niedziela, 29 marca 2009

"Na nowo nazwie, co ponazywane, nadziei znów pozwoli nam skosztować..."

Stwierdzam, że ten weekend był dziwny. I nie chodzi mi tu o pogodę, która też była dziwna.
O piątku pisałem w poprzedniej notce- nie nastroił mnie zbyt optymistycznie. Dlatego gdy nastawiony wieczorem budzik zadzwonił o 5 rano, stwierdziłem, że śpię dalej. I oczywiście gdy wstałem około 8:45 stwierdziłem, że idę na ryby:P Zacząłem od problemów technicznych- na szybcika wziąłem zestaw na spokojną wodę na krótkim kiju i gruntówkę na długim. Poszedłem na zachodni brzeg zamiast na moje miejsce, bo myślałem, że będzie na bank zajęte.
I tu zaczynają się refleksje filozoficzne- nasze małe codzienne rytuały i dylematy, pozornie nieważne rządzą sie takim samym prawem przypadku i regułami, jak te ważne życiowe.
-Okazało się, że miejsce było wolne i czekało na mnie. Ale ja na słabych miejscówkach traciłem czas na demontaż zestawu, który i tak okazał się bezużyteczny- zerwałem spławik, a na kiju 2 m nie jestem w stanie ustawić gruntu 3 m spławikiem stałym. A takim się łowi na rzece. Gruntówkę zaś znosiło, bo miejsce okazało się zdradliwe- wysoka burta i mała ujażdżka. Ale pewnie i tak nie wiecie, o czym mówię- motyw jest taki, że chciałem na 2 wędki, a jedną i drugą musiałem rozmontować. Wziąłem z 1. zestawu kij, a z drugiego resztę, i mogłem łowić, ale zauważyłem, że moje miejsce jest wolne. Wróciłem, i nie znalazłem śladów ludzi. Zostało mi mało czasu, ale coś sie, działo i jakieś płotki wyciągnąłem.
Jakie z tego wnioski?
a) nie można się od razu zniechęcać i nastawiać na nie, bo jest szansa, jeśli się nie sprawdzało
b) nie można chcieć za dużo naraz- czasem warto odłożyć jeden kij, a czasem warto wziąć sobie do serca triadę heglowską- teza+ antyteza ----> synteza. I tą wybitnie romantyczną koncepcję da się przełożyć na wszystko.

Kolejnym punktem był rytuał mycia schodów, a po obiedzie wyjazd do babci. Znowu z bratem dlaiśmy koncert na 2 instrumenty. Trzeba było wyładować stres tygodnia i narąbać zapasik. Młody nieźle sobie radzi, jestem z niego dumny. Może wkrótce będzie trzaskał takie pnie jak ja z luzikiem

A dziś znowu o 5 nie wstałem, tylko po 9, ale za to siedziałem do 14 nad wodą. I można powiedzieć, że połowiłem. Co prawda małe płotki, ale zawsze coś się działo. Jeszcze trochę i ruszy się leszcz, potem lin i karaś, potem maj i szczupak. Wziąłem książkę od hiszpana, żeby się pouczyć na jodida bolsa de palabras, ale jak tylko otwierałem, coś się działo. Rzadko kiedy mogłem się uczyć dłużej niż 5 minut- zupełnie, jakby Matka Natura chciała, żebym sie nie uczył.
Kolejny wniosek dotyczący życia: jak coś chcesz, to się nie udaje, ale jak robisz przy tym coś innego, ważniejszego dla Ciebie w danej chwili, to zaczyna się udawać, żebyś nie miał czasu na tamto.

Wyniki - wczoraj 4, dziś 8 +2 spięte przy brzegu. Wszystko płoć. Aż nudno, chciałoby się leszczyka lub jaśka.

Dziś wiersza nie dam, bo nie. Muszę wreszcie przeczytać Lalkę - na jutro. Czeka mnie ciężka noc.
I dzień też.
I w sumie tydzień, bo bolsa jodida.
I miesiąc...
Zamknij się!

Dobranoc:)

1 komentarz:

Doma pisze...

sie troche pogubilam jesli chodzi o te splawiki xD. bo coz, nie znam sie xD
kazdego czeka ciezki dzien, tydzien, miesiac..
takie ciezkie zycie ://