ryby na zasiadkę, ale będzie spinigowy rekonesans w moim rewirze. Bo mi się nie chciało iść po robaki. Może w niedzielę pojadę na tamto miejsce...
EDIT: Nie, jutro nie idę. Nie mam chęci- muszę odespać tydzień. I mieć siły na pobyt u babci.

W wędkarstwie ważne jest wyczucie- gdy ryba jest blisko przynęty, trzeba wyczuć, kiedy i jak zaciąć. Gdy zatniemy za szybko, ucieknie, bo się przestraszy, albo pozna na naszych sztuczkach, a gdy za późno, to albo nas wykorzysta- zje przynętę i odpłynie, albo przestanie się interesować, albo połknie za głęboko, i się zrani. Gdy zatniemy za szybko, możemy wyrwać rybie haczyk z ust, a gdy za lekko, ryba może się spiąć w czasie holu i uciec. Dlatego wyczucie w zacięciu to klucz do sukcesu. Może dlatego mam takie problemy, bo brakuje mi wyczucia. Wiem, że to przychodzi z doświadczeniem- widzę po sobie, ile ryb udaje mi się złowić teraz, a ile kiedyś. Ale za każdym razem, gdy zerwę/zepnę ładną sztukę, to jestem zły na siebie i zdołowany. A było kilka takich- ładny szczupak- moja pierwsza ryba chwycona na spining (zerwany, bo nie pomyślałem o stalce i za mocno zaciąłem), ładny okoń ok 40 cm, który był przy samym brzegu, ale przez głupotę się spiął, bo zapomniałem, że trzeba pamiętać o paru rzeczach, dorodny kleń, który spadł z haka, bo nie zacinałem, a jak zacząłem zwijać, to się za szybko zorientował, ładny szczupak, którego wyciągnął mój przyjaciel, a łowiliśmy tym samym w tym samym miejscu- po 5 rzutów, szczupak, który pływał sobie i atakował, ale mnie olewał, i tylko raz wziął, ale wtedy byłem zbyt zdenerwowany i nie byłem w stanie prawidłowo zareagować, i na końcu podwymiarowy sum, za którym chodziłem pół dnia, a którego wyciągnął mi ojciec, gdy zrezygnowany pozwoliłem mu 2 razy rzucić- jedyna satysfakcja, że chciał, żebym to ja go wyciągnął z Warty, bo sam nie umiał i się bał. Ciekawe, czy będę umiał wyciągnąć wnioski z tych porażek, i na zimno umiał racjonalnie i trzeźwo podejść do wędkarstwa.
(Wszelkie podobieństwo nieprzypadkowe, sytuacje z rybami prawdziwe- to jest ciekawe, że widzę paralelizm)

środa, 22 kwietnia 2009

"Stare wspomnienia odżyły znów, niewiele nam to jednak pomoże"

Dziś byłem z prof. Dylewicz, zwaną pieszczotliwie Ciocią Dylą, Martą i Magdą na finale konkursu poetyckiego. Chociaż nikt z nas nic nie wygrał, to i tak sukcesem było to, że nasze wiersze zakwalifikowały się do finału, a dziewczyna od nas ze szkoły (nie pamiętam niestety) wygrała Złote Pióro w konkursie jednego wiersza- gratulacje. Dzięki temu konkursowi szczęśliwie ominęła nas obecność na lekcjach. I tak minął półmetek tygodnia, niedługo będzie znowu weekend, w piątek odchodzą 3 klasy i zmienia się nam plan- w sumie dla mnie dobrze, bo ja będę kończył tak samo, tylko w czwartek wcześniej, ale jest dziwna kolejność lekcji- np. w poniedziałek mamy 2 matmy, fizę, chemię, polaka, religię i na koniec biologię. Ale cóż, jeszcze tylko półtorej miesiąca, które szybko zleci i wolność.
Zauważyłem też, że ostatnio mało piszę- w tym miesiącu tylko 3 sztuki. Ale w zeszłym roku też tak było w kwietniu. Z tym, że przeciągnęło się na maj, osiągając punkt kulminacyjny na roboczym.
Pamiętam, że wtedy w maju też coś się skończyło, ale to nie trwało tak długo.
Teraz się cieszę, że na roboczym nie będę miał takiej sytuacji. No, obym nie wykrakał. Ale coś czuję, że Mateusz zadba, żebym nie miał czasu na głupie pomysły. W zasadzie jeszcze 8 dni do wyjazdu- pewnie będą się wlokły. Ale weekend po drodze, do tego coś się wymyśli i jakoś zleci. I zakopię wreszcie mój stary zeszyt z wierszami, by potem ktoś mógł odkopać i się zdziwić.

A skoro mowa o wierszach- pisałem, że mało piszę. Ale w moim zbiorze ostatni napisany to już 200. Wydaje się, że to dużo, ale większość z tego to słabe banalne tekściki, z których teraz się śmieję, jednak nie usuwam, bo są zapisem mojej ewolucji twórczej. Od żalu spowodowanego nieszczęśliwą miłością do Pewnej Panny, do żalu spowodowanego rozczarowaniem Inną Panną, ale wyrażonego w zupełnie inny sposób, i stanowiącego niewielką część tematów. Kiedyś wrzucę kilka wierszy z różnych okresów z komentarzem- zdziwicie się:)

„Nr seryjny 200”
Dlaczego ja,
Liberator
Liberał
Libertyn
Librofag
Kradnę wiersza duszę
I Nadaję Numer 200.?

Niczym więzień w obozie
Dla literackich degeneratów

Zamykam za drutami kolejny wytwór
Przewirowanych zwojów
Tylko czego? I dla kogo?

Dusza? Serce? Umysł? Geny? Instynkt?

JaAllaCHrystuSiwAbsoluThor?

A może wszyscy w jednym?
Albo żaden? Albo jeden- który?

Czasem trzeba przefiltrować morze łez,
Aby znaleźć perełki,
Odrzucając to, czego jest więcej…
20.04
-----------------------------------------
Dlaczego ja wierzę w tak chore wizje.
Dlaczego marzę o czymś, co jest na tyle niemożliwe
Dlaczego chcę to realizować?

niedziela, 19 kwietnia 2009

"Bo wciąż w myślach biję się z sobą gdybyś dziś znów stanęła na progu ze śniegu pewnie bym się otrzepał i dziękował sam nie wiem komu"

Weekend mija sympatycznie. W piątek po lekcjach oddać krew, w sobotę rano z drużyną i V Szczepem (dzięki za zaproszenie:)) do bazy w Krzesinach, potem po obiedzie do babci. A u babci to, co zwykle- rąbanie. A dziś rano, po zastosowaniu śródków bezpieczeństwa, przygotowaniu się na różne ewentualoności wsiadłem na rower. I pojechałem sobie do Mosiny i z powrotem. Ścieżka wzdłuż Warty, z atrakcjami. Ale stwierdzam, że wypadek zostawił ślad w mojej psychice- nie zjechałem z tej górki, na której się rozwaliłem ponad pół roku temu. I pamiętałem zagajnik młodych brzóz, który wpisał mi się na trwałe w pamięć. Tak bardzo, że po powrocie napisałem o nim wiersz.

„Młodnik brzozowy”
Znów w miejscu, które pół roku temu
Zrobiło moim oczom krzywdę
Wtedy biel milionów drzew
Skrzył się i wzmocnił
Mój kult świętego drzewa

Krew uświęciła wizję,
Która powstała z obrazu

Dziś patrzyłem na nie
Bez rozkoszy w oczach
I rzewnych zaśpiewów
Dostrzegłem ścięte wierzchołki
Wybrakowane klepki i odstającą korę

Pomimo tego, wizja nadal jest piękna
Ale ja nie jestem już jej fanatykiem

I żeby nie było zbyt wzniośle- jeśli by mi się opłaciło
To chętnie wrócę do starych wierzeń,
Ale nie ma po co. /Widzisz- poeta też może być cynicznym gnojkiem

Dom, 19 kwietnia 2009

------------------------
Dlaczego nic mi nie pasuje?
Dlaczego nie umiem rozmawiać o tym, co mnie boli?

wtorek, 14 kwietnia 2009

"Gdzie ona jest, gdzie ona jest, jej zwycięstwo?"

Święta minęły i za chwilę będzie trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. Powoli zaczynam doświadczać marazmu, bo nic się nie dzieje. Płoć zamiast żerować poszła na tarło- powiedzielibyście, że poszła się j.. - to prawda, jeśli ktoś nie wie co to tarło. Ale za to wczoraj był 1 leszczyk w tym roku- co prawda 20cm glut, ale zawsze. A dziś się pokłułem jazgarzem i okoniami- nic innego nie chciało brać. Dlatego robiłem eksperymenty z patentami survivalowymi. Zauważyłem też parę rzeczy:
  • Gdy nie jestem w stanie empocjonalnego rozchwiania, i oczu nie przesłania mi żaden róż, jestem jakby spokojniejszy- wczoraj miałem nawet 100% skuteczność brań, dziś 50%. A normalnie oscyluje w granicach 30-35% =)
  • Dobrze jest przeżyć święta jak należy. Człowiek lepiej się czuje, ma poczucie sensu. Szkoda tylko, że potem znowu wraca do starych brudów =(
  • Topola na Łęgach, o którą się kłóciłem z Bartasem wypuściła kwiatostany- z tego powodu wiersz =), ale jak zacznie pylić, to będzie pełno puchu w wodzie w porcie i nie połowię przy brzegu=(, ale jest Warta=)
  • Lista osób na których mi zależy okazuje się być większa niż myślałem przedtem =)
  • 2 dzieci + Ajto + brat+ pistolety na wodę = kupa zabawy =))
  • 3 dni w kuchni pozwalają lepiej docenić smak świątecznego żarcia, a pochwały rodziny przy wspólnym stole mile łechtają=)
  • SESJA:)
Napisałem wiersz z dedykacją dla Bartasa, przyjaciela poety. Miałem małą przerwę, ale czuję przypływ weny:)

„Poète maudit”
Bartkowi Machurze- jeśli źle odmieniłem, napisz:)
Dziś poeta wyklęty
Co niedzielę jest w kościele,
Uczy się w miarę dobrze,
Nie ma problemów ze światem
Ani ze sobą
Orientację ma zwykłą,
Ubrania też,
Nie rzuca się w oczy
Jeden z wielu szarych,
Ale wewnątrz niezwykły.

Mistrzu- patrz! Nasza topola kwitnie.
Ta, do której nie chcesz się przyznać.
A drzewo, na którym rodziły się w bólach
Wspólne metafory spożywcze
Odżywa po Twoich cięciach

Ferment spod kopuły szarej substancji
Zlewasz piórem na ekran.
Malujesz słowem jak pędzlem,
Chociaż jesteś muzykiem.
Ale i tak pasuje świetnie.

Weź powrotem to, co chciałeś, by trafiło w me ręce
Podobne gusta nasze, lecz nie całkiem na szczęście
Bo inaczej pisałbyś podobny słaby panegiryk w tym czasie
Dom, 14.04.2009

--------------------------------------
N. O. K. A. N. D. ?

czwartek, 9 kwietnia 2009

"A zaraz pod nim harcerskich dziesięć praw..."

Odpowiedź na notkę Bartasa z dnia 09.04.2009 o Prawie Harcerskim http://bartasmachura.blogspot.com/
W Twojej wersji PH bardzo podoba mi się zwrot "stara się". Bo nikt nie jest Bogiem, żeby przestrzegać w pełni. Mi osobiście wydaje się to niemożliwe. I tak wysoko postawiona poprzeczka potrafi co bardziej wrażliwsze jednostki równać z ziemią- sam miałem okres "penerski", w którym chciałem odejść z drużyny, bo uważałem, że skoro łamię tyle praw, to nie jestem godzien być harcerzem, zwłaszcza w takiej drużynie jak 10. Ale na szczęście parę osób mnie wyleczyło,i powiedziało, że PH to nie jest coś, co jak się raz złamie, to koniec. Od tego czasu traktuję PH jak dekalog- ten dany od Boga- dostaliśmy Przykazania, które łamiemy - jedni częściej, inni rzadziej, ale też nie ma osoby, która by nigdy nie zgrzeszyła - wyjąwszy Jezusa, który jest Bogiem, i Maryję, która jest jego Matką. Nawet nasze harcerskie autorytety łamią PH- i nie chodzi tu o 2 część 10., o której wszyscy mówią, bo jest najłatwiejsza do udowodnienia, tylko o najczęściej łamane- 4, 6, 8 i pierwszą część 10. Bo ile niechęci, obgadywania, pogardy dla "wrogich środowisk", nie mówiąc już o "bratnich organizacjach"- sam mówisz - "W harcerstwie jak w rodzinie, wszyscy się nienawidzą". Jest dosyć mocno przekoloryzowane, ale od razu każdy z nas potrafi wymienić drużyny, czy szczepy, z którymi by nie chciał nigdzie jechać ani w ogóle się integrować. Tak samo często widzimy zbyt duży nacisk na poznawanie, za cenę szanowania przyrody. Ile gwoździ w żywych drzewach, gałązek obcinanych aby sprawdzić, czy nóż jest ostry, albo pokaleczonych przez złe zabawy? A ilu harcerzy czy harcerek łapie doła częściej niż statystyczny Polak? Mój kumpel kiedyś mi zarzucał, że wśród hyarcerzy pełno jest dołujących się ludzi. A ile razy widzimy drużyny, gdzie ludzie rzucają mięsem bez powodu i jest to normalne? Nie piszę, żeby stwierdzić, że jestem czysty, bo sam popełniam dokładnie te same błędy- nie jestem żadnym wyjątkiem, powiedziałbym, że jestem średnią statystyczną. I widzę, że to nie jest dobre. Ile razy wzgardziłem kimś, obciąłem coś, co nie powinienem, dołowałem siebie i innych, rzucałem mięsem? Nie wypominajcie mi w komentarzach, bo dobrze wiem, i wy wiecie. I to dotyczy wszystkich grup wiekowych- od zuchów, przez harcerzy, po wędrowników i instruktorów ze stażem kilkuletnim i więcej.
Z drugiej jednak strony, wysoko postawiona poprzeczka wymaga od nas wyższego skoku, i nawet jak nam się nie uda jej przeskoczyć, to i tak będziemy skakać wyżej. To jest tak, jak z sokratejskim "Wiem, że nic nie wiem" - im bardziej się zbliżamy do ideału, tym bardziej widzimy, ile drogi przed nami- bo w końcu Harcerstwo nie jest osiąganiem ideału, bo tego nikt nie jest w stanie osiągnąć, ale dążeniem do niego, bo tylko dążąc do ideału zmieniamy się na lepsze. I każdy z nas, pogrążonych w błędach, powinien wziąć się za siebie i zmieniać się, bo najlepszą drogą do zmieniania innych jest zacząć od siebie i dawać przykład. Jak nie umiesz zawsze, to staraj sie przynajmniej przy tych, którzy biorą przykład z Ciebie.
Jak napisałeś, najważniejsze jest staranie, bo nawet, jak wiadomo, że się nie uda, warto próbować- czasem się udaje. I w oryginalnym PH też najwazniejsze jest staranie, tylko do tego trzeba dojść. A jak będziemy starać się z całych sił, to za którymś razem się uda. I tym optymistycznym akcentem kończę moją refleksję.

środa, 8 kwietnia 2009

"Przebyłem noc właśnie"

Coraz lepsze dni. Prawdą jest, że wraz z wiosną ludzie odżywają. Wczoraj spowiedź, dziś pęknięcie ostatniego kawałka różu na okularach, i wczorajsze i dzisiejsze rąbanie dało mi dużo. I nie chce mi się opisywać wszystkiego, jest mi dobrze i koniec.
I podzielę się z wami wierszem, który dedykuje moim kumplom z ławy, bez których nie wiem, co bym zrobił w VI zakładzie- Damianowi, 2 Wojtkom, Krzychowi i Bartkowi. Razem ze mną jest nas 6 w Loży Szyderców:) Jeśli ktoś z Loży to czyta, wie, o czym mowa doskonale;)

„Lekcja fizyki elementarnej”

Kochanej Piątce z Loży
[[MODEL]]
Obj1:uczeń_01 /hmm kogoś mi to przypomina
Obj1.opis: „MD.log” / (bajtów: 64 128 256 512)
/ mój dziennik, moje życie
Obj2:ławka_02 /Nasza Ława- Loża Szyderców
Obj1:idź_do(obj2)
Obj1.siad
Obj1.pozycja = obronna /Skulony w jakiejś…
[PĘTLA]
Pętla.start
Czekaj(300s)
Obj1.głowa: w górę(90 stopni, 5 sekund)
Obj1:komunikat(wykrzyknienie, losuj)
(&wybór)
Opc1:”Kuuurwcze ile jeszcze!?”
Opc2:”O jaaaa”
Opc3:”
(&wybór-koniec/)
Obj1.głowa:w dół
[PĘTLA-KONIEC/]
[[MODEL-KONIEC/]]
Obj{3-7}- ANALOGIA. MODEL /było nas 6 zdolnych
Obj{1;(3;7)}-czekaj.dzwonek.
JEŻELI(.dzwonek.)=>uruchom: radość.exe
27-03. gegra

--------------------------------
I am freee
Soy libre
Nie chce mi się wymyślać więcej
Resztki kurzu różu opadły,
"Skończyło się, miało wiecznie trwać"
Tylko co dalej?
"Dokąd idziesz? Do słońca!" Czy aby na pewno?

sobota, 4 kwietnia 2009

"Nauczycielu i uczniu w jednej osobie..."

Tydzień minął dość dziwnie. Powiem nawet, że nietypowo, bo zaczął się źle, a kończy się bardzo pozytywnie. Nawet środowo-czwartkowa zła przerwa w cyklu wchodzenia pod górkę nie zmieniła tendencji, bo po kulminacyjnym dole była sesja z Martą. Powtórzona w piątek, ale na kolejach. A poniedziałek i wtorek to ryby, w trybie chillout - nigdzie się nie spieszę, idę i łowię. I nieważne, co i ile złowię, ważne, że nie myślę. Dziś bardziej myślałem o łowieniu, i było nieźle. Oprócz płoci (jedna szczególnie ładna), trafił się okonek z głębokim gardłem i mały kleń - mój pierwszy wyciągnięty:)
I stwierdzam, że moja tabula raza nie marze się już, bo jest już zmazana dostatecznie i nie musi być mazana dalej. Chyba, że nauczycielka będzie chciała jeszcze coś napisać.
I nawet nie byłem na tyle dobity, żeby rozwalać na potęgę drewno- dziś wyjątkowo nie było mi mało.
I nawet nie popełniłem żadnego wiersza w tym tygodniu
I nawet...

----------------------
Słońce.
Chmura.
Noc.
Wiosna.
Dopasuj, kim jesteś.

niedziela, 29 marca 2009

"Na nowo nazwie, co ponazywane, nadziei znów pozwoli nam skosztować..."

Stwierdzam, że ten weekend był dziwny. I nie chodzi mi tu o pogodę, która też była dziwna.
O piątku pisałem w poprzedniej notce- nie nastroił mnie zbyt optymistycznie. Dlatego gdy nastawiony wieczorem budzik zadzwonił o 5 rano, stwierdziłem, że śpię dalej. I oczywiście gdy wstałem około 8:45 stwierdziłem, że idę na ryby:P Zacząłem od problemów technicznych- na szybcika wziąłem zestaw na spokojną wodę na krótkim kiju i gruntówkę na długim. Poszedłem na zachodni brzeg zamiast na moje miejsce, bo myślałem, że będzie na bank zajęte.
I tu zaczynają się refleksje filozoficzne- nasze małe codzienne rytuały i dylematy, pozornie nieważne rządzą sie takim samym prawem przypadku i regułami, jak te ważne życiowe.
-Okazało się, że miejsce było wolne i czekało na mnie. Ale ja na słabych miejscówkach traciłem czas na demontaż zestawu, który i tak okazał się bezużyteczny- zerwałem spławik, a na kiju 2 m nie jestem w stanie ustawić gruntu 3 m spławikiem stałym. A takim się łowi na rzece. Gruntówkę zaś znosiło, bo miejsce okazało się zdradliwe- wysoka burta i mała ujażdżka. Ale pewnie i tak nie wiecie, o czym mówię- motyw jest taki, że chciałem na 2 wędki, a jedną i drugą musiałem rozmontować. Wziąłem z 1. zestawu kij, a z drugiego resztę, i mogłem łowić, ale zauważyłem, że moje miejsce jest wolne. Wróciłem, i nie znalazłem śladów ludzi. Zostało mi mało czasu, ale coś sie, działo i jakieś płotki wyciągnąłem.
Jakie z tego wnioski?
a) nie można się od razu zniechęcać i nastawiać na nie, bo jest szansa, jeśli się nie sprawdzało
b) nie można chcieć za dużo naraz- czasem warto odłożyć jeden kij, a czasem warto wziąć sobie do serca triadę heglowską- teza+ antyteza ----> synteza. I tą wybitnie romantyczną koncepcję da się przełożyć na wszystko.

Kolejnym punktem był rytuał mycia schodów, a po obiedzie wyjazd do babci. Znowu z bratem dlaiśmy koncert na 2 instrumenty. Trzeba było wyładować stres tygodnia i narąbać zapasik. Młody nieźle sobie radzi, jestem z niego dumny. Może wkrótce będzie trzaskał takie pnie jak ja z luzikiem

A dziś znowu o 5 nie wstałem, tylko po 9, ale za to siedziałem do 14 nad wodą. I można powiedzieć, że połowiłem. Co prawda małe płotki, ale zawsze coś się działo. Jeszcze trochę i ruszy się leszcz, potem lin i karaś, potem maj i szczupak. Wziąłem książkę od hiszpana, żeby się pouczyć na jodida bolsa de palabras, ale jak tylko otwierałem, coś się działo. Rzadko kiedy mogłem się uczyć dłużej niż 5 minut- zupełnie, jakby Matka Natura chciała, żebym sie nie uczył.
Kolejny wniosek dotyczący życia: jak coś chcesz, to się nie udaje, ale jak robisz przy tym coś innego, ważniejszego dla Ciebie w danej chwili, to zaczyna się udawać, żebyś nie miał czasu na tamto.

Wyniki - wczoraj 4, dziś 8 +2 spięte przy brzegu. Wszystko płoć. Aż nudno, chciałoby się leszczyka lub jaśka.

Dziś wiersza nie dam, bo nie. Muszę wreszcie przeczytać Lalkę - na jutro. Czeka mnie ciężka noc.
I dzień też.
I w sumie tydzień, bo bolsa jodida.
I miesiąc...
Zamknij się!

Dobranoc:)

piątek, 27 marca 2009

"Zaklina, błaga i woła, więc w mrok wybiegam na drogę..."

Wreszcie weekend, ale po raz pierwszy po wyjściu ze szkoły nie rzucałem radością. Pogoda popsuła mi plany, i pokazała, że jest silniejsza. Gdy próbowałem z nią walczyć, powaliła mnie. Wyjście na ryby skończyło się pospieszną, niezbyt dobrze zorganizowaną ewakuacją. Z powodu oberwania chmury, które wygoniło mnie z łachy koło mostu Przemysła. Ale wróciłem z tarczą, bo moim łupem padła płotka, która w zdrowiu wróciła do wody, po otrzymaniu buziaka. A na geografii tak mi odwalało, że powstały mega dziwne wiersze. A najlepsze w tym jest, że to nie jest tak, jak myślicie:P Ale to już trzeba umieć się wczytać, i znaleźć sens...


„Alter”

Przeklina za Błogosławi za

wyzwolenie poezji

złudne nadzieje

troskę i cynizm

chwile radości i niezrozumienie

pierwsze rany na ciele

i na duchu również

za wszystko i za*

*Jak się uwolnię, będę wiedział za co

Dlaczego żadna linijka nie dała mi szczęścia?

27-03 geografia

=====================================

Masz rację, jestem mazgajem. A Ty masz rację, że jestem zbyt łagodny i ugodowy. Jeszcze Ty mi coś powiedz, a będę w siódmym niebie. Żebym tylko nie musiał edytować...

czwartek, 26 marca 2009

"Ciebie czytam tak jak rzekę..."

Sam już nie wiem, co bym chciał. I czy będę umiał się odnaleźć, jak się uwolnię. Czy znajdę innego właściciela?
W środę prof. Dylewicz zwana pieszczotliwie Ciocią Dylą bardzo pochwaliła moje wiersze, zwłaszcza te dziwne. Cieszę się, zwłaszcza, że jest moją wyrocznią na temat literatury. Ale dość kadzenia, ważne, że dała mi iskrę radości. Siedziałem tak uradowany na następnej lekcji, że nikt sobie nie wyobrazi.
Ale i tak nie jest dobrze. Nie wiem, czego chcę i to jest najgorsze. Wiem, co by było najlepszym wyjściem, ale nie umiem. Ale może taki los?
Za dużo pytań...

Muza na dziś:
Merzbow- płyta Pulse Demon
Therion - Beyond Sanctorum
Vader - Predator
I do tego Matelot- "To była stara drewniana łódź"

„Analfabeta”
Dlaczego szlaki trzy biegną
Jedną ścieżką i krążą
Wokoło siebie jak sępy nade mną
Wędrowca bez busoli ni mapy?

Dlaczego nie umiem czytać?
16.03 Polski

poniedziałek, 23 marca 2009

"Nijak nijak ominąć pytania...."

Dziś wiersza nie będzie. Dałem najnowsze prof. Dylewicz, żeby mogła się nad nimi popastwić. Ciekawe co z tego będzie. Póki co targają mną emocje i nurtują pytania. Szczególnie te, na które nie ma odpowiedzi.
Ognia nie pomogły ugasić 3 stany skupienia:
Ani woda, nad którą wybrałem się w sobotę, pomimo, że zamarzała, i dała mi radość.
Ani ciało stałe w postaci siekiery i pniaków u babci- nawet pod koniec nie miałem radości.
Ani powietrze, które smagało mnie gdy biegałem z Mateuszem w niedzielę. (no dobra, bieg to nie był, bo nie umiem i nie mam kondychy, ale co się zmęczyłem, to się zmęczyłem)

A może potrzebne są 4 żywioły? Woda była, ziemia- podziemie- Hades u babci i siekiera, wiatr-był. Nie próbowałem ognia. Może pomoże.
Tylko czym jest ogień? Jak zgasić ogień ogniem? Czy można wybić klin klinem?
Czy można przestać? Czy da się?

Czy ja tego chcę? Czy nie ma innego wyjścia? Czy muszę zgasić to co się dopala we mnie?
Czy przepisy bezpieczeństwa p-poż są aż tak ważne?
Czy będzie boleć?

Czy przerażony ogromem pożaru będę umiał na nowo rozpalić ognisko?
Czy nie zlęknę się ognia na zawsze?
Czy zawsze będę bał się nazwać swoich emocji i ukrywał pod suchą metaforą?

Czy będę zawsze rozumiany tylko przez parę osób? Dziękuję- kto wie, ten wie
Czy przestanę kiedyś myśleć w taki sposób? Czy uda mi się pokochać siebie i innych?
Kogo najpierw?

Czy to ma sens?

Czy mógłbym przestać mnożyć pytania?

Czy mógłbym zakończyć tą żałosną litanię żalu?
---------------------------------------------------
Muza na dziś- Na drogę -> Sabaton
Na popołudnie-> Acylum i Borknagar
Do poduchy -> Amnestigon

---------------------------------------------------
Tym, co wsparli dobrym słowem - dziękuję
--------------------------------------------------
Na dniach rozstrzygnie się czy będę umiał tak dalej. Wiem, że nie chcesz. Może się uda

sobota, 21 marca 2009

"Słoneczko, śliczne oko..."

A więc mamy wiosnę. Zacząłem ją pozytywnie, co mi się ostatnio zdarza coraz rzadziej. Radośnie wstałem po 5 i poszedłem na rybki do portu. I nawet brały, pomimo, że na wodzie był lód, który utrudniał łowienie, a innym mało co brało. Skończyło na 5 płociach i okonku. Wszystko małe, wróciło całe i zdrowe do wody (wiem, że nie wierzycie, ale tak było;P). Nie było to nic wielkiego, ale dało mi wiele radości, i poczułem, że jest nadzieja, że może coś mi się udać. I nawet wymyśliłem wiersz w trakcie powrotu. I daję dwa kolejne, powiązane z tematem- oceńcie je, zwłaszcza ten napisany w stylu informatycznym:)

„Czasem mam ochotę”
Oczy zakrywa czerwony
Wodotrysk jak skała
Wypływa z nagięcia dłoni
A w zasadzie z mięska,
Które ponoć jest mieszkaniem
Miłości?

Pragnę i piję,
Chociaż się zwrócę
Pragnę? Jeśli już, to czego?
Co jest w butelce?
Nie za dużo pytań?

A morze? Może szanty…
Albo ballada z gór
Przy ognisku rozłożymy się z gitarą
Razem…

……………………….

Koniec marzeń. Wróć do życia, gnoju!
Polski, 11.03

„Wirus”
[KOD]obj1:kobieta_03 /Ona. Najdroższa. To nie może być tak
/Tylko obiekt
Obj1:Znajdź-facet_02 /A więc jestem kawałkiem kodu
Target: serce.facet_02
Obj1:inwazja.serce.facet_02
Obj1:ODRZUĆ /Bo dlaczego ma mnie kochać
Obj2-reakcja- samowyniszczenie /Oto skutek złej interpretacji kodu
Obj2:Znajdź.obj3
Obj3:Coś ostrego /Najlepiej żyletka, bo jest stylowa
Obj3:Przerwij.połączenia
Obj3:Okno.Komunikat”Potrzebuję informatyka”
[KOD-Koniec]
16.03 polski

„Oko”

Widzę biały płat kory, z wyrytym napisem – cios w plecy
Widzę warciany piach, z tamtego miejsca – kolejny cios
Widzę zeszłoroczne owoce dzikiej róży z jesieni- kolejny cios
Widzę mewę z rybą, która leci w przestworza- niesie nadzieję
21.03 - Warta

piątek, 20 marca 2009

""Pozorna cisza, lecz wytrwałość nasza..."

Wczoraj wreszcie odwiedziłem moją kochankę, która umie mnie pieścić- Wartę. Krótka wędrówka po miejscach nasiąkniętych wspomnieniami dała mi trochę do myślenia, ale nie tak jak dzisiejsze 2 rozmowy. Dziwnie się czułem stojąc w tamtych, pamiętnych miejscach. Napis jeszcze jest, a na brzegu pamiętam każdy szczegół. Ciekawe, jak będzie się tam łowić- zobaczy się później. Jutro od rana port i spławik.

„Niechaj będzie”
Niechaj będzie pochwalony Jezus Chrystus
Teraz
I zawsze
I wszędzie

W strumieniach drzew, co wypływają
Ze skały ziemi nawróconej
W ziarenkach granitu i ptasich gniazdach
W oku Jej i sercu
W pierzastym pancerzu i poduszce wody,
Która zimą opada

Na wieki wieków Amen
Pomysł- warta 19.03, napisane 20.03


„Dzięki Panie”
Za Drzewo. To bez liści.
Do którego osobiście przekradłem się
I między drzazgi wsunąłem 2 bele ołowiu.
Dzięki, pomimo.
20.03

Dzięki. Wiesz za co.

niedziela, 15 marca 2009

Dziwnie

Dawno nie pisałem- nie było siły i nie było o czym, bo znów to samo. I znów przywieźli drewno, znów rąbanie, i kochanie, i buda i wszystko. I powstały tylko 2 wiersze. Dzisiejszy mega dziwny daję tutaj:

„Informatycznie”
Dlaczego poeta nie może jak informatyk \Skomentować sobie
Tu ma być mój program \Mój i wara
Object: Definiuję podmiot liryczny \Informatyk demiurg i ja demiurg
Object-des: Opisuję podmiot
GOTO POS – Idź na pozycję
Idź ku krawędzi, nie przestawaj \Na ile będzie mi posłuszny?
Idź, po tej samej linii, \Dalej, dalej
Nie widzisz przeszkody \Bo jak, jak nie dałem ci oczu?
Spadaj, takie są prawa fizyki
Object: kolce
Object-des: Cholernie ostre kolce AND cholernie twarde kolce
Object1- END
Pip, pip 01001011100000 \Yes, Yes, Yes, to działa
END CODE

poniedziałek, 23 lutego 2009

"Jak to powiedzieć, jak to powiedzieć... "

Ostatnio znalazłem sobie nowe zajęcie - bawię się w robienie kawałków podchodzących pod dark ambient. Zaczęło się od zabawy w gp, a potem zrobiło się parę kawałków. Parę osób podbudowało mnie dobrymi opiniami- Damian, brat, mama (wiem, brzmi dziwnie, ale jej puściłem, i stwierdziła, że poschizowane i psychodeliczne, czyli pozytywnie), Mateusz, babcia (xD - stwierdziła, że przy takiej muzyce dostanie gila, czyli jak najbardziej pozytywnie ;P) i Doma. Dziękuję. Daliście mi siłę i poczucie sensu. Recenzja Damiana miała tu być, ale moje archiwum poszło i będę go musiał poprosić jeszcze raz. Ale i tak jestem zadowolony, że udało mi się znaleźć coś dla zabicia czasu.
Gra się zakończyła, znaleźli skarb i oddali. W sumie nawet wyszła, przy minimalnej obstawie. Dziękuję tym, co przyszli i szukali.

„Dwie siły się równoważą”
znowu mam ochotę
ulżyć sobie
wylać strumienie
z siebie

Z miłości ogłaszam Wielki Dżihad!
Nie mogę odkąd wiem.
Chociaż to samo pcha mnie i ciągnie
Jak drzwi miotane na wietrze
Co wątłym urywa głowy

Skąd ja to znam?
Z fizyki, a to takie życiowe
20-01 Chemia

wtorek, 17 lutego 2009

"Skrajem nieba szedł Bejdak"

Wróciłem od babci i wcale nie było mi dobrze. Zacząłem filozofować na nieszczęście brata. Powodem złego humoru był zbliżający się koniec. I nie chodzi tu o jakieś apokalipsy i inne durnoty, tylko o to, że zostało 15 pieńków. I potem skończy się sens. Nie będzie czego rozwalić. A najgorsze jest, że sam przybliżam koniec własnymi rękami. Tak jak cała ludzkość- los jednostki na tle paralelnych losów ludzkości. Ale bredzę. Ale za to zrobiłem mojej drużynie pięciodniową grę w klimacie opowieści pisanej na drugim blogu. I nawet się wkręcają powoli. Najlepsze jest, że gra powstaje spontanicznie w trakcie zajęć lub przed nimi.

Dziś wiersza nie będzie. Nie czuję weny i nie chce mi się przepisać tych z zeszytu.

sobota, 14 lutego 2009

"Żeby były takie dni..."

Wreszcie wolność. Ale za 2 tygodnie pewnie będzie tak samo. Póki co, trzeba się zająć tym, co mnie czeka w 1. tygodniu- Zima w Mieście z młodymi. Dziesiątko, drżyj!
A dziś czeka mnie najbardziej radosna i oczekiwana część dzisiejszego dnia, na którą czekam z niecierpliwością od tygodnia. Po południu wreszcie- uwaga! będzie słodko i romantycznie- jadę do babci narąbać się drewna. I się odstresuję i wyładuję negatywne emocje (a było ich trochę) w drewnie. A na dziś proponuję wiersz, napisany dziś

"Ten dzień"
W ten szczególny dzień mam ochotę
Kopnąć w głowę gołąbka pokoju,
Który nieświadomie stoi przy moim bucie
Żeby nie być anachroniczny nie oberwę
Skrzydełek amorkowi, bo to zbyt romantyczne
Po prostu dam mu w mordę
I będę się cieszył
Jak głupszy z akumulatora
I zejdą się ciemne chmury
W ten szczególny dzień
W którym personifikowana miłość
Staje się bladą dziwką
Na usługach chytrych szponów
Lwów i krów pasionych
14-02 W domu

środa, 4 lutego 2009

"Toczy, toczy się los..."

Kolejny dzień, kolejna szarość. Sam już nie wiem, czym żyję i jak żyję. Z niecierpliwością czekam na weekend, aby znaleźć odrobinę sensu. Nie wiem, czy znajdę, ale wiem, że odreaguję. Choćby w prosty, ale skuteczny sposób u babci;) Na razie jednak wrzucam kolejny owoc romantycznego weltschmerzu.

„Rubinek”
Mała ciekła błyskotka
Powoli zmienia się
W czarny kamyk
I traci swe piękno
Ulotne jak życie

Raczej jak jego jasne części
Bo całość wlecze się
Jak poranny autobus pospieszny

Lubię wyciskać sobie rubinki…

Angielski 04-02

sobota, 31 stycznia 2009

Kto to taki?

Notka nr. 100. Zgodnie z zapowiedzią wrzucam swoją notkę biograficzną. Oprócz tego zapowiadam swój nowy projekt: zacząłem pisać coś jakby książkę fantasy. Jest to połączenie klimatu postapokaliptycznego z klasycznym fantasy z dodatkiem moich przemyśleń i wątków autobiograficznych. Będę wrzucał po kawałku na bloga http://historiaalfaomega.blogspot.com. A tymczasem zapraszam do zapoznania z narcystyczną notką biograficzną. Wiem, że jestem egoistą i egotykiem, ale co bystrzejsi znajdą tam siebie albo coś ciekawego o mnie;)

Marcin Dyderski (ur. 26.02.1991 w Poznaniu)- instruktor harcerski- drużynowy 10 Poznańskiej Drużyny Harcerzy im. Leszka Białego, uczeń VI LO, poeta polski.

Syn Beaty i Macieja, od dzieciństwa mieszkał w kamienicy na poznańskiej Wildzie – przy ulicy Fabrycznej , piętro nad babcią i dziadkiem ze strony ojca. Uczęszczał do Szkoły Podstawowej nr. 25 i Gimnazjum nr. 41 na Wildzie. Po ukończeniu gimnazjum trafił do VI LO, do klasy o profilu dziennikarskim.

Harcerstwo
We wrześniu 2003 Marcin trafia do 10 PDH, która pozostanie jego drużyną do końca. Po półtorej roku drużyna zaczyna chylić się ku upadkowi, na kolejnym obozie jest już bez drużynowego. 06-06-2006 składa na ręce drużynowego Przyrzeczenie Latem 2006 jest na skraju upadku- zostają 2 osoby – Wojtek Barwicki i Marcin. Na obozie, dołączeni do 26PDHm, podejmują decyzję o chęci rozkręcenia drużyny jako zastępowi. Po obozie prowadzą zastęp, a komenda hufca szuka drużynowego. Gdy nie znalazł się żaden chętny, dostają wybór- przejąć drużynę, albo przejść do innej drużyny. Wybierają pierwszą opcję i rozkazem z dnia 30.03 wyw. Marcin Dyderski zostaje drużynowym. Powoli, ale stopniowo, do drużyny przychodzą nowi członkowie, drużyna zaczyna wyjeżdżać, na pierwszym biwaku 13-15-04-07 Wojtek zostaje przybocznym, są też pierwsze Przyrzeczenia. Drużyna zaczyna działać prężnie, brać udział w życiu hufca, Marcin działa w Referacie Kwatermistrzowskim, pod komendą swojego przyjaciela- Mateusza Dorna pomaga w pracach w bazie obozowej hufca w Kaplinie. 05-04-2007 składa Zobowiązanie Instruktorskie.

Twórczość
Marcin Dyderski napisał około 175 wierszy. Można je dzielić ze względu na tematykę, a także chronologicznie, ze względu na okresy, zależne od aktualnego nastroju i uczuć poety.

Okresy poetyckie
Pierwsze próby poetyckie to wiersze miłosne – 3 klasa gimnazjum. Ten okres, zatytułowany przez samego poetę „O w mordę.. ja…tworzę?” zawierał wiele wierszy, lecz przetrwała z nich tylko część, bo resztę spalił w piecu w porywie żalu. Oprócz wierszy miłosnych są tu także refleksje filozoficzne, głównie krytyka świata i wyraz poczucia alienacji. Było to spowodowane zmianą stylu bycia i zainteresowań – w szkole dominowała „kultura dresiarsko-blacharska”, która nie akceptowała odmienności, ani działań takich jak harcerstwo. Dlatego poza swoją klasą ubierający się i myślący inaczej harcerz bywał tępiony. W tych wierszach mało jest jeszcze poezji, są to bardziej monologi pisane wierszem, ale wyrażają pełnię uczuć autora („Ideologia popkultury”, „Ulice”, „Dzieci konsumpcji” ). Pojawia się też motyw wędrówki – „Piesi Wędrowcy”, która ma być lekarstwem na rozterki duszy i złamane serce. Motyw ten będzie się później przewijał w innych utworach. Okres zamyka krytyka polityczna „Profesor za dychę” i wiersz „Some kind of monster” będący aluzją do sposobu nauczania.

Z okresu pomiędzy majem a sierpniem 2007, zwłaszcza z obozu, który był bardzo ciężki, gdyż był to pierwszy obóz jako kadry. Wiadomo natomiast, że powstało kilka wierszy miłosnych.

Po przyjściu do liceum Marcin zaczyna coraz więcej pisać, częściowo pod wpływem nieszczęśliwej miłości, a częściowo pod wpływem energicznej polonistki – prof. Hanny Dylewicz, która wzbudziła w nim zainteresowanie literaturą, kulturą i zachęcała do doskonalenia swojego warsztatu. Dużo wierszy z tych okresów – wraz z pogłębianiem się negatywnych emocji- było typowymi wierszami miłosnymi, ale z czasem pojawiają się wyznania niedopasowania „Credo odludka”, aluzje do postaci literackich „Kohelet” „Ikar”, także pierwszy z kaplińskich wierszy. Przełomem okazuje się rozmowa z prof. Dylewicz, która tłumaczy mu, że miłość w poezji jest tematem oklepanym i powtórzonym tyle razy, że aż banalnym, zwłaszcza w klasycznym ujęciu. Nie odstręcza go to jednak od pisania wierszy miłosnych. Motyw smutku i nieszczęśliwej miłości będzie się przewijał później przy kolejnych zauroczeniach poety.

W styczniu 2008 po krótkim zafascynowaniu kolejną kobietą powstaje kilka wierszy o miłości, ale innych od poprzednich. Zwłaszcza wyróżniającym się wierszem jest „Coś innego”, które jest aż zbyt optymistyczne.

W lutym, w okresie nazwanym „Przedwiosennymi duszy porządkami” znajduje się mieszanka myśli, która najlepiej oddaje kotłujące się w nim uczucia. Oprócz miłości, rozczarowania ludźmi („Wśród braci i sióstr”), wędrówki („Droga”) mamy kolejne aluzje literackie – do Hamleta („Rozterki księcia Danii”).

Później, pod wpływem szczególnie nietrafionej i nieszczęśliwej miłości, następuje kilka wierszy kontemplacyjno- miłosnych i jeden dedykowany prof. Dylewicz- „Banał”. Jest to ciężki okres dla Marcina, ma w tym czasie duże problemy ze sobą, ale na szczęście wspierają go przyjaciele – Ola Sromała, Agnieszka i Wojtek Barwiccy i Mateusz Dorna. W tym czasie nie pisze wierszy, skupia się na pracy z drużyną i wyjazdach, na których stara się być blisko tej, w której był zauroczony. Kulminacją był biwak roboczy w Kaplinie, który opisany został później w 1 z ballad kaplińskich jako „Opowieść pomostu przy hydroforni albo ballada Kaplińska”. W tym czasie ginie jego pierwszy zeszyt z rękopisami wierszy, który mógłby pomóc jeszcze lepiej odtworzyć proces twórczy i myślowy poety.

Do czasu wakacji, a konkretnie do około 15 lipca nie powstał żaden wiersz. Wtedy to na górce za boiskiem podczas chwili rozmyślań, na które pozwalały mu obowiązki instruktorskie, pisze „List z pogranicza Mordoru, 3017”- wyznanie miłości. Rosnąca bezsilność wobec własnych uczuć i poczucie rozczarowania szybko ustępują po powrocie z obozu. Powstają wtedy wiersze z aluzjami historycznymi – „Bratnia pomoc”, „Na podpisanie porozumień sierpniowych”, a także filozoficzne „Przyjacielu”, powieszone w latrynie w Chorzępowie, gdzie z rodziną spędzał wakacje. W czasie tych wakacji miał miejsce wypadek z siekierą, przez który nie mógł pojechać na spływ Kręgu Instruktorskiego. Ostatnie dni wakacji to biwak roboczy w Kaplinie, na którym pod wrażeniem majestatu upadającego drzewa napisał „Piłę Pascala” i „Monolog Dębu”

Powrót do szkoły we wrześniu na początku dał mu energię i nadzieję, co widać w pierwszym okresie II klasy -„Wrzesień idzie, liście lecą, nadzieję niesie”. Oprócz wierszy refleksyjnych pojawiają się znowu historyczne i społeczne, a także typowo uczniowskie- „Modlitwa stroskanego uczniaka” i „Selekcja”. Zaczyna powoli utożsamiać się z myśleniem epok omawianych na polskim- przy baroku pisze marinistyczne „A’ la Marini”, graficzny „Stos ofiarny” i turpistyczne „W ogrodzie”. Wraz z oświeceniem pisze „Libertyńskie credo”. 2 doby spędzone w szpitalu po wypadku na rowerze dają rezultat w postaci „Wulkanicznego uśmiechu” i „Nadwarciańskiego raju”, w którym kontempluje krajobraz Doliny Warty.

Przełom października i listopada przynosi cykl 5 ballad kaplińskich, które opowiadają o fantastycznych zdarzeniach bazie obozowej w Kaplinie. Jest to kolejny wpływ omawiania epok- romantyzmu, gdyż Marcinowi przypada do gustu paradygmat romantyczny.

Listopad przynosi bardziej agresywne wiersze, przepełnione niezrozumieniem i bólem świata, który tak mu będzie dawał się we znaki. Z czasem zaczyna pojawiać się mniej wysublimowane słownictwo i agresja językowa, a także poczucie alienacji ze społeczeństwa. Brak możliwości wyznania miłości i szans powodzenia powoduje, że wiele jego wierszy jest użalaniem się nad miłością i nadzieją. Swój stan emocjonalny zaczyna nazywać językiem matematycznym – prosta o wzorze y= -2x -4 albo sinusoida, dla x <4,>4 – równia pochyła w dół.

Pod koniec grudnia wyjeżdża na biwak wigilijno-sylwestrowy Kręgu Instruktorskiego, gdzie stara się zapomnieć po tym, jak kolejna kobieta domyśla się jego uczuć i mówi mu, że nic z tego nie będzie. Powstają wtedy katastroficzne wiersze, w których dużo jest wulgarności i przemocy, a także rozpaczy. Podczas, gdy inni bawią się w leśniczówce, on wybiera spacery z przyjacielem- Mateuszem Dorna po lesie, odkrywając malownicze krajobrazy i rozmawiając o problemach i świecie. Dużo refleksji z tych rozmów ma odzwierciedlenie w tych „Krotoszyńskich wynaturzeniach”

W styczniu nie ma nadal zmian, powstaje kilka wierszy o cierpieniu i „Autocharakterystyka”, szydercza próba opisania siebie. Powstają kolejne wiersze, zapisywane już w nowym zeszycie. Stary czeka na zakopanie w Kaplinie. Marcin Dyderski stara się uporządkować swój system wartości, skłania się ku autoanalizie, która podchodzi pod werteryzm. Lubi mówić i pisać o sobie, zwłaszcza w 3. osobie.

Inspiracje
Wiele wierszy powstało na wskutek inspiracji. Można podzielić to na inspiracje kulturowe, społeczne i przypadkowe.

Inspiracje kulturowe.
Ważnym czynnikiem inspirującym były lekcje języka polskiego, na których omawiano epoki, i dzięki którym poznał ważne dzieła literatury, by móc tworząc się do nich odnosić, jak i do ich autorów. Dzięki dodatkowej dobrej znajomości historii można go, tak jak Jana Kochanowskiego nazwać poetą doctusem, jak powiedział mu kiedyś kolega ze szkolnej ławy – Damian Mrugas. Dodatkowo ważna była poezja i proza, po które sięgał z własnej i nieprzymuszonej woli: Tolkien, który był dla niego mistrzem, jemu to poświęcił kilka wierszy, napisanych w realiach Śródziemna, Terry Pratchett, który był dla niego uosobieniem geniuszu aluzji. Z poezji najbardziej polubił poetów wyklętych. Zaczęło się od zainteresowania zespołem Stare Dobre Małżeństwo, który śpiewa wiersze Stachury i Ziemianina- tak zetknął się po raz pierwszy z poezją śpiewaną. Po jakimś czasie sięgnął po Karczmarskiego, u którego znalazł geniusz odwołań i języka. Ważnym przełomem było dla niego odkrycie Bursy i Wojaczka, dzięki którym zaczął nie bać się ostrych słów.
Na sposób postrzegania świata i emocje wpływa też muzyka, a Dyderski słuchał różnej muzyki- z jednej strony szanty i poezja śpiewana (EKT Gdynia, Matelot, SDM, Karczmarski, ONZ), a z drugiej rock, metal, zwłaszcza epicki (Metallica, Green Day, Abigor, Summoning, Cradle of Filth, Pazuzu, Sabaton, KAT, Strachy na Lachy, happysad, Budka Suflera).

Inspiracją społeczną było dla niego poczucie braku więzi z ogółem ludzkości, pogarda dla masy i reakcja mas na inność. Z tego niedostosowania, niechęci do generalizacji, poczucia wyższości i zniechęcenia do polityki wyszło wiele myśli, które znalazły miejsce w wierszach.

Do inspiracji przypadkowych można zaliczyć wszystkie zdarzenia, które spotkały go lub jego przyjaciół, i mają odzwierciedlenie w poezji- np. lęk przed wzięciem do odpowiedzi Damiana ze szkolnej Loży Szyderców (Damian, Bartek, Wojtek, czasem Krzychu i Wojtek), problemy przyjaciół, krajobrazy. Wielki wpływ na jego twórczość miały budujące opinie przyjaciół – Mateusza Dorna, Damiana, Oli, Dominiki i innych. Każdy komentarz na blogu czy gadu-gadu był źródłem mobilizacji.

"Albo Tyś moja, albo niczyja!"

Post nr. 99. Chcę się z wami podzielić wrażeniami z filmu 1612. Pomimo, że to rosyjski film propagandowy, i nie nadający się do powtórki z historii, to ładny. Co prawda, można się pogubić i na początku nie wiadomo o co chodzi, i nie wiadomo, kto jest tym dobrym, to po jakimś czasie wszystko zaczyna się wyjaśniać. Bardzo sympatyczną postacią jest hiszpański najemnik, którego potem udaje Andriejka. Jego sługa, Kostka, uczy go, jak ma się zachowywać i mówić "po hiszpańskiemu". "Hijo de puta, mierda" - mówił tak, jak się cieszył - "Hijo de puta mierda, 5 złotych za dzień!" - przy tych tekstach kwiczeliśmy z radości - znajomość języków się przydaje;) Jak dla mnie dużym atutem było realistyczne przedstawienie reliów wojennych- dużo krwi, brutalnych scen, oderwanych kończyn - osobom wrażliwym na takie sceny nie polecam filmu, bo mogą się przerazić, ale dla zwyczajnego człowieka powinno byc znośne. I wreszcie widziałem film, w którym Polacy są tymi złymi i przy których nie ejst moja sympatia. Bo w sumie, jakby spojrzeć historycznie, to my byliśmy grabieżcami i okupantami, a wsparliśmy Dymitra tylko dlatego, że nasz król był nadgorliwym fanatycznym ultrakatolikiem, i chciał za wszelką cenę podporządkować Rosję Watykanowi. A Polacy istotnie grabili, choć może nie byli tak okrutni jak w filmie, to nic dobrego nie zrobili, a Rosjanie dobrze zrobili, że ich wypędzili.

czwartek, 29 stycznia 2009

"I nie ma metafizyki w tę noc, jest tylko tępy ból istnienia..."

Mam ochotę na dzikie pogo. Żeby się wyżyć i odreagować. Dziś produkowałem się na historii o Kozakach- ludziom bardziej się p0odobało niż Danka. Miło. I byłem trochę grzeczny - w budzie 4, razem 13 ;) Wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi. Daję 2 wiersze powiązane z polskim, bo brakuje mi magicznego wpływu Cioci Dyli:) Na lekcjach czytam "Dzieci Hurina"- kolejny raz, ale to jest piękne.

„Kolejny wiersz przez Damiana”
Damianowi Mrugasowi
Nie módl się do mnie
Przy okazji sprawdzianu
Bo znowu wiersz wykwitnie
W pięknych okolicznościach przyrody
Jak glon, o którym powiedzą nam na biologii
To nic nie da przeciw przeznaczeniu
Polski 26-01

„Interpretacja”
ile myśli ze słowa
wydobyć może górnik filolog
w poszukiwaniu błyszczących kamieni
które poeci mieli zostawić pod ziemią
zoraną zgrabną metaforą

a co, jeśli zamysłem ich było
zostawić puste skorupy, tłuczone szkło
skropione własną krwią i oblane moczem
przypadkowego partnera/ki – niepotrzebne skreślić

Monopol na prawdę?
27-01 Polski

?

wtorek, 27 stycznia 2009

"Mógłbym napisać 4 reportaże o perspektywach rozwoju małych miasteczek"

Ale.. Andrzejowi Bursie się nie chce. Mi też się nie chce. Ale jest mały wyjątek - wpadam w mały ciąg poetycki - wczoraj 1, dziś 4. Oprócz tego niecierpliwość. Oj tak, to właściwe słowo, które może być kluczem do mnie. Ale muszę się nauczyć cierpliwości. I wytrzymać te 3 tygodnie. I resztę. A dziś daję dwa wiersze, z dzisiaj.

„Chcieć to móc”
Andrzejowi Bursie
mógłbym dzięki temu napisać
kilkaset smętnych elegii

mógłbym, jak Mistrz,
napisać, że w dupie mam
smętne elegie i iść się napić

mógłbym? nie sądzę
jestem innym Mistrzem
27-01 Polski

„Wycieczka”
Mateuszowi Dorna
Przyjacielu, który idziesz drogą
Równoległą do mojej w te same góry
Dzięki Ci, że gdy trzeba
Umiesz mi podać rękę

Mentorze, który przecierasz szlaki,
Rysujesz mapy trudniejszych podejść
Dzięki, że pokazujesz, gdzie leży prawda
I które piękno warto ominąć, by się odnaleźć

Profeto, który widzisz więcej,
Z tego, co niedługo się stanie
Dzięki, za uświadomienie miłości
I słowa „No to masz przejebane”
Polski – 27-01

poniedziałek, 26 stycznia 2009

"Nic nie boli tak jak życie, nic nie boli tak..."

Nie pisałem od pięciu dni. Jak na grafomana mojego pokroju to długo. Ale nie wrzucę ni nowego. Nie żeby nie było- po prostu mi się nie chce przepisać z zeszytu do komputera. W ogóle niewiele mi się chce. Doszedłem do wniosku, że nawet jak się o czymś wie, to się jeszcze nie wie, dopóki się nie zobaczy. Ale widok może być jak wrzucenie kostek lodu za kołnierz w upalny dzień. I potem człowiek się nie dziwi, że nie może spać całą noc. A tydzień zaczął się standardowo - miałem go dosyć jeszcze przed Mszą. A dziś mieliśmy dzień miłych słówek w szkole. I nikt nam nie kazał- my tak po prostu z czystej agresji i pasji wyrzucaliśmy z siebie tony "miłych słówek".

„Mój kawałek mięsa”

Kocham i nienawidzę
Czule przyciskam
Głaszczę z rozkoszą
A drugą ręką
Wyrzynam drobne rowki
Na bladych równinach
Ostrą końcówką

Pod wątłą skorupa
Czai się coś dziwnego
Głębokie rozerwane
Porozrzucane na 8 stron świata

A ja jestem sobie czarną owcą
07.01.09

środa, 21 stycznia 2009

"A Turin Turambar turun ambartanen..."

Siedzę przed kompem, za oknami ciemno i szaro, pogoda też sprzyja emolizacji. Znalazłem jeden z krotoszyńskich wierszy, napisany w klimacie Śródziemia, ale uniwersalny. Mateusz- jakby coś było niezgodnego to zanim wyciągniesz pałę, napisz:) W czasie rozmowy z Domą wyszedł mi pomysł napisania notki biopgraficznej niejakiego Marcina Dyderskiego z opisem fascynacji, inspiracji, okresów w zyciu, twórczości, taki, że mozna by z tego zrobić artykuł na Wikipedię albo coś:) Trochę mnie przeraża ta skłonność do autoanalizy, widoczna już w poprzedniej notce (o zgrozo, teraz też się autoanalizuję), bo to jest trochę autodestrukcyjne i podchodzi pod werteryzm. Ale jako że to jest 95. notka, to może na okoliczność 100. notki albo na urodziny ujrzycie cos takiego. Chyba, że teraźniejszość mnie wykończy i nie będę w stanie pisać.
P.S. Jakby kto pytał, co znaczy tytuł - niech się weźmie za Silamarillion albo Dzieci Hurina;)
P.P. S.- autokorekta zrobiła błędy, ale Mateusz czuwa i jest już si:)
„Perypetie kochliwego strażnika”
Zaszyję się w lasy Lothlórien
Pełne złocistych mallornów
Owiane magiczną aurą tajemnicy
Która pomoże sercu zapomnieć

Zaszyję się w stepy Rohanu
Porośnięte wysoką trawą
Owiane wiatrem żywym i rześkim
Który wywieje z serca troski

Zaszyję się na Martwych Bagnach,
Pośród których śpią umarli
Gdzie skupić wolę trzeba na przetrwaniu,
Które wypędzi z serca wszystko inne

Zaszyję się w dolinie Gorgoroth
Pustej i jałowej jak przedwieczna cisza
Zżerana przez dymy i wieczną suszę
Która wysuszy resztki uczuć

A potem znów wrócę do Rivendell
I zakocham się bez pamięci
W kolejnej Tej Jedynej Elfce
Piąty raz w tym miesiącu
Noc sylwestrowa 08/09

------------------------------------
Bywa. Trzeba zacisnąć zęby, okopać się i przeczekać, aby ponowić natarcie. Jak Scoia'tael

wtorek, 20 stycznia 2009

"Słowa ranią raz po raz, mysli ciążą niczym głaz..."

Kolejny tydzień zaczyna się źle. Już w poniedziałek o 7 miałem dosyć. A to i tak lepiej, niż ostatnio, gdy już w niedzielę miałem dosyć. Ale trzeba jakoś przewegetować do ferii. Jakoś tak ostatnio zaczynam sobie uświadamiać różne rzeczy, w czasie rozmów z ludźmi. Najpierw rozmowa z Mateuszem, ze słodko-gorzką konkluzją na temat mojego stanu emocjonalnego - "no to masz przeje..bane, ale życzę Ci powodzenia", dziś rozmowa z Naty, Damianem i Bartasem, po której doszedłem do wniosku, że niby mam wszystko, ale czegoś mi brak, i to coś sprawia, że czuję się nieszczęśliwy. Ale na szczęście wczoraj w ruch poszła siekiera, potargałem trochę drewna i jest lepiej. Nic nie robi tak dobrze na emocje jak trochę ciężkiej pracy fizycznej. Idealne lekarstwo na złamane serce albo kłębowisko myśli- wziąść coś i rozwalić, albo wnieść zapas drewna. A jak jeszcze poczuje się zapach wdzięczności i zobaczy uśmiech na twarzy, to jest już wogóle dobrze. Można się wyłączyc, tak jak ja wczoraj- tam na Debcu był taki spokój, takie poczucie braku pośpiechu, napięcia, że czułem się jak na wakacjach. I nawet na ten czas zapomniałem o wszystkim, co mnie boli, co się rzadko zdarza.

„Autocharakterystyka”

Pies to chędożył
Kot przez trzewia dwakroć przepuścił
Koło rybek leciało w sedesie
Z chomikiem spało
Świnka morska zdeptała
Między królicze włożyła bobki

Papuga jak papuga:
Powtórzymy wszystko

Takie coś znaleźli i nazwali
Poeta
Także kolega, przyjaciel,
Ojciec, matka, kochanek
Dobra ciocia i zły wujek
Dlaczego akurat tak?
Bo mam coś, czego nie mają…
14-01 Dom

piątek, 16 stycznia 2009

"Hej, radością oczy błysną"

Wreszcie radosny dzień. Najpierw był ostatni dzień budy i najlepszy- piątek. Można się pośmiać z ludzi, którzy siedzą do 17, poczuć ducha wolności. Potem pojechałem znowu do babci się narąbać- drewna. Zabawa siekierką, uśmiech na ustach babci i moich, satysfakcja. I zrealizowałem dziecięce marzenie, którego na Wildzie nie mogłem, bo mi nie pozwalali- zbudowałem dla babci karmnik dla ptaków i powiesiłem na drzewie. Może wygląda jak dzieło orka-przychlasta, nie ma w nim ani krzty finezji czy estetyki ale jest wytrzymały i działa. I będę miał radość.
Dzielę się moją wizją romantycznej historiozofii w trochę nowoczesnym wydaniu;)
„Bajka eschatologiczna”
Prawie jak
Słowacki i może Bron
Anioły i demony
Trą o siebie skały
Krzesząc historię

Jedno życie, jeden RPG
Zasiada niebiański poddany za klawiaturą
Kierownicą życia bytu podlejszego

Po godzinie zmienia go
Młodszy brat diabeł
I też prowadzi człowieka
W metafizycznym MMO

Czasem grają jedną postacią
Wypychając się sprzed ekranu
Chcą całkiem sterować
Genialną jednostką
Która
Wymyka
Się
Spod
Kon Tro Li

A w czwartą stronę pcha go Przeznaczenie
Zacięcia, zawiśnięcia, stany wstrzymania
W końcu reset
PP, 14-01

poniedziałek, 12 stycznia 2009

"W strasznej nedzy i w strasznej rozkoszy, trzeba żyć"

Szukałem jakiegoś optymistycznego wiersza, ale nie mam. Najlepsze mają tylko lekka nutkę. Muszę się zabrać za to i spłodzić coś przyjemnego. Wczoraj WOŚP- bojówka. Czyli siedzenie w hufcu z Kikiem, Wojtasem i Mateuszem, żarcie, picie, muzyka i rozmowy. Potem przyszła Doma i siedziała z nami prawie do końca. A ludzie przewijali się i przewijali. I dostałem trochę weny. To wszystko z tego jednego dnia, w zasadzie popołudnia. Zauważyłem też, przepisując daty ze starego zeszytu fetyszy, który się skończył, że miałem dni na pisanie i dni puste. I w takie dni powstawało kilka tekstów, potem cisza, potem nowe teksty. I że dokonuje się pewna ewolucja pisania. Niektórzy mówią też, że się zmieniam jako osoba. Nie wiem, co z czego wynika.

„Niepewność”
Czekam w próżni
Płynąc w przestworach
Codziennej nieistotności

Wyczekuje Twych oczu
Przelotnego jak gołąb spojrzenia
I krótkiej kontemplacji

Potem będzie czas na iskierkę bólu
Krwi wylanej nad własnym losem
I łez wypuszczonych daremnie

I sam nie wiem, czego pragnę….

„Wiadomość”
Wśród lasu bliskich siedzę,
Pod przyjaznym drzewem,
Odtrącony przez kamienie
Samotny buk wśród sosen

Wyrywam korzenie, brnąc za łanią
Ona w krok za kimś pędzi,
Zmieniam się w sokoła, ona zamiera,
Pochylając się nad zwiędłym kwiatem,
Ja nie śmiem drapieżnik jej tknąć

Usta, niczym grzbiet oceanu
Falują wciąż niczym…Kurwa!
Znowu coś się wali

Złe wieści zawsze przychodzą nie w porę

„Kolejne głupie pytanie”
Czym jest uczucie
Które jak wprawny poszukiwacz
Wśród morza pirytowych twarzy pozwala
Odnaleźć jedyny samorodek
Nie zważając na przyćmiewające blaski?

Czym jest uczucie,
Które jak huragan
Straszliwie niszczy ludzi
I jak rosa życiodajna
Pozwala wzrastać dobru?

Czym jest uczucie?
Błogosławione czy przeklęte?

Nikt nie wie,
Więc daj mi spokój z takim pytaniem,
Odpowiedź znajdziesz po drugiej stronie
Tego, co nazwali życiem
--------------------------------


Kto ma oczy, niechaj słucha...

piątek, 9 stycznia 2009

"W srebrnej poświacie szła..."

Dziś znowu pojechałem z ojcem do babci się narąbać - drewna. Lubię pomagać innym, sprawiając jednocześnie radość sobie- a nic nie daje takiej radości jak siekiera i coś do rozwalenia. Wracając do domu poczułem zapach wolności, złapałem promienie słońca i nawet czułem radość. W końcu cały tydzień czeka się na piątek i "przepustkę". Ale potem załączyła mi się "Legenda wyśniona", przed oczami stanął mi obraz i opuścił mnie dobry humor. Jeszcze w tramwaju było pełno ludu, i stwierdziłem, ze idę z buta do domu. A radosny epizod przypomniał mi napisany w Krotoszynie wiersz:
„Ślady radości”
Wśród skręconej buczyny
Wśród niebosiężnych świerków
Wśród czystych jak słowo brzóz
I pośród dębów majestatu

Na nieba żywym płótnie
Na wody tafli rozgadanej
Na kartach żywych płomieni
I w każdym wiatru powiewie

W pierwotnym ryku radości
W zadziwionych oczach
Obcując z naturą
Można złapać jej kroplę...

------------
Trzeba żyć, walczyć pomimo mroku w sercu.
I nadal biegnę, ścigając tramwaj, mimo woli...
Wiem, że nie chcesz, ale nie umiem inaczej...

wtorek, 6 stycznia 2009

"Pisać poezję, to znaczy płakać..."

Zwiedziony na pokuszenie przez Domę, wrzucam kilka ostrzejszych wierszy. Nie oceniajcie ich jako coś z góry złego, bo w poezji, "dobra >>kurwa<< size="4">„Zadziwienie”
Wkurwiają mnie
Zapakowane w lukier
Piosenki – pocieszanki
Nadziane optymizmem do bólu
Gdy tonę w bólu,
A każe je śpiewać najdroższym,
Choć mi tylko rozdzierają rany

Wkurwiają mnie także
Fałszywi prorocy,
Czarodziejki z reklam
Wrogowie, znajomi,
Rodzina, przyjaciele,
Poza tym ja sam,
Zwierzątka, rośliny,
Nawet najmniejsze bakterie
Cały ten świat
Też nie wiem, dlaczego

„Odejdź!”
Usadowiłem się w kącie
Na kłującej poduszce,
Z głową w dół zadartą

Przede mną nóż i gitara
Szalone błagają alternatywy
A obok pióro i kartka

Mentorka poczciwa, lecz omylna
Wkłada mi palec do ust,
Próbując je niezdarnie zakrzywić
W uśmiechniętą parabolę

Nie zrozumie mnie, choćby chciała,
Każe mi śmiać się na siłę,
Jakby to mogło zmieniać serca
Lub goić ich rany

„Zniechęcenie”
Mateuszowi Dorna
Idąc białą łąką
Nie kwiaty w oczy kłują
A zeschłe kikuty,
Porażajże odorem porażki
Zamiast rosy piją krew,
Którą kradną memu ciału
Żyletkami łodyg

Gdy każde drzewo i kwiat
Kolec w serce i nóż w plecy
Mała ruda pułapka
Pogłębia rany na rękach
Wycięte z premedytacją
Przez głupie słowa samemu

Po co, kurwa, bogowie, filozofie
Wszystko gzi się jak pies
Nie ma odpowiedzi na pytania
Po co się starać?
Widzę triumf skurwysynów
Plącząc po klęsce przyjaciół
Zalany krwią, łzami i wodą brzozową

Nic, tylko strzelić sobie w głowę
Pociąć łapy i zmiażdżyć giry
Niech tonie we własnym gównie
Ten pierdolony świat

„Diagnoza”
Jestem spoconym grafomanem
Narkomanem pióra i żyletki
Którą otwieram drogę do serca.
Przelewam na papier krew
A z nią uczucia.

Jestem niezwykłym szarakiem
Niby namaszczony przez Boga,
A wątły, niebaczny i rozdarty,
Żyje na co dzień codziennością
I grzeszę też po ludzku

Jestem wcielonym oksymoronem
Niemoralnym autorytetem,
Ścisłym humanistą i smutnym błaznem,
Czułym umysłem i szczęściem w cierpieniu
Ambiwalencja nie zna granic

Jestem chorym na głowę człowiekiem,
Ale kto z nas jest w pełni zdrowy?

"Wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie"

Ostatnimi czasy czuję się rozdarty. Mędrcem był ten, co powiedział "wiem, że nic nie wiem", bo im więcej wiem, tym gorzej. Wiedza boli. A każdy dzień w budzie zaczyna mnie dobijać, i już chcę 13 luty- ferie. A na razie, trzeba jakoś przeżyć. Byle do piątku ;)

„Trójnik”
Siedząc na kiblu
Słyszę w myślach jakiś dysonans
Z którego płynie muzyka mego życia

W chaosie dźwięków wyłaniam 3 głosy,
Z których każdy śpiewa inaczej

Czarny z białym przekrzykują się,
Dbając jednak o formę, by mnie przeciągnąć.
Wzbierają tony, falują oktawy

Stoję obok, słuchając obojga,
Śpiewam własną szarą pieśń życia,
Próbując dostroić głos do mocniejszego,
Którego nie widzę i nie znam.

Rozdarty, gdy nie rozróżniam,
Kieruję się głosem serca,
Z pienią falującą odcieniami szarości
Szybuję na spotkanie losu

niedziela, 4 stycznia 2009

"Jeżyk, jeżyk 2D"

Wracając z biwaku, jeszcze w Krotoszynie znaleźliśmy płaskiego jeża. Nie obyło się bez radosnego pokazywania, komentarzy i możliwości użycia jeżyka 2D. Poza przypomnieniem tego radosnego wydarzenia (chyba najweselsza część biwaku), ogólnie nie jest najlepiej, bo sam już nic nie wiem. A jak nawet ja sam nie jestem w stanie o sobie powiedzieć czegoś pewnego, to nie wiem kto będzie w stanie.

„Zrzucić maskę”
Stanąć nad nimi wszystkimi
I każdą z osobna
Rzucić je na kolana
Prosto do stóp
Patrzeć, jak gniją w cieniu
Zgięte z bólu w pół
Karmić się ich cierpieniem
Pić krew i ból
Dać im powoli cierpieć
Aż zeżre je obłęd

Tak prosto przyklejać etykietki,
Znać wszystko z zachowań i wyglądu
A ja i tak zrobię inaczej,
Niż sobie mnie tłumaczycie

"Jak zapomnieć te wszytskie chwile"

Doszedłem wczoraj do wniosku, że jestem pieprzonym hipokrytą, i okłamuję sam siebie. Nie da się samemu sobie wcisnąć kitu tak, żeby stał się prawdą. Jeszcze do wczoraj myślałem, że się da, ale w sumie sam nie wiem czy się udało. Nie wiem już nic, bo nic nie jest jednoznaczne. Nie potrafię już stwierdzić w 100% niczego, nawet tego, czy coś czuję, nie mówiąc już o dokładniejszym określeniu uczuć, które mną targają. Takiej ambiwalencji emocjonalnej dawno nie miałem- wszystko chce i nie chcę, gonię i uciekam, a świat jest szary. Dobrze, że mam drużynę, bo bym nie wyrobił, a tak mam jakiś sens w życiu.
Wiersz też z biwaku, z ciągu.

„Zapomnij!”
Prosta komenda,
Jedno polecenie wiersza.
Wirus blokuje, nie pozwala.
System przestaje odpowiadać
Za siebie i inne aplikacje,
Bo pamięć się przelewa

sobota, 3 stycznia 2009

"A wiatr wołał: W górę żagiel!"

"To była stara drewniana łódź" -Matelot. Ta piosenka chodzi po mnie odkąd pierwszy raz mi puścił ją Mateusz. Jest naprawdę piękna i wzruszająca, aż chce mi się przy niej płakać, ale nie mogę. A szczerze mówiąc mam ochotę się wypłakać, ze wszystkiego, co mi siedzi i siedziało we mnie. Bo tak porządnie się nie wypłakałem od paru miesięcy. Wiem, że wam wszystkim wyda się to paradoksem, ale tak jest. A druga chodzi po mnie "Łza dla cieniów minionych" KATa - też piękna.
Kolejny z wierszy pisanych podczas biwakowych ciągów wierszocholizmu

„Rozkaz!”
Dwa haczyki w kącikach
Na żyłce napiętej do granic

Antynomiczne dno i tafla,
Woskowa maska uczuć
Na zbolałej twarzy

Ciesz się, gnoju!
A jak nie umiesz, wynoś się!
Musisz udawać radość,
Na rozkaz wybuchać czystym śmiechem
Albo udać się
Do zoo dla ludzi,
Gdzie pod okiem doktorów
Leczy się beznadziejne przypadki

"To wsyztsko było, minęło, zostało tylko wspomnienie..."

Nie ma to jak parę dni z dala od domu, rodzinki... Od razu inaczej, co nie znaczy lepiej. Biwak Kręgu był fajny, ale nie udało się zapomnieć i wyłączyć myślenia o pewnych sprawach, a inne jeszcze doszły. A nie można bawić się i uśmiechać na siłę. Tak samo trzeba być szczerym, ale nie trzeba wszystkim mówić o wszystkim. Ale biwak i tak zaliczam do udanych. Nie zapomnę drogi przez las z filmikiem, wigilijnych "jasełek" (szczególnie 1 projektu w którym miałem grać Maryję) , spacerów po lesie, w którym co jakieś 100 m zmienia się otoczenie - las mieszany, za chwilę przewaga sosen, potem kupka świerczków, brzezina, mroczny sosnowy las, buczyna, las mieszany. Po prostu cudo, tylko nie każdy jest wrażliwy na piękno przyrody ("Założymy się, że nie zauważą tego wielkiego buku?" nie zauważyli - większość). I niesamowite drzewa- poskręcane buki, które wyglądały jak opętane ("Jakbym wierzył w reinkarnację, to tak bym wyglądał"), Wielkie Pały, połamane kolosy, świerki na krawędzi upadku. I męskie życiowe rozmowy o filozofii, sensie, ale też o muzyce, wierszach, ludziach, przyrodzie i nie tylko. I sylwester, z niespodzianką w postaci Agnieszki G i Patrycji W, które się zjawiły, i typowa manana, wstawanie o 11, śniadanie na 13 itp. I cud, że nic sobie nie zrobiłem, choć mogłem. W sumie w piątek rano przy śniadaniu pociąłem się na palcu nożem do chleba, ale to po biwaku, wiec się nie liczy.

A co do wielkiej kontrofensywy, na froncie, którą szykowałem na niedzielę i planowałem z Krzychem, to doszedłem do wniosku, że lepiej się poddać, niż tracic siły na prózno, bo nic nie zyskam, a nie chcę tracić. Trochę mięsa przyda się w późniejszej, nie daj Boże, wojnie.

Czekałem do powrotu z podsumowaniem roku, bo liczyłem na cud, ale że się nie pojawił, to stwierdzam, że 2008 był porażką. Bywały okresy pozytywne, ale niewiele, a negatywnych uczuć było dużo, i w dużej sile. Do tego wszystkie blizny, których się nabawiłem i wszystko, co mnie ominęło, zwłaszcza wyjazdy, dopełniają czary goryczy. Jedyne pozytywy zauważam w pracy instruktorskiej- zobowiązanie, udany obóz, coraz więcej chłopaków w drużynie, coraz więcej fajnych pomysłów, coraz więcej dumy.
Zauważyłem, że piosenki, na które ma się fazę dużo mówią o człowieku, więc może podam, na co miałem fazę w ubiegłym roku:
Styczeń - "Z nim będziesz szczęśliwsza" SDM
Luty- "Za dalą dal" SDM
Marzec - "Ja do Ciebie" Happysad
Koniec marca/początek kwietnia - "Długa droga w dół" Happysad "Midrautas Vras" Summoning
Koniec kwietnia/Początek maja - "Tango Triste", "Ach, kiedy znów ruszą dla mnie dni" SDM
Maj - "Flight of the Nazgul" "Long lost to where no pathway" Summonig
Lipiec - "Ach, kiedy znów ruszą dla mnie dni" SDM
Sierpien - "Hymn" Jacek Kaczmarski
Wrzesień -"Czarny chleb i czarna kawa" SNL, "List do Che" SNL
Październik -"Czarny chleb..." Hetman, "Idzie wojna" SNL, "Niecodzienny szczon" SNL
Listopad- "Nocnoautobusowa" ONZ, "1944" KSU
Grudzień - "Smutno" SDM, "Panzerkampf" Sabaton, "Łza dla cieniów minionych" KAT,

Wiem, niezłe spektrum. Ale ja juz tak mam.

A wracając do biwaku, to zdarzyło się coś wyjątykowego- tak, jak zwykle nie mam weny na wyjazdach, albo powstaje 1-2 wierszy, to tu napisałem ich dużo - zupełnie jak alkocholik w ciągu. Bywało, że na posiedzeniu pisałem po kilka. Na razie rzucę 1, ale potem może dorzucę jeszcze trochę;)

„Głupie pytania”

Cóżem uczynił
Że cierpię tyle
Ambiwalencji?

Za co muszę bawić się na siłę? Nie wiem
Za co muszę zakładać bananowe maski? Nie wiem
Za co muszę grać siebie szczerego do bólu? Nie wiem
Za co muszę udawać głupca kryjąc intelekt? Nie wiem
Za co muszę kryć się przed uczuciami kryjąc je? Nie wiem
Za co muszę mieć wrażliwą duszę z twardym ciałem? Nie wiem
Za co muszę tu żyć? Nie wiem
I pewnie nie dowiem się teraz ani tutaj

Bo to jest jak eschatologia:
Jeden wielki suchar,
O którym uświadomią mnie czarne anioły
Lub szatan w białych szatach