poniedziałek, 31 marca 2008

"Jedno życie moje zycie mam i dlatego droga Biedo jakoś Ciebie pcham..."

Dawno nie pisałem, bo nie było za bardzo o czym. Żyłem i zyję na sinusoidzie losu - raz wzgórze, raz dołek. Czasem mniejszy, czasem większy, ale nic szczególnego. Jakoś trzymam się życia i staram się nie przejmować. Nadal trwam w tym, co siedzi we mnie. Teraz żyję już tylko perspektywą biwaku szczepu - 3 dni w doborowym towarzystwie. Mam odrobinę nadziei że może coś się zmieni, ale wątpie. Może to i lepiej, bo co nagle to po diable. Ale dość o tym- naskrobię coś po biwaku. Teraz rozleniwia mnie wiosna.

czwartek, 13 marca 2008

"Tu asfalt się kończy, a zaczyna blues, na płocie list gończy i po prostu luz..."

Zauważyłem, że umieszczenie poprzedniej notki miało sens. Cieszę się z tego, bo lubię widzieć efekty swojej pracy. Poza tym byłem wczoraj znowu na Łęgach. To miejsce jest niesamowite, chociaż potrafi być nieprzyjazne- wczoraj spłukało nas w całości. Ale i tak mam do nich wielki sentyment.
P.S. Jakby kto nie wiedział, gdzie są Łęgi

"Do Łęgów"
Wspaniała oazo zieleni,
Zagubiona wśród szarości miasta,
Świątynio odpoczynku,
Przesiąknięta ofiarami
Łez, z bólu i żalu wylewanych,
Jak i z radości wyrzucanych;
Krwi, tej wylanej przypadkiem,
Jak i celowo wytaczanej.
Gdzie w cieniu wierzb wena sama spływa,
Gdzie w ocienionych alejkach hasają wesoło dzieci.
Tu od berbecia świat poznawałem, wszystkimi zmysłami,
Tu przyjaciele nie jedną myśl przez oczy przesłali.
Tutaj ulotne szczęścia chwile w godziny się zamieniają,
Łęgi przyjazne, ale potrafią dać się we znaki,
Dyngusem z nieba lub niespodzianką.

wtorek, 11 marca 2008

"Ani miłość, kiedy jedno płacze, a drugie po nim skacze"

Eh, zabieram się do tej notki już od trzech dni. Ale muszę to wreszcie napisać, żebyście przestali mylić dwa ważne pojęcia, bo dostaję jasnej choinki. Muszę to pisać trzeci raz i jakoś ubrać w słowa.
Mamy dwa podobne ale diametralnie różne uczucia - miłość i zauroczenie. Nieumiejętność odróżnienia jest powodem depresji i utrudnia zapomnienie o nieudanym związku/uczuciu. Ludzie opowiadają o niespełnionej miłości, gdy nie znali partnera/ki za dobrze, o miłości od pierwszego wejrzenia. Zauroczenie, wbrew obiegowej opinii, potrafi być silne, nawet śmiertelne, silniejsze nawet niż słabsza miłość. Nie jest czymś negatywnym, jak postrzegają ludzie - jest etapem na drodze do miłości. Najpierw się zauraczamy, a potem, gdy poznajemy partnera/kę poprzez związek - chodzenie ze sobą albo wskutek zacieśnienia relacji - głęboka przyjaźń, może przerodzić się w miłość. To nic złego - to naturalna kolej rzeczy.
Nazywając każde uczucie miłością umniejszamy jej wagę, ośmielę się nawet powiedzieć, że profanujemy. Jest to w dzisiejszych skomercjalizowanych czasach nagminne - iluzje miłości są nam serwowane przez media i wytwory kultury popularnej. Współczesne wzorce postaw (nazwanie ich autorytetami było by swoistą desakralizacją tego pojęcia) - idole, gwiazdy dają nam negatywne przykłady - różne związki z wieloma ludźmi, nazywane miłością.
Do miłości trzeba fundamentu którym jest związek i zaprawy którą jest szczerość, zaufanie, wzajemność. To co jest wcześniej, co nazywamy miłością jest tylko zauroczeniem. Może przekształcić się w miłość, ale nie musi. I tu się zaczynają schody dla tych, którzy nie umieją odróżnić. Myślą, że są ofiarami nieszczęśliwej miłości, a nie mają racji. To było zauroczenie. Ciężej im pogodzić się z losem i ze światem, ich okres powrotu do takiego stanu, że nie będą się martwić trwa zdecydowanie dłużej. I marnują czas, którego zawsze jest mało.
Doszedłem do tego w zeszłym roku, gdy leczyłem rany po pewnym fatalnym zauroczeniu. Też myślałem, że to jest wielka miłość, że będę czekał na nią do końca życia, że nie ma żadnej innej opcji. Trzy miesiące bólu, potu, łez i krwi pokazały mi jak bardzo się myliłem. Dopiero gdy wyszedłem z dołka, dzięki pomocy przyjaciół (opisują to pierwsze notki na tym blogu), doszedłem do wniosku, że to nie mogła być miłość, tylko zauroczenie. Przestrzegam was przed tym!
Tym bardziej nie można nazywać miłością takiego zauroczenia, w którym zostaliście potraktowani jak szmaty! Albo zignorowani lub zdradzeni. W takim przypadku nie ma mowy o miłości - jest zauroczenie, a wy myślicie, że to miłość. O takich sytuacjach i partnerach/kach trzeba jak najszybciej zapomnieć - skoro okazali się tak podli, to jak można chcieć być z nimi? Zaraz podniosą się głosy, że "miłość cierpliwa jest, miłość łaskawa, ... nie szuka swego, nie pamięta złego, ... wszystko znosi". Tak - miłość jest taka - zgadzam się z autorem1 listu do Koryntian. To uniwersalna prawda, ale należy to brać do serca jako całość - nie urywkowo. A św. Paweł pisze, że to jest miłość, nie, że zauroczenie. Żeby mogła istnieć miłość, musi być odwzajemnienie. Bez wzajemności ciężko o miłość - bo jak? Wzajemność jest spoiwem łączącym dom miłości - a budowla bez spoiwa jest jak domek z kart - byle podmuch ją powala, a narażona na stały wpływ czynników negatywnych (odrzucenie, brak wzajemności) sprawia, że po pewnym czasie sama się rozpada.
Dlatego też, nie należy się mocno przejmować nieudanym zauroczeniem. Jak nie wyszło, trudno- tak bywa w życiu. Niewiele osób znajduje swoją połówkę od razu. Niektórzy muszą przeżyć parę nieudanych zauroczeń, by nauczyć się doceniać ludzi, a nie patrzeć tylko na cielesną powłokę. Niektórzy mają złudzenia, a niektórzy po prostu są niewarci osoby, która się o nich stara. To, że ludzie chcą się szukać i mają problemy z odnalezieniem jest wiadome od zarania ludzkości. Miłość
jest jak narkotyk - odsyłam do poprzedniej notki - wiersz "Banał" i do piosenki happysadu "Długa droga w dół".
Jak już Cię potraktuje po chamsku, to żeby zagoić rany musisz zacząć od uświadomienia sobie kilku rzeczy: po pierwsze własna wartość - z tym jest ciągle problem. Mamy o sobie coraz niższe mniemanie. Nie wzywam tu do jakiegoś zadzierania nosa, tylko do rozważnej samooceny. Ja do końca gimnazjum dołowałem się niską samooceną, wmawiałem sobie, że moje niepowodzenia są spowodowane tym, że nie jestem fajny. To się zmieniło dopiero teraz i widzę, jak wielki problem to stanowi wśród ludzi.
Druga rzecz, to uświadomienie sobie przyczyny niepowodzenia. Najczęściej bywa, że jesteś olany/a lub zjechany/a lub robi Ci się nadzieję. To nie jest fair, zwłaszcza robienie nadziei w stylu może za 8 lat, jak skończymy studia lub wciskanie ciemnoty typu no wiesz, w pierwszej klasie gimnazjum muszę się skupić na nauce, a nie na chłopakach, albo może jak wrócę z ferii to pomyślimy. A próba upieczenia dwóch lub więcej (a bywa, bywa) pieczeni przy jednym ogniu również jest mówiąc delikatnie chamska.
Trzecią rzeczą jest uświadomienie sobie - jeśli przyczyna nie leży po naszej stronie, że ktoś, kto mnie tak traktuje, nie jest dobry. A już na pewno nie może mnie kochać - bo to dopiero wychodzi z udanego zauroczenia. Jak tak postępuje, to nie jest mnie warty/a. Dlatego bardzo ważne jest przekonanie o własnej wartości- w przeciwnym wypadku będziemy myśleć, że każdy jest nas warty.
Ostatnim i najważniejszym etapem jest chęć zapomnienia o obiekcie zauroczenia. Wiem, że brzmi to brutalnie, ale musisz podjąć tą decyzję, bo inaczej będziesz żyć w smutku i złapiesz dołek jak ocean.
Nieocenioną pomocą przy wychodzeniu z każdego dołka są przyjaciele. Powiedzą Ci to co ja. Na początku nie zechcesz ich słuchać, będziesz się zarzekał, że to miłość, ale po jakimś czasie zrozumiesz i przyznasz mi rację. Tylko będzie to czas bólu, potu, krwi i łez, czego nie życzę nikomu, a zwłaszcza ludziom, dzięki którym to piszę. Naprawdę, weźcie to sobie do serca! Nie można myśleć o jednej osobie, która zachowała się jak ostatni cham, jak w koło pełno wspaniałych ludzi!

czwartek, 6 marca 2008

Dziś będą 2 wiersze z dedykacją, stworzone spontanicznie. Pierwszy dedykuję przyjaciółce, która zwierzyła mi się ostatnio. Wiem, że to wkrótce przeczyta. Drugi dedykuję mojej polonistce, która raczej go tu nie przeczyta. Dokonując selekcji moich wierszy na konkurs stwierdziła, że miłość w poezji to banał. W sumie doszedłem do wniosku pracując na "Kwiatkiem", że ma rację. Tak powstał drugi wiersz.
"Kwiatek"
Jesteś kwiatem na łące,
Ale nie takim zwykłym.
Kielich twój surowo piękny,
Jakby odlany ze stali.
Niedopuszczasz nikogo do siebie,
By nie zranić nikogo.
Liście masz czarno- zielone,
Dlatego inne rośliny Cię malują
We wszystkich odcieniach czerni.
Nie bój się, on ma swoje zdanie.
Jego nie zranisz, on wybrany,
Nie przez los, ale przez siebie samego,
Nie zranisz nikogo, jeśli także przez Ciebie.
Złagodzi Twój jadowy kolec twardą łuską,
Dając szczęście wam obojgu.

"Banał"
Miłość…? Banał
A zwłaszcza nieszczęśliwa.
To już było tyle razy przerabiane,
Tyle razy na skórzanych pergaminach
Krwawymi literami wyryte,
Tyle razy przelane łzami rzewnymi,
Niby deszcz tropikalny, potok źródłem morza będący.
Od pierwszych prakomórek,
Już chemiczne biły szybciej serca.
Musi jednak być coś pociągającego,
W tej beczce jadu, narkotyk jakiś,
Że ją tak przez wieki chciwie spijamy.

środa, 5 marca 2008

"To be or not to be?"

Pogoda zmienia się za oknem jak w kalejdoskopie. Ma ona wpływ na nasze samopoczucie - to już nawet naukowcy udowodnili. Dlatego jak w kalejdoskopie zmienia się mój nastrój - czasem jestem nastrojony, a czasem nie. Zupełnie jak u Szekspira pogoda reaguje na to co się dzieje w moim życiu. I choć pozornie nic się nie dzieje, to jednak moje lęki i niepokoje zmaterializowały się w weekend w postaci Emmy. Wiem, że to przypadek, ale jak już jesteśmy przy Szekspirze to nasuwa mi się pewna refleksja o Hamlecie.
"Rozterki księcia Danii"
Być albo nie być? – pyta,
Odrzucając w dramatycznym geście grzywę,
Wzrok mu przesłaniającą.
Wciąż wypomina życiu niepewność jutra,
Obolałe serce i morze zła, zalewające ideały/
Amulet z żyletek pobrzękuje cicho na szyi,
Pokrytej bliznami tak jak ręce,
Na których odciśnięte próby odpowiedzi.
Przeczącej, ale niezdecydowanej.
Kolejny raz zaczyna swój monolog,
Biadoląc nad okrutnym losem.
Sztyletem żyletki wrzyna się w żyłę,
Wahając przed ostatecznym rozwiązaniem.
Z podmalowanych czernią oczu kapią krwawe łzy,
Nie pierwszy i nie ostatni raz zadaje sobie to pytanie.