sobota, 3 stycznia 2009

"To wsyztsko było, minęło, zostało tylko wspomnienie..."

Nie ma to jak parę dni z dala od domu, rodzinki... Od razu inaczej, co nie znaczy lepiej. Biwak Kręgu był fajny, ale nie udało się zapomnieć i wyłączyć myślenia o pewnych sprawach, a inne jeszcze doszły. A nie można bawić się i uśmiechać na siłę. Tak samo trzeba być szczerym, ale nie trzeba wszystkim mówić o wszystkim. Ale biwak i tak zaliczam do udanych. Nie zapomnę drogi przez las z filmikiem, wigilijnych "jasełek" (szczególnie 1 projektu w którym miałem grać Maryję) , spacerów po lesie, w którym co jakieś 100 m zmienia się otoczenie - las mieszany, za chwilę przewaga sosen, potem kupka świerczków, brzezina, mroczny sosnowy las, buczyna, las mieszany. Po prostu cudo, tylko nie każdy jest wrażliwy na piękno przyrody ("Założymy się, że nie zauważą tego wielkiego buku?" nie zauważyli - większość). I niesamowite drzewa- poskręcane buki, które wyglądały jak opętane ("Jakbym wierzył w reinkarnację, to tak bym wyglądał"), Wielkie Pały, połamane kolosy, świerki na krawędzi upadku. I męskie życiowe rozmowy o filozofii, sensie, ale też o muzyce, wierszach, ludziach, przyrodzie i nie tylko. I sylwester, z niespodzianką w postaci Agnieszki G i Patrycji W, które się zjawiły, i typowa manana, wstawanie o 11, śniadanie na 13 itp. I cud, że nic sobie nie zrobiłem, choć mogłem. W sumie w piątek rano przy śniadaniu pociąłem się na palcu nożem do chleba, ale to po biwaku, wiec się nie liczy.

A co do wielkiej kontrofensywy, na froncie, którą szykowałem na niedzielę i planowałem z Krzychem, to doszedłem do wniosku, że lepiej się poddać, niż tracic siły na prózno, bo nic nie zyskam, a nie chcę tracić. Trochę mięsa przyda się w późniejszej, nie daj Boże, wojnie.

Czekałem do powrotu z podsumowaniem roku, bo liczyłem na cud, ale że się nie pojawił, to stwierdzam, że 2008 był porażką. Bywały okresy pozytywne, ale niewiele, a negatywnych uczuć było dużo, i w dużej sile. Do tego wszystkie blizny, których się nabawiłem i wszystko, co mnie ominęło, zwłaszcza wyjazdy, dopełniają czary goryczy. Jedyne pozytywy zauważam w pracy instruktorskiej- zobowiązanie, udany obóz, coraz więcej chłopaków w drużynie, coraz więcej fajnych pomysłów, coraz więcej dumy.
Zauważyłem, że piosenki, na które ma się fazę dużo mówią o człowieku, więc może podam, na co miałem fazę w ubiegłym roku:
Styczeń - "Z nim będziesz szczęśliwsza" SDM
Luty- "Za dalą dal" SDM
Marzec - "Ja do Ciebie" Happysad
Koniec marca/początek kwietnia - "Długa droga w dół" Happysad "Midrautas Vras" Summoning
Koniec kwietnia/Początek maja - "Tango Triste", "Ach, kiedy znów ruszą dla mnie dni" SDM
Maj - "Flight of the Nazgul" "Long lost to where no pathway" Summonig
Lipiec - "Ach, kiedy znów ruszą dla mnie dni" SDM
Sierpien - "Hymn" Jacek Kaczmarski
Wrzesień -"Czarny chleb i czarna kawa" SNL, "List do Che" SNL
Październik -"Czarny chleb..." Hetman, "Idzie wojna" SNL, "Niecodzienny szczon" SNL
Listopad- "Nocnoautobusowa" ONZ, "1944" KSU
Grudzień - "Smutno" SDM, "Panzerkampf" Sabaton, "Łza dla cieniów minionych" KAT,

Wiem, niezłe spektrum. Ale ja juz tak mam.

A wracając do biwaku, to zdarzyło się coś wyjątykowego- tak, jak zwykle nie mam weny na wyjazdach, albo powstaje 1-2 wierszy, to tu napisałem ich dużo - zupełnie jak alkocholik w ciągu. Bywało, że na posiedzeniu pisałem po kilka. Na razie rzucę 1, ale potem może dorzucę jeszcze trochę;)

„Głupie pytania”

Cóżem uczynił
Że cierpię tyle
Ambiwalencji?

Za co muszę bawić się na siłę? Nie wiem
Za co muszę zakładać bananowe maski? Nie wiem
Za co muszę grać siebie szczerego do bólu? Nie wiem
Za co muszę udawać głupca kryjąc intelekt? Nie wiem
Za co muszę kryć się przed uczuciami kryjąc je? Nie wiem
Za co muszę mieć wrażliwą duszę z twardym ciałem? Nie wiem
Za co muszę tu żyć? Nie wiem
I pewnie nie dowiem się teraz ani tutaj

Bo to jest jak eschatologia:
Jeden wielki suchar,
O którym uświadomią mnie czarne anioły
Lub szatan w białych szatach

Brak komentarzy: