sobota, 27 grudnia 2008

bez tytułu

Dziś wreszcie wyjeżdżam na biwak KI Zorza, wigilijno-sylwestrowy. Wspaniały czas spędzony z przyjaciółmi, pewnie będziemy robić mnóstwo dziwnych rzeczy, znajdzie się czas na chwilkę refleksji, na radość i rozmowy. Mam też nadzieję, że przyjdzie wena, napiszę trochę więcej, i przeczytam mój prezent - książkę o Wojaczku. Liczę też, że czas wygładzi fale i zmarszczki sinusoidy i zabliźni stare rany, co jest bardzo prawdopodobne.
Jako, że wracam za rok, to życzę wszystkim, aby nadchodzący 2009 był miliony razy lepszy niż ten, bo ten był dla mnie generalnie nieudany, ale analiza będzie, jak się skończy. Bo "kto wie, czy za rogiem..." . A jak już rzucamy piosenkami, to polecam "Łzę dla cieniów minionych" KATa. Wróciłem do tej pięknej piosenki, i nie mogę się oderwać. Nie wiem czemu, ale idealnie mi się komponuję.
Do zobaczenia w przyszłym roku

piątek, 26 grudnia 2008

"Znowu w życiu mi nie wyszło, uciec pragnę w Wielki Sen..."

Wczoraj rzuciłem okiem na cały miniony rok, przeczytałem całego bloga. Czasem jak patrzę na to, to zastanawiam się, dlaczego i po co. I dochodzę do wniosku, że historia kołem się toczy, ale jako, że świat jest ambiwalentny (lubię to słowo- tak, Naty, dzięki Tobie) i popieprzony, to to koło, którym się toczy jest krzywe. I się zmienia, co każdy cykl, i nie da się przewidzieć jak, ale wiadomo, że z jakąś, mniejszą, lub większą analogią. Czyli, że praktycznie nie ma reguł. I widzę tę cykliczność: znowu chodzi po mnie motyw drogi, podróży jako ucieczki od nieszczęść, lekarstwa na chorobę ducha i znowu przychodzi mi taka sama refleksja, jak pod koniec zeszłego roku- odsyłam do wiersza "coś innego".

"Ciągoty homo viatoryczne"
Głos północnego wiatru
Przesiąknął me uszy
I wszedł do czerepu,
Pustostanu, który banda
Nazywa mózgiem, a jest
Tylko kawałkiem mięsa

Znowu wzywa mnie ulica,
Brudna, zalana, obrzydliwa.
Po to, by stać się drogą
I wywieźć mnie w dzicz
Bo tam będzie spokój

Bez zwierząt gadających
Bez trucia i gnicia w pudle
Bez wspomnień strasznych
Bez żalu i żałosności

Znowu chcę pójść tam,
Gdzie tylko tubylcy
I pełno dzikości

A może zamknę się tutaj
I będę służył ludziom?

Droga mi pisana albo w dal albo wzwyż


Już o wiele lepiej. Jest ostatnia, mała iskierka. Jak Cię zobaczę, to będę pewny, czy zgaśnie, czy zrobi pożar. Oby zgasła szybko...

czwartek, 25 grudnia 2008

"Niech dźwięczy, męczy, aż do zadyszki, śmiechu mi trzeba przede wszystkim"

Dziwne to święta. Z początku narzekałem, ale jednak wyszło przyjemnie. I poczułem przypływ wiary, nadziei i miłości. I nawet nie oburzam się na nadzieję, bo nie dotyczy miłości eros. Zresztą motywy miłosne wylatują mi jakoś z głowy. Wiem, że życzenia składa się wcześniej, ale ja chcę teraz. A podsumowanie roku będzie prawdopodobnie jak wrócę z biwaku KI "Zorza", bo przez ten biwak wiele może się zmienić- będzie czas na refleksje, rozmowy, analizy, pisanie.

"Życzenia dla wybranych"
Kumplowi, co znalazł
W obmierzłym śmietniku
Zwanym jestestwem moim
Parę kropli proroka,
Taniego wina, z dodatkiem CH3OH,
Życzę, by znalazł, umiał się wrócić
I dziękuję za gadulcową filozofię

Kumpeli, co jak przeciąg,
Przelotem wpadła we mnie
I tłukąc szklanki i kubeczki
Wylatuje już powoli,
Choć chciałbym zatrzymać
Życzę, by znalazła, umiała docenić,
I dziękuję za cudowne dni

Przyjaciółce, co umie
Schylić się i wyciągnąć
Z kału kawałek moich myśli,
Wyciągając mnie na słońce,
Pomimo swojego mroku
Życzę zdrowia i pogody,
I dziękuję za bycie sensem

Przyjacielowi, co ugrzązł
W zaspie śniegu białego
Jak słońce co rozum wypala
Przygniecionemu brzemionami
I zbyt mało wylewnemu
Życzę spokoju i zrozumienia
I dziękuję, że był, gdy trzeba

Mentorowi i wzorowi,
Który niejedną zgarnął ranę
Na umyśle i ciele, zbolały,
Ubabranemu krwią i gnojem,
Lecz wrażliwemu zawsze
Życzę wzajemnosci w uczuciach
I dziękuję za nauki ważne i te mniej

Mentorce zaś mojej,
I przełożonej radosnej,
Co śmiechem zabić umie,
Ale w potrzebie wyjmie z bagna,
Lecz ran nie tyka własnoręcznych
Życzę wytrwałości w pracy
I dziękuję za troskę

-----------------
Powoli zapominam, na szczęście... Za niedługo będzie "emeryt"

wtorek, 23 grudnia 2008

"Choć, choć za ciosem pada cios, a wróg posliłki śle w konwojach..."

Dawno nie czułem się tak dobrze. Odchodząc od konfesjonału czuje się katharsis, od razu lżej na duszy. Teraz wreszcie te święta zaczynają mieć dla mnie jakiś sens. Bo oprócz wielkiego żarcia i pogoni za prezentami będę mógł zrobić coś dobrego dla innych- pomóc mamie robiąc sałatkę, przynieść ojcu węgiel, narąbać babci drewna w piwnicy, podnieść papierek. Wiem, że to niewiele, i dla świata nic nie znaczy, ale każdy wysiłek włożony w zmienianie świata na lepszy zdaje mi się dawać więcej radości. I widząc uśmiech na twarzy czuję, że jednak to ma sens. Gdyby nie to, to pewnie bym się załamał, a te święta byłyby najgorszymi. I chociaż mam swoje problemy, problemy bliskich mi przyjaciół i wiele innych, które mnie martwią, to jednak udaje się znaleźć coś pozytywnego, nawet pomimo braku nadziei. A może to jest moje powołanie? Czerpać radość z dawania jej innym... Nie wiem, w każdym razie, udało mi się opanować negatywne emocje, i stwierdzam, że od rana jest coraz bardziej pozytywnie- BŚP, spowiedź, wycieczka z bratem na Dębiec do babci, narąbanie się drewna, obiad, sałatka z zaostrzoną marchewą i wizja spokojnego wieczoru.

Jeśli jakiś kawałek Ciebie przejmuje się mną, niech przestanie. To nie pomoże.
Nie jest tak źle, jak być mogło. Reszta jest milczeniem. Może kiedyś...

poniedziałek, 22 grudnia 2008

"30 raz zabierasz psa..."

Natalia Piłat miała kiedyś na swoim blogu, który nie bez powodu można nazwać skarbnicą złotych myśli, piękny cytat: "..uciekamy przed tymi, którzy nas chcą, a gonimy za tymi, którzy uciekają przed nami..". Jak patrzę na życie, i na losy moich znajomych, stwierdzam, że jest w tym dużo prawdy. Zdążyłem się przekonać, że mądrości życiowe sprawdzają się czasami, i że jedyną ważną regułą jest wyjątkowość każdego przypadku. I że im bardziej coś przewidujemy, tym bardziej wychodzi na opak. Czasami tylko zastanawiam się, co by się stało, gdyby wszyscy, którzy gonią na darmo, zatrzymali się i pozwolili złapać tamtym? Czy wtedy byłoby lepiej czy gorzej?Bo wydaje mi się, że skoro każdy przypadek jest wyjątkowy, to nie można dywagować.
Czasami w takim łańcuchu zdarza się też ogon. Czyli ktoś, kto goni, ale nie jest goniony. Taki sobie typek, któremu pozostaje wieczna gonitwa, bo którego nikt nie goni. Ale cóż, ogon musi czekać na swoją kolej. Tylko nie będzie jak w tych bajkach o Kopciuszku.
Dziś ryczałem, cebula robi swoje. Ale jeśli człowiek jest jednością psychosomatyczną?
Nic osobistego, taka sobie refleksja.

niedziela, 21 grudnia 2008

"I znowu"

Kilka luźnych refleksji z dnia dzisiejszego:
1)Kolejny raz życie objawia się jako absurd absurdów. Najważniejsze rzeczy nie wychodzą tak, jak powinny, a wypływają za wcześnie, albo za późno. A tym niepokornym filozofom, co mówią o uporządkowanym ładzie świata, trzeba dać krótką lekcję pokory. Ład świata jest nieładem.
2)Niby jestem humanistą, a tak chętnie posługuję się matematyką do opisania uczuć. Kolejna sprzeczność. Bo nie chce mi się pisać o rozchwianiu, więc używam jakiś funkcji trygonometrycznych, a zamiast mówić o "długiej drodze w dół", piszę wzór funkcji malejącej. To jakaś paranoja
3)Jak wiele rzeczy łamię zasadę decorum, odpowiedniości stylu do zdarzeń... Dlaczego najlepsze pomysły nachodzą mnie na kiblu, i tam znajduję wenę do pisania długich rzeczy? A jak jestem w pięknych okolicznościach natury, to z rzadka mam chęć coś skrobnąć
4)Na tym samym kiblu naszła mnie refleksja, że może racje ma jasna strona mocy, że człowiek jednak jest jednością psychosomatyczną. Bo jak się oczyściłem fizycznie, to poczułem się lepiej, pomimo doliny, która mnie ogarnia. Ale za chwilę dolina wróciła, więc chyba nie pomogło. Znając życie, pewnie jest tak i tak, na zmianę, żeby nikt nie miał racji, bo mógłby mieć monopol na prawdę.
5)Jeśli wydaje mi się, że coś jest nie do osiągnięcia, to pomimo prób i starań nie udaje się. Przez analogię powinno być tak, że jeśli założę, że mi się coś uda, to powinno się udać. A tu nie wychodzi. Nigdy.
Jaki z tego wniosek? Jaka płynie prawda o świecie? Że świat jest ambiwalentny i potrzaskany. I nie można wierzyć, że da się przewidzieć, co nam przyniesie los.


eh,

piątek, 19 grudnia 2008

"Nic nie boli tak jak życie..."

Ostatnie dni wzmogły we mnie refleksje i zacząłem się zastanawiać nad życiem. I co mi wyszło?
Że poświęcam dużo czasu na zbędne zamulanie, i źle go wykorzystuje, a gdy jest coś ważnego, to czas ucieka.
Że za bardzo myślę o konsekwencjach, i że przez to tracę swoje szanse
Że za bardzo szukam reguł i analogii w świecie, a świat jest nieregularny, irracjonalny i porąbany jak drewno do pieca. I że jeśli coś się powtarza, zachodzą jakieś reguły, to w warunkach braku reguł i przez przypadki. I że to wszystko jest niejednoznaczne i nie ma co o tym myśleć, bo od tego boli głowa.
I że nadmiar wiedzy boli.
I że brak wiedzy też boli.
I że ogólnie wszystko boli.
I nawet jak nie ma problemów, to się martwi człowiek innymi.
I że się za bardzo przejmuję.

Dobre porównanie: Życie jest rozdarciem między sacrum a profanum- jak siedzenie na kiblu z defekacją i rozmyślaniami eschatologicznymi

poniedziałek, 15 grudnia 2008

"Otwórzmy bramy..."

Znowu hiszpan, anglik, i cała ta buda. Byle do piątku tak świeci nade mną jasno jak nigdy.
Tak dużo osób myśli, że wie o mnie wystarczająco, a tak mało osób wie wystarczająco. A całej prawdy nie wie nikt, ja tym bardziej.

"Klamka"
Wkurza mnie ta klamka
Jej niestabilność zawsze
Zmusza mnie do myślenia
O konsekwencjach naciskania

Wkurza mnie, że odczytacie
To jako metaforę, coś wzniosłego.
Nie uwierzycie,
Że mam problemy
Z drzwiami od łazienki

niedziela, 14 grudnia 2008

"Opętani samotnością, myślą swą szukają szczęścia"

Ostatnimi czasy mam na opisie sinusoidę. Ten matematyczny kawałek ładnie oddaje moje stany emocjonalne. Z jednej strony swoje problemy, z drugiej martwię się o przyjaciół. Wielu mi mówi, że się za bardzo przejmuję, w sumie trochę tak jest, bo są rzeczy, że nie umiem pomóc, i to mnie dobija. Podejrzewam, że tak się przejmuję, bo jestem sam, i muszę gdzieś wsadzić swoje uczucia. W końcu nawet taki pozornie nieczuły wielki troll troglodyta ma ochotę czasem się przytulić i czasem uroni łzę.

"Rozbujanie"
Być wśród piłeczki
Gdy wokoło gracze biegają
I odbijają między sobą
A ja nie wiem, komu służę

Być w włóknie konopii,
Kawałku szat rozrywanych
W czasie promocji w markecie
I nie wiem kto mnie weźmie

Być na huśtawce,
Latać N lub S

Być kawałkiem ołówka,
Zostać na papierze,
Jak wykres sinusoidy
Rysowany niewprawną ręką

I nagle ktoś zabija studenta,
Na papierze brzuszek zmienia się
W równię pochyłą

piątek, 12 grudnia 2008

To nie Bóg opuszcza ludzi, lecz ludzie opuszczają Boga|

Wreszcie skończył się ten tydzień, którego miałem dość zanim jeszcze się rozpoczął. Teraz weekend, potem jeszcze tylko 4 dni, wigilia klasowa i koniec z budą do końca roku. Dużo osób pisze teraz o miłości na blogach, a że ostatni tydzień przyniósł mi trochę refleksji, które zbierały się we mnie, i przed chwilą przelałem je na ekran.

„Dlaczego trzecia cnota jest taka straszna?”


Cóż zrobiłem światu, że opętany żądzą
Wtulam się w kawałek poduszki,
Jakby w pierś ukochanej
Bo ciężko mi z tą, co mam?

Cóż mi da patrzenie w lustro z ręką na sercu
Lub może niżej i mówienie sobie

Że jestem moralny
Bo tak mi mówią
A sam widzę, jak to wygląda

Gdyby mnie widzieli
Wtulonego w siebie w samotni sypialni,
Zmieniliby zdanie i uciekli ode mnie

Że jestem silny i odporny,
Bo tak mi mówią,
A ja widzę, jak to jest w środku

Bo nie choroba ani noże,
Lecz troski wewnętrzne niszczą mnie
Ale po mnie tego nie widać

Że jestem dobrym materiałem
Bo tak mi mówią,
Lecz sami nie wiedzą, co mówią

Bo może i jestem
I bym się nadawał, ale czemu oni
Nie chcą tego sprawdzić

Że jestem nieczuły
Choć oni też tak mówią,
Ale nie mają racji

I chociaż wieki starań
Mógłbym ofiarować
Też chcę coś z życia

Nie mam już ochoty przytulać poduszki
I wołać „Boże, mój Boże, czemum Cię opuścił!”

środa, 10 grudnia 2008

"Święta święta święta ziemia co nas nosi..."

Chcę już święta, ale nie te, które reklamują coca-colę, pełne obłudy i fałszu. Z przerażeniem patrzę, że coraz więcej w świętach jest komercji, działania na pokaz i robienia czegoś na siłę, a coraz mniej szczerości, uczuć i samego sensu świąt. Nie chcę choinki, jeśli ma być tylko dlatego, że wszyscy ją mają, nie chcę iść na pasterkę, bo co sobie o mnie pomyślą sąsiedzi - zwłaszcza Ci, których co tydzień nie widuję w kościele, nie chcę słyszeć życzeń składanych z fałszywym uśmiechem, bo tak wypada, nie chcę plastikowej lalki św. Mikołaja, która za każdym razem jak idę z lub do szkoły, kłania się przede mną, śpiewając Jingle Bells. Mam ochotę kopnąć go w głowę, zwłaszcza, że nie jestem w nastroju.

„Plastikowej podróbce Mikołaja”
Nienawidzę Cię,
Odziana w czerwoną spódniczkę
Komercyjna dziwko
Ze sztuczną brodą

Kusisz wszystkie ciała,
Wciskając kłamstwa,
Że wystarczy się sprzedać
By znaleźć szczęście

Jak nakręcana zabawka,
Rzucasz rubasznym ho ho ho
I przynosisz kupione prezenty
Ale nie umiesz dać szczęścia

Nędzna imitacjo dawcy radości,
Wysakralizowana przez biznesmenów
Daj szczęście, zdrowie, miłość, radość
I przestań trząść portfelem

Do biwaku kręgu 17 dni, do końca roku 21, mam nadzieję, że AD 2009 coś zmieni, poza tym, że będę jeszcze bardziej stary i przygnieciony bagażem doświadczeń. A teraz z utęsknieniem czekam na 19 grudnia, koniec budy na ten rok

wtorek, 9 grudnia 2008

"Dolina zaś leżała w długich cieniach"

Takiego entuzjazmu dawno nie miałem. Tydzień jeszcze się nie zaczął (niedziela) a ja już przysypiałem - kto był na mszy harcerskiej, ten wie, jak wyglądała moja przytomność, a ja już miałem dość i chciałem, żeby wreszcie był piątek. Takiego zniechęcenia dawno nie miałem. Wracam do domu i zawsze coś jest do zrobienia, mógłbym tyle przeczytać, nauczyć się, napisać, zrobić, a ja siedzę przed kompem z gitarą i gram, rozmawiając na gadu. Do tego wszystko jest dołujące- pogoda, tramwaj, zgon na lekcji, wizja tego, co mam zrobić, komentarze rodziny, znajomych, wszystko skłania mnie do refleksji nad sobą, pesymistycznej i dobijającej.

Mam głupie pomysły i zachcianki, z różnych kręgów. Ci, co mają wiedzieć, domyślają się. Wiem, że wygląda to jak emo, ale ja jestem emocjonalny, bo w każdym z nas siedzi emo, roniąc krwawe łzy. A ja wbrew pozorom, którymi mnie zarzucają, jestem wrażliwy i uczuciowy, tylko 99% nie jest w stanie zrozumieć, że nawet jak coś jest wielkie, lubi ostre i niebezpieczne zabawki i biega po lesie w moraczu, to może mieć uczucia.

Dobija mnie to, że już powinienem decydować, co chcę studiować, żeby się już uczyć do matury. A ja nie wiem, i znając życie i tak nie będę robił tego, co teraz wymyślę. Chciałbym podróżować po świecie, myślę też o chemii materiałów wybuchowych, pirotechnice. Może saper. Z drugiej strony mój kawałek humanisty szuka ujścia w postaci pisanej. I jeszcze jest seminarium...

„Odchodząc”

Zwierzać się
Wszystkim drzewom
Wszystkim kartkom
Zamykać się
W kręgu przyjaciół
W kręgu zaklętych słów
Uciekać
Do słońca nad rzekę
Do cienia w mrok lasu
Byle dalej

czwartek, 4 grudnia 2008

"A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy, toczy toczy się los..."

Pomimo fantastycznego biwaku i wspaniałych ludzi w budzie mam jakiś taki zły humor ostatnio. Na przerwie siedzę zapatrzony w dal, w chacie biorę gitarę i ku radości domowników śpiewam różne smętniaste smęty. Wiem, że za chwilę powiecie mi, że nie mam powodów, że przesadzam, że staram się za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę lub że mam tak nudne życie, że wymyślam sobie na siłę problemy. I nie obchodzi mnie to, co powiecie, bo moje serce mam tylko ja, i tylko ja w nim umiem czytać. Niektórzy domyślają się, niektórzy zgadują, parę osób przeczytało część, a większość z was nie zna alfabetu. I wcale nie jest to manifest romantyka, ani zrzędzenie, tylko po prostu czasami odnoszę wrażenie, że rozumie mnie tylko parę osób. A może to tylko jesienna chandra lub kolejne ziarnko piasku w oku?

A z pozytywów, to wyszedłem z zagrożenia z wf:P Mam nawet 3 xD Wiem, że żal, ale jak się zszytą twarz, to tak to jest
I dzięki Krzychu za wspólne śpiewy wczoraj i dziś na ulicy i na wf- nie ma to jak dwóch bardów bez gitary, śpiewający rozrywającym głosem piosenki SDMu

poniedziałek, 1 grudnia 2008

"Tak się bawi, tak się bawi..."

Wróciłem z najlepszego biwaku na jakim byłem. 4 drużyny, pełno wspaniałych ludzi, 3 dni w 1 szkole pod nadzorem Oli, która organizowała ten biwak. Pojechałem na doczepkę z 17, która mnie przygarnęła, i spędziłem czas najlepiej jak można. Atmosfera była cudowna i zachęcała do integracji, tym bardziej, że drużyny nie znały się aż tak dobrze, jedynie 17 i 26ż. Zabawom, śpiewom, grom i rozmową nie było końca, a co chwilę dało się usłyszeć czyjś śmiech. A to z braku totemu Maciej z Jagodą i Oliwią grali w totem puszką pasztetu (a że była 3 w nocy i Ajto miał fazę, to śpiewał "Pasztet drobiowy na okaziciela"), a to pokazywałem Domie/Biedronie piekielny paluszek, który powodował chichawkę, a to ktoś powiedział o 'zmartwychwstaniu' zamiast o zobowiązaniu, a tu jak dokonałem egzekucji pluszaka Pyzy, to Niuplak go rozstrzelał. Były też oczywiście rozmowy, mniej lub bardziej poważne - szczerość w rożnych grupach (od kilkunastu do 3 osób) i takie porządne męskie rozmowy w 4 oczy. Udało mi się też normalnie porozmawiać z osobą, z którą bałem się rozmowy i wychodzi, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Spałem na biwaku tylko godzinę, więc pod koniec niedzieli były odpały na całego, a jak wróciłem do domu i zobaczyłem na talerzu 5 pyz to nie mogłem ze śmiechu.
Dziękuję:
Oli, która organizowała imprezę, zgodziła się wziąć mnie, trzymała wszystko w kupie i była wyrozumiała, gdy trochę za długo się siedziało w kuchni
Domie, która mnie tak długo molestowała, że pojechałem, za szczerość i szczerość, pozytywną energię, zarażanie śmiechem, "sondę analną", przesiadywanie w kuchni, sms o poranku;) i wreszcie zrobiła to, co miała zrobić, ale mogła walnąć mocniej xD
Biedronie, która zgodziła się mnie wziąć, miała fajne akcje, zorganizowała zobowiązanie Zosi i mianowała mnie funkcyjnym od gazu.
Bartkowi za rozmowy- solidna męska rozmowa daje dużo obu stronom
Pyzie za szczerość i rozmowy i za to, że wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy
(Mógłbym wymieniać w nieskończoność, ale nie chcę wymyślać na siłę, bo mógłbym każdemu coś napisać, a było ok. 50 osób)

Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie napisał na biwaku jakiegoś wiersza...

"Pół na pół, wstrząśnięte nie mieszane"

Spalony promieniami deszczu
Dzielę szczęście i troskę
Razem z wiankiem przyjaciół,
Choć czasem w samotni

Ból? Zmęczenie? Wcale nie boli!
Radość ze smutkiem w cierpkim koktajlu
Spijam w odruchu szaleństwa

Wciąż bliżej i dalej,
Wszystko nierówne. Pływa

A ja dalej ssę pierś mamy idiotów

sobota, 22 listopada 2008

" Życie to nie teatr"

Wiersz napisany dziś nad Wartą, przy tej samej brzozie, do której wiązałem Brzozę:)

„Późnojesienny bukiet”
I po co zbierasz te kwiatki?
Botanik?
Chcesz podlizać się biologowi?
Ciekawy świata pretendujesz
Do miana ścisłego humanisty?
A może jesteś zniewieściałym chłopcem,
Ukrywasz swoją postać i uczucia
Pod maską twardego gnojka bez serca?

Na pewno nie dla dziewczyny,
Bo nie jesteś zdolny by kochać,
Skoro się boisz

środa, 19 listopada 2008

"A mały listek ostatni..."

Dziś znowu mnie tchnęło do napisania czegoś dziwnego. Jak tak patrzę na swoje ostatnie teksty, to są coraz bardziej enigmatyczne i zawiłe. Może za bardzo kombinuję i szukam ujścia dla tego kłębu nerwów i uczuć, który siedzi we mnie, a może zbliżam się do formy mistrzów, Stachury, Bursy, Wojaczka. Myślę, że ten wiersz pasuje do motywu 'poetów wyklętych', którzy są dla mnie fascynacją. Wczorajsze uwagi na temat moich wierszy prof. Dylewicz, tylko wzmogły we mnie poczucie, że to jest to, do czego dążę, ale nie chcę być kolejnym 'wyklętym', tylko być sobą i tworzyć po swojemu, jeśli można dziś o czymś takim powiedzieć.

"Jeśli nie zwiędnę staro"
Jeślibym wcześnie
Poszedł sobie tam,
Gdzie są odpowiedzi,
To ludzie snuliby różne wersje

Ci, co mnie nie widzieli na oczy
Stwierdziliby, że jestem pozerem,
Który wybiera prostszą drogę
Do osiągnięcia sławy

Tych, co mnie znają,
Raczej to nie zdziwi,
Stwierdzą, że musiałem
Szybko się skończyć

Tych garstka, co zna mnie lepiej
Zacznie szukać przyczyn różnych,
Pomyślą o moich dziwactwach

Przyjaciele wiedzieć będą,
Że powodem był tramwaj

A co tramwaj? Pewna jest tylko niewiadoma

wtorek, 18 listopada 2008

Znalazłem kiedyś napisane i mi się jakoś tak przypomniało. Dziś kolejne lekcje z romantyzmu przypomniały mi o szkiełku i oku, i nawet wrzuciłem sobie ostatnie 2 wersy w opis na gadu. A tak poza tym muszę się pochwalić, że prof. Dylewicz, zwanej pieszczotliwie Ciocią Dylą, spodobały się moje ostatnie teksty i chce więcej:)

„Nieścisłość”
Wbrew fizyki prawdom,
Elektryczno – magnetycznym prawidłom,
Wbrew ludzkiemu przyciąganiu i siłom
Między-serco-cząsteczkowym.

Jesteś ładunkiem ze mną jednoimiennym

Jakoś tak dziwnie, że się nie odpychamy
Na razie, bo w bezpiecznej odległości.
Ciekawe, co będzie, gdy podejdę bliżej.
Czy zatriumfuje mędrca szkiełko i oko?

czwartek, 13 listopada 2008

"Anioły są takie ulotne..."

Od paru tygodni chodziła mi po głowie wizja zmaterializowania w wierszu pojęcia "mroczny anioł", którego zacząłem używać jakiś czas temu, w rozmowie z Domą na gadu. Pisałem jej jakieś suchary po hiszpańsku i wyszedł "el angel oscuro" i się przyjęło u mnie. Dziś dostałem przypływ weny (chciało mi się coś napisać) i napisałem.

„Mroczne anioły”
Dominice i Oli,
Moim mrocznym aniołkom
Mroczne anioły to cudne diablice
O sercach iście anielskich
Ponure dla synów światłości
Radość umieją pokazać wybranym

Anioły mroczne to śliczne stworzenia
Których piękno nie każdy dostrzega
Surowe rysy i silne ciała
Które wiele potrafią znosić

O, mroczne anioły,
Okryjcie mnie skrzydłem
Za rękę poprowadźcie
Do siebie mnie weźcie
Samotnego anioła półmroku

Mroczne anioły czują niewiele
Jeśli chodzi o ból fizyczny
Na sercu jednak niewielka zadra
Może całkiem anioła zdiablić

Anioły mroczne umieją kochać
Choć niewielu umie w to wierzyć
Taka ich miłość sześć razy jest większa
Lecz ból ich sześćdziesiąt razy niszczy


O, mroczne anioły,
Chwyćcie mnie za rękę,
Zagójcie moje rany
Do siebie mnie weźcie
Samotnego anioła półmroku

Mroczne anioły dziećmi są mroku
Choć wcale nie karmi ich szatan
Noc wojna las groza niestraszne
Żywiołem ich ogień i woda

Anioły mroczne są niedostępne
Niewielu dostrzec je umie,
Zrozumie może przyjaciel,
Który się mocno musi wysilić

O, mroczne anioły,
Wysłuchajcie mych wierszy
To dla was te historie piszę
Do siebie mnie weźcie
Samotnego anioła półmroku

Mroczne anioły także się boją,
Choć nie tego, co śmiertelnicy
Boją się serca nadmiernych porywów,
Małych myszek, góry i wiewiórki

Anioły mroczne chodzą piechotą,
Choć czasem lecą na skrzydłach srebrnych
Gdy uda się w wierszu oderwać
Od ołowianych butów przyziemia

O, mroczne anioły,
Okryjcie mnie skrzydłem
Za rękę poprowadźcie
Do siebie mnie weźcie
Samotnego anioła półmroku

sobota, 8 listopada 2008

"Egoista"

"Egoista"
I mam głęboko
W ciemnych jak elektorat pewnych ugrupowań
Zakamarkach ostatków okrężnicy
Wszelkie zasady równości

Dzielę ludzi na lepszych i gorszych,
Chociaż nie powinienem

Dzielę ludzi na światłych i mrocznych,
Chociaż nie powinienem

Dzielę na bogatych i biednych,
Dzielę na głupich i mądrych,
Na pokornych i mniej, wiernych i niewiernych

Pogrążonego beztroską dzielenia
BUM!- spada próbując mnie przygnieść
Dogmat powszechnej równości

A ja, widząc i czując,
(Żeby zadowolić zwolenników obu
Narzędzi epistemologicznych)
Dostrzegam nierówność życia

I mówię dość!
Dosyć dogmatów betonowych,
Dosyć twierdzeń i generalizacji!

Z ciemnych zakamarków życia
Dochodzi do mnie rozwiązanie pogodzenie

Nierówność równa dla wszystkich nierównych,
Dlatego równych i równych
Traktuję nierównie równo,
Patrząc na to, jakim
Dla mnie są człowiekiem

I mam w głębi jelit, że nazwiesz mnie egoistą
Nazwij tak także siebie,
I cały gatunek myślących zwierząt

piątek, 7 listopada 2008

„Ballada o naiwnych, którzy oddali się diabłu albo reinterpretacja motywu faustowskiego”

To na razie ostatnia z ballad. Miało być ich więcej, ale wywiało mi troszkę weny na ten typ. Może za jakiś czas wrócę do tego rodzaju. Zobaczymy, czas pokaże. Na razie jednak zachęcam was do zapoznania się z tą balladą

„Ballada o naiwnych, którzy oddali się diabłu albo reinterpretacja motywu faustowskiego”
Słuchajcie druhny, słuchajcie też druhowie,
Historię o miłości trudnej
Gdy druhna stara bardzo mocno kochała
Młodego druha przybocznego

Przeciwni miłości byli instruktorzy,
Wielu też młodych bało się ich
-„Ich miłość przeklęta, za młody jest on
A ona na niego za stara”

Na przekór wszystkim, wbrew zdaniu ich
Żyli ze sobą razem
Rada obozu nie chciała zgorszenia,.
Bo miłość wielka zbyt gorszy

Kazał komendant przerwać im pieśń,
Którą życia łączyli swe,
Albo z obozu wyjechać daleko,
Najlepiej poza kraj

Zbyt wielu widziało, zbyt wielu słyszało,
Niechętni bardzo byli ludzie
Kłody pod nogi kochankom rzucano,
W końcu za karę na dobę wygnano

-„Kochana ma, nie przejmuj się,
Wreszcie jesteśmy w pełni razem.
Pójdźmy nad Szeken, święte jezioro,
Oddajmy się tam rozkoszy”

-„Kochanku najdroższy, mądryś ty, lecz
Nad jeziorem nic nie wolno
Jeziora czar, z dawien dawna zły
Bardzo jest niebezpieczny”

-„Wiem, Ewo, wiem doskonale,
W tym cały mój spryt.
Złe moce pomogą, osłoną będą nam
Przed tamtymi zniknąć pozwolą”

Michał z czartem, co w jeziorze,
Miał kryjówkę niedosięgłą,
Pakt zawierać się zabierał,
Lecz nie chciała Ewa.

Czort obiecał zmazać pamięć
Zmienić ludzi postrzeganie
Ewa młodsza i piękniejsza być miała,
Ludziom związek nie przeszkadzać

Za usługi niecne swoje diabeł chciał niewiele,
-„Wezmę tylko dusze wasze grzeszne”
Za to szczęście obiecywał i rozkosze im namiętne,
Lecz wierność kochankom przykazał

Bała się z nieczystą siłą bratać,
Lecz z miłości się przemogła.
-„Mój kochany, to dla Ciebie duszę tracę,
Tylko Tyś mi w głowie

Bądź przeklęty, jeśli zdradzisz kiedyś
I na inną się obejrzysz
Prysną czary, prysną mary wszelkie
I swą duszą wnet zapłacisz!”

-„Ewo, Ewo, najukochańsza- ja nie taki,
Wiesz Ty dobrze, za to jaki”
Pocałunkiem swe potwierdził słowa,
Niby list pieczęcią

Wrócili do obozu nocą, gdy wszyscy spali,
Rano spostrzegli efekty
Witali ich wszyscy, bez cienia niesmaku
Niepamięć zabrała niechęci

Szczęśliwi zaczęli cieszyć się z szczęścia,
Które dostali nadludzkie.
Niepomni na wszystko całując się w lesie,
Żyli bez cienia smutku

Mijały dni, czart niecierpliwy na dusze czekał,
Chcąc wziąć je na obozie.
Podstępu użył, podrzucił Ewie chłopca,
Który chciał ją okrutnie w sobie rozkochać

W sidłach szatańskich uwikłał się młody,
Oddawszy duszę nieszczęsną.
Przy bagnie gdzie Ci, obiecał też mu,
Lecz musiał ją potem zabić

Zabitej zaś ciało zaciągnąć na dno
I złożyć w ofierze strasznej.
Za to ożywić miał diabeł ją
I serce jej mu dać

Zatruty krwią nieczystych zjaw
Diabeł nóż mu dał,
Kapliński ów czort, co duszy pragnął
W duszy zaśmiał się cicho

Kamienne leż żywe serce ów młodzian miał,
Bo z miłości na to się zgodził.
Schowawszy nóż za pazuchę swą,
Ruszył wkrótce do Ewy

Znalazłszy ją, wywabił w las,
-„Druhno, zgubił się zuch,
Musimy znaleźć, sprowadzić go tu
Lecz boję się iść sam”

Poszła z nim Ewa, zbyt siebie pewna,
A on ją wiódł.
Prosto w Szekenu ciemne bagniska
By ją podstępem zabić

Michał jej szukał, bo nagle zniknęła,
Lecz nie mógł jej znaleźć
Ruszył przed siebie, pytał też ludzi,
Wędrował z wolna na Czeskie

Tymczasem Ewa, nic nie świadoma
Szła bez lęku
Adrian wyciągnął zatrute ostrze,
I rzucił ją na kolana

Skulonej wbił sztylet wprost w serce,
Wsączając jad w ranę.
Dziewczyna duszę diabłu wydała,
Adriana nie zaspokajając

Michał go znalazł, gdy wlókł ją po ziemi,
By złożyć ją jezioru.
W akcie gniewu wyrwał mu nóż,
Wbijając prosto w oko

Ostrze przeszyło, młodzieńca zabiło,
Wydając go w ręce diabła
Zwłoki krwawiły, jedne i drugie,
Michał pragnął się zabić

Chciał być na zawsze przy swojej Ewie
W piekle czy w niebie,
Puginał wyjął z oka Adriana,
I w niebo zakrzyknął:

-„Niechaj przeklęte będą na wieki:
Piekło i jezioro
Pierwsze za to, że kusi i mami,
Drugie za jego wrota”

Z słowami tymi przekłuł swe trzewia
Złowieszczym puginałem,
Co życia parszywe odebrał trojgu
Kochanków nieszczęsnych

Szeken zaś grobem dla trojga się stał,
Pogrzeb zrobiły im widma.
Nad grobem w jeziorze płakały nimfy i duchy,
Zaś ciała spoczęły w bagnisku.

Leżą wtuleni w siebie nawzajem,
Koło błotnego strumienia
Pod błotem i drzewem, przy ujściu strumieni,
Jakiś kawałek od ławki

Diabeł się cieszył, z naiwnych głupców,
Których zwiódł na manowce.
Nie dajcie dusz swoich diabłowi,
Nie wchodźcie z nim w pakta.

wtorek, 4 listopada 2008

„Ballada wyśpiewana przez brzozę podwójną, rosnącą przy drodze koło patelni”

Ballada, która powinna być jutro, ale jest dzisiaj, bo chcę być miły dla kogoś:) Mam nadzieję, że się spodoba. Skomentujcie ją, bo bardzo mi na niej zależało, żeby ją napisać.

„Ballada wyśpiewana przez brzozę podwójną, rosnącą przy drodze koło patelni”
Słuchajcie druhny, słuchajcie druhowie,
O pewnym druhu,
Miał swą piękną, lecz chciał za dużo,
Za co zginął marnie

Słuchajcie ballady jako przestrogi,
Danej wam z serca:
Nie warto znanego rzucać dla obcej,
Choćby mamiła srogo

W Kaplinie wszyscy Adama znali,
Kwiaty, drzewa i ludzie.
Deptał lasy, polany, obszedł już nie jeden raz
Wszystkie okoliczne jeziora

Prowadził drużynę, lubili go wszyscy,
Wrogów prawie nie miał.
Dobry był pieśniarz, dobry poeta,
Sportowiec też niezrównany

Pierwszy do tańca i do apelu,
Znał dobrze wszystkie zasady.
Ogniska, węzły, pionierka, busola-
Wszystko dla niego fraszka

Kochały go panny, wiele zawzięcie,
Lecz jednej oddał swe serce.
Przybocznej świetlistej, pięknej i dobrej,
Która kochała wzajemnie

Włosy miała długie, w warkocze splecione,
Na oczach zaś okulary.
Twarz miała cudną, włosy czarniutkie,
Na głowie opaskę nosiła

Mądra była do bólu, kochała wiedzieć więcej
Niż tylko mogli uczeni
Pięknie śpiewała, lecz w pieśniach nie było
Pięknego pierwiastka mroku

Kochała szalenie swojego Adama Magda,
Jednego nie mogła strawić:
-„Eh, mój kochany, zawsześ nawiedzony,
W bajki naiwne wierzysz”

Jednak zgadzała się chodzić po lesie
I spędzać w dziczy wieczory
Kochała te słowa, którymi się dzielił
Z nią pod natchnieniem wtedy

Nie mogła jednak uwierzyć, że widzi
I dzięki temu tak pisze.
On czasem wyrzucał jej, że nie umie
I jest po prostu za jasna

Pewnego wieczoru sam poszedł do lasu,
Bo Magdę bolała głowa.
Usiedziawszy w lesie zauważył ruchy
I podszedł w stronę Czeskiego

Przy starym pomoście, co dawno pod wodą
Stały korzenie odkryte.
Przy plaży za drzewem ląd schodził stromo
Prosto w jeziora płyciznę

Przy drodze nad Szeken ujrzał kobietę,
Mroczną i piękną zarazem.
Włosy jej ciemne jak ziemia bagienna,
Przetkane zeschłym listowiem

Oczy jej zielone płonęły lasu gniewem,
Który przeszywał Adama.
Twarz wykrzywiona w bolesnym grymasie
Skrywała smutków miliony

Rysy surowe, niby w granicie rzeźbione,
A usta zimnie ponętne.
Ciało jak brzoza, gibkie, lecz mocne,
Zgnębione lekko troską

Płaszcz jej był szary, jak elfiej królowej,
Mrok błyszczał spod niego
Świecił z daleka blask jej urody,
Jemu jedynie widzialnej

Podszedł w tę stronę, z lękiem na twarzy,
Który rozwiały jej słowa:
-„Nie bój się chłopcze mój piękny,
Jam żywa, jak Ty

Zwą mnie Panią Brzozą od bardzo dawna,
Bo brzoza matką mi była
W lesie mój dom, na wylot go znam,
Pokażę Ci go…”

-„Prowadź mnie, Brzozowa Damo, przed siebie
Lecz wiedz jedna ważną rzecz:
Mam ja kobietę, nie będę z Tobą,
Więc strzeż się pokusy”

Zabrała go w podróż, do środka i poza,
Poznał przy niej cały las
Widzialne zioła, po których deptał nieświadom
Mocy, jaka w nich śpi

Wskazała mu także, gdzie drzemią dusze,
I gdzie rusałki śpią.
Widział ruczaje, przed światem skryte,
Od bazy ledwie kwadrans

Podglądał nimf wodnych kąpiele
Utopce, strzygi i czarty,
Z wampirem rozmawiał i pustelnikiem,
Oglądał stwory przeróżne:

Centaury driady i pomurniki,
Także wiewiórki nocne,
Co małe i rude, lecz w paski ciemne
Co krwią żywią się młodych

Adam notował, pisał to wszystko,
W wiersz piękny i długi.
Wrócił zmęczony, nie wiedział, kiedy,
Lecz nie minęła godzina.

W wieczór następny, bardzo pogodny
Ognisko rozpłonęło jasne
Adam wystąpił, historię swą podał,
Lecz wszyscy go wyśmiali

-„Duby smalone, duby smalone,
Chłopak nieszczęśnie bredzi”
Nawet Magda mu nie wierzyła,
Ale kazała przysięgać

-„Przysięgnij mi luby, na to, co kochasz,
Na dęby, sosny i brzozy!
Wierności dochowasz, z żywą czy martwą
Mnie nigdy nie zdradzisz

Inaczej marnie skończysz najdroższy!
Boję się, że mnie kantujesz
Nie wierzę w Twe baśnie cudowne,
Lecz czuję nić zdrady”

Nastała noc, Adam znów szedł
Drogą prosto na Czeskie
Spotkał znów swoją dawną znajomą
Mroczną Córę Brzozową

Ta znów zaczęła zdradzać mu sekrety
Mrocznego życia lasu
Lecz ten nieszczęsny wszedł za daleko
Brzoza chciała zapłaty

-„Nie możesz pomiędzy żyć tymi światami,
Nie może być łącznika!
Albo zostaniesz ze mną na zawsze,
Albo musisz zapomnieć

Ludzie nie mogą znać wszyscy prawdy,
Bo wtedy pomrzemy.
Myśmy widzialni tylko dla wybranych,
Co wiarę mają i czucie”

-„Więc pozostanę, ma Pani Brzozowa,
Przy Tobie mi dobrze,
Niechaj przysięgi zgniją i cyrografy,
O świecie pragnę zapomnieć”

Adam do nóg padł Leśnej Królowej
I wbił usta w jej wargi.
Magda patrzyła, ukryta za drzewem,
Patrząc, jak liże powietrze

Dopiero po chwili, dostrzegła driadę
Wpadłszy w płacz wielki
Odkryła, że zdradził ją chłopak niewierny
Z bólu rzucając się za nim

Driada spojrzała, rzuciła z przekąsem:
-„Patrz luby, Twa była
Pożegnaj ją słowem, zanim zginie,
Bo wraz z nią my zginiem”

Adam zaginął w brzozowych włosach,
Nawet na Magdę nie spojrzał.
Ona wzgardzona, podbiegła powoli
Do najbliższego podobozu

Klątwę straszliwą rzuciła na siebie,
Oraz na tamtych dwoje
-„Niechaj Ci sczezną, wiarołomny i zwida,
Niechaj zamienią się brzozę”


Ze skrzynie drużyny zabrała siekierę,
By wbić ja w plecy kochanka
Ruszyła czym prędzej, by zabić oboje,
Ci zaś zniknęli w gaju.

Biegała po lesie, noce i wieki,
Z siekierą niestrudzoną
Bez jadła, napoju, wciąż krąży po lesie
Zwłaszcza w noce bezksiężycowe

Ani spostrzegła, kiedy umarła,
Lecz biegu nie przerwała
Wciąż ściga tych dwoje kochanków,
Lecz jej oczy straciły blask

Włosy zmierzwione targa wciąż wiatr,
W czerepie zaś gwiżdże wiatr.
Nogi pędzone dzikim zewem zemsty
Niosą same ją w las

Czasami ściga jelenie i lisy,
Czasem pies głowę straci
Topór jej ostry, dopóki nie znajdzie,
Tych, których klątwą zabiła

Marny zaś los, ty, co zobaczą jej,
Zwłaszcza, jeśli narzeczeni
Złorzeczy młodym, złorzeczy starym,
A napotkanych zabija

Co zaś się stało z driadą?
Nie wiem tego i ja.
Wielu mówiła, że stali się drzewem,
Co koło drogi stoi

Samotna ta brzoza, z pniami dwoma
Przy drodze koło Patelni
Mówią, że w nocy słychać szepty
Dwojga kochanków zaklętych

Mówią też, że czasem ich widują,
Na rozstaju przy pomoście,
W widne noce księżycowe
Dziwne to pogłoski

Czasem mówią, że zabici
Leżą pod paprocią
Przez szaloną Magdę ścięci
Leża przy Szekenie Małym

Ja Adama raz widziałem,
Gdy uciekał przed siekierą
Z Brzozą szedł w północne strony
Świat okrążyć chcieli

Czy poznali świat dogłębnie
Czy siekiera ich zabiła,
Połączeni są miłością wieczną,
Żywi czy też martwi

Ich symbolem tamta brzoza,
Która czasem rzeknie słowo,
Lecz nie każdy je usłyszy-
Trzeba być wrażliwym człekiem

poniedziałek, 3 listopada 2008

„Ballada o szaleńcu, co stawszy się przyczyną zgonu, sam zginął marnie”

Kolejna ballada, tym razem już bardziej typowo romantyczna. Powoli zaczyna się robić mrocznie, lecz najciemniejsze dopiero nadchodzi

„Ballada o szaleńcu, co stawszy się przyczyną zgonu, sam zginął marnie”
Był raz poeta w pewnej drużynie,
Co słowem czarował jak z nut.
Kochały się wszystkie w nim bezkrytycznie,
A on wciąż czekał na jedną

Miał swą wybraną, co go nie chciała,
On za nią tęsknił jak pies
Świat cały widział po swojemu,
Najlepiej widział zaś w noc

Piękne słowa szeptał mu wiatr,
Woda w strumieniu i las,
Nie wierzył mu nikt, gdy widział coś,
Dla innych lekko był szalony

Kochała go mocno jedna dziewczyna,
Co jednak wiary mu nie dawała.
Chciała, by jednak wrócił do żywych,
Zamiast ze zjawy się bratał

-„Piękny jak sokół, mądry jak sowa,
A język jego miodem,
Marzenie mych snów, jeno bujną ma zbyt
Wyobraźnię i gada od rzeczy”

On jej nie ufał. Ja się nie dziwię
Nie można tej, co nie wierzy.
Chciała uwierzyć, widzieć, to, co on,
Jednak nie śmiała spróbować

-„Powiedz, Jasieniu, powiedz mi mądry,
Gdzie mogę znaleźć natchnienie?
Chciałabym patrzeć oczyma duszy,
Jednak nie mogę tej duszy znaleźć”

-„Biedna dziewczyno, nie wiesz, że tylko
Wybrani mogą dostrzegać
Naucz się patrzeć, naucz się widzieć,
Znajdź piękno nocy w lesie”

Poszła dziewczyna za Janka radą,
Szukała piękna po lesie
Zwiedziła pomosty, obeszła jeziora,
Dostrzegła kwiaty i króliki

Oczom jej ukazał się wreszcie
Dąb stary i Szeken jezioro,
Widziała to wszystko, sercem i okiem,
Robiła w sercu notatki

-„To wszystko mój luby kocha nad życie,
Może jak poznam, to poznam i jego,
Niech wie, że nie jestem już taka niewierna,
Jak byłam kiedyś jak wszystkie

Napisze mu wiersze, przyciągnę go tu,
Wśród drzew przecież miłość kwitnie
Pokażę mu, że, ktoś rozumie go,
Dziękując za piękno wskazane

Gdyby nie on, nie umiałabym dziś
Widzieć w tym kwiecie kwiatu
Płatki i pył, liście i korzeń
Szare same bez siebie”

Wracała doń, gdy dostrzegła go,
Siedział nad brzegiem jeziora.
Wpatrzony tak, siedział jak słup,
W rusałki taniec powabny

Tańczyła mu, on szeptał jej,
Słowa słodkie jak cukier.
Dziewczyna odkryła, że widzi ją też,
Blada z bólu jak płótno

Z żalu i w płaczu, w nieszczęsnej miłości
Uciekła Marta na oślep,
Przez krzewy kolczaste, pokrzywy, paprocie,
Przedarła się na polanę

Z polany w pośpiechu gnała nad Szeken,
Nie baczna na drzewa po drodze.
Dobiegła do dębu, starego jak puszcza,
Rzuciła się wprost niego

Dębu konary żyły już dawno,
Puszczy czarem zalane
Wyczuwszy cierpienie, otwarły podwoje
I Marta zniknęła w drzewie

Zaraz za nią zasklepiła się dziupla,
I nigdy już światło nie doszło,
Siedzi wciąż Marta, płacze po Jasiu,
A jęki jej jękiem drzewa

Stała się pniakiem, stałą się korą,
Stała się z drzewem jednością.
Drzewo płacze, jęczą konary,
Niby łzy młodej dziewczyny

-„Mówiłem Ci, Marto, że tylko wybrani
Mogą arkana te poznać?
Miałaś uważać, za szybko Ty chciałaś
Podbić me serce nieszczęsne

Za to los srogi ciebie pokarał,
I stałaś się drzewa duchem
Będziesz tu straszyć, będziesz tu cierpieć,
Dopóki las ten żyć będzie”

Nie spostrzegł się, gdy prędko,
Sam znalazł się w drzewie,
Wraz z nią wieczne cierpi męki,
Za to, iż przez nią zginęła

niedziela, 2 listopada 2008

„Ballada o miłości szczęśliwej skończonej nieszczęśliwie albo przestroga starego instruktora”

Dzięki za poprzednie komentarze. Teraz coś, co może bardziej zadowoli Domę, bo nie kończy się dobrze, ale jeszcze nie jest tym, o co jej chodzi, bo miałem tu inną koncepcję. Jak macie siłę, to zobaczcie i oceńcie:) Za wszystkie komentarze, zwłaszcza krytyczne dziekuję

„Ballada o miłości szczęśliwej skończonej nieszczęśliwie albo przestroga starego instruktora”

Któż studiuje rozkosze pod sosny korzeniami,
Wypłukanymi z piasku w jaskinie?
Kogoż nosi po północy po opuszczonej plaży,
Gdzie grasuje czeski kochanek

Któż głupi na tyle, by łamiąc zakazy,
Nocami wśród sitowia siedzieć?
Drzewa widzą i szepczą , niosąc po lesie
Pojone zaczarowaną wodą …

To Damian z Gosią, w ukryciu przed kadrą,
Obejmują się pod sosnami
Nie wierzą staremu druhowi, co mówiłł
Im kiedyś o czeskim kochanku

-„Nie lękaj się kochana, żadnych zjaw i duchów,
Farmazony plecie druh stary,
Nie ma ani duchów, ani zjaw, nawet nie ma duszy,
A drzewa szeptać nie mogą”

-„Ja chcę się bać w Twoich ramionach, najdroższy,
Drżeć przed nimi, by skryć się w Tobie.
I przed swoim sumieniem, które mnie zagłusza,
Niby ciernie zagłuszają zboże”

-„Sumienie mi zostaw, ja się nim zajmę,
Czerpiemy przyjemność, cóż z tego?
A zasady, cisze, obyczaje i apele
To tylko narzędzia zgnębienia”

W najlepsze sobą zajęci nie zauważyli,
Gdy znalazł ich jakiś druh,
Kazał do namiotu maszerować prędko,
Lecz go nie posłuchali i zostali

-„Nie nasz, wiec nie jego sprawa nam rozkazywać”
Mówiąc to, jak papier zbladł,
Lecz zaraz się z tego otrząsnął- „Nic to, to księżyc,
Nie istnieją żadne zjawy”

A zjawa się zjawiła, wbrew jego intencji i woli,
Lecz Damian po sobie nie dał poznać.
Gosię zmroziło, krzyczeć zaczęła, lecz on ją uciszył,
Gorącym pocałunkiem kojącym

Gdy wyjął z jej ust już usta swe,
Ona mówić zaczęła zlękniona
-„Ostrzegli nas, byśmy czym prędzej wracali
Inaczej nasz los będzie marny”

-„Duchów najdroższa nie ma żadnych,
Pewnie ktoś nam kawały robi,
Ja też głosy słyszę, to pewnie druh tamten
Stary, a robi kawały”

-„Ja nie człowiek, ni druh żaden, tylko duch
Wierzcie mi lub nie, sprawa wasza
Ostrzegam tych, co bez błogosławieństwa kadry
Zbyt długo flirtują czeka los marny

Kochałem ja pewną kiedyś dziewczynę,
I też nam się wracać do obozu nie chciało,
Porwały nas wody zaczarowane jeziora,
I tak ja duch, a ona rusałka

Pod wodą śmierć marna i straszna bardzo,
Nie został ślad żaden po nas
Jeno ostrzegać pozwolił nam los,
By niewierni mogli uwierzyć”

-„Duby smalone, farfale bredzisz!
Ja mam rozum i się nie boję,
Bo gusła to niewidoczne i czcze zabobony,
Ja człowiek jestem zbyt światły ”

Wśród przekomarzań takich biegły rozmowy,
Aż się przelała goryczy czara:
Dziewczyna z lęku uciekła w jezioro
Chłopak wbiegł za nią w głębiny

Zamknęły się za nimi bezdenne głębiny,
Nie wiem, co się z nimi do końca stało,
Pamiętam, że czasem na Czeskim bywali,
By straszyć napotkanych kochanków

Przyjmijcie balladę jako mą przestrogę,
Nie radzę wieczorem kadrze uciekać
Bez pozwolenia na schadzkę ni w ogóle,
Po prostu nikomu nie radzę

sobota, 1 listopada 2008

„Ballada o zakazanej miłości, zakończona o dziwo szczęśliwie”

Kolejna z serii kaplińskich ballad, w odróżnieniu od 1, która powstała w sierpniu, ta powstała niedawno - w środę i czwartek. Jest już typowo w romantycznej konwencji. Zapraszam do lektury i proszę o coś, czego zawsze jest mi za mało- o komentarze, zwłaszcza te krytyczne

„Ballada o zakazanej miłości, zakończona o dziwo szczęśliwie”
Cóż mogło braci poróżnić i siostry,
Że łamią dawane przy ogniu bratnie słowo?
Cóż w niechęć przyjaźni przemienia tę moc,
Co łączy te wszystkie mundury?

I młodych i starych, pożarły dziś kłótnie,
Których komenda zażegnać nie może
Czy jest jaka moc na tym świecie,
Co ład znów bratni wprowadzi?

Zagubił się biszkopt, z drużyny starej,
Niebaczny, wśród wrogiej zasiadł drużyny,
Nim piosnki śpiewano, zauważył przyboczną,
Co od niedawna zielenią świeciła

-„Jakie Twe imię, prześliczna druhenko,
O oczach jak wody jeziora głębokich?
Z której Ty cudnej jesteś drużyny,
Która tak cudne wydała owoce?”

-„Z przeciwnej, niestety, lecz także starej,
Mój Ty aniołku malutki kochany!
Nieszczęśni my, nieszczęśni jak drzewa,
Którym kazano rosnąć wśród ulic”

-„Czemuż, o piękna, och czemuż?
Jakież to między nami przeszkody?”
-„Drużyny nasze zjada nienawiść,
Wielka, okrutna i sroga

Z dawien dawna się nie kochają,
Od kiedy druh wasz przestał kochać
Druhnę naszą i wtedy się wdarła
Między nas straszna nienawiść”

-„Najdroższa, precz z nimi!
I tak ja Ciebie ukocham!”
-„Uważaj, tu górka jest nasza
Zauważą, pobiją, nogi połamią”

-„Nie mogą, nie mogą- to w końcu harcerze!”
-„Mogą za napastnika wziąć Ciebie,
Powiedzą, „po ciemku nie widzieliśmy”,
A pretekst dobry jest każdy”

-„Idź, nocy, Idź, w nocy spotkamy się luba
Przekradnę się jakoś przez wartę.
Spotkajmy się pod Łącznikiem
Pójdziemy gdzieś, gdzie będzie spokój”

Wrócił Krzyś młody do siebie,
A ledwo wrócił, zaczęli go pytać
Druh niespokojny zmartwił się zgubą
I już chciał karać zastępowego

-„Gdzieś był? Cóż robił, gdy było ognisko
Martwiliśmy się o Ciebie strasznie
Już zastępowy Twój obrywał
A Ty żeś odszedł potajemnie”

-„Nie gniewaj się druhu, ja nie wiedziałem,
I gdy doszliśmy zgubiłem was,
Bo pierwszy raz na obozie jestem,
Siedziałem gdzieś koło druhen”

-„Uważaj na przyszłość, nie wszystkie dziewczyny
Tak dobre są i zaufania godne
Zwłaszcza te jedne, co kiedyś kochałem,
Szczególnie nas nie znoszą”

Noc mroczna nadeszła i deszczowa,
Chmury zakryły pyzaty księżyc,
Krzyś w ciemności potykając się ciągle,
Doszedł z trudem na miejsce spotkania

Ledwie ujrzał światło łącznika,
A już mu serce wskazało kochaną
Rozpromienił się na Agi widok,
Podeszła doń i pocałowała

Poszli do lasu, by w spokoju
Kontemplować siebie w przyrodzie
Przez Czeskie na Szeken, droga ciemną,
Choć noc powoli się rozjaśniała

Nad Szekenem wśród bagien ławka stara stałą,
Opowieści snuli niegdyś o niej, zapomniane,
Z czasów, gdy harcerki trzy nieszczęśliwe,
Przyszły wylewać żale do jeziora

Gdy rozmawiały wśród lamentów,
Posnęły na ławie i spadły w jezioro,
Oplątane wodorostem, zginęły pod wodą,
Lecz ciał nigdy nie znaleziono

Wiadomo za to, że jezioro straszy,
Że nie można sypiać, patrzywszy w jezioro,
Że dziwne znaki i mary widywano,
Zwłaszcza przy księżyca pełni

Księżyc sobie trzy nimfy obrały,
Jedna miała włosy w pełni kolorze,
Jedna była jak księżyc okrągła,
A jedną tak zwali, jak zwie się pełnię

Krzyś z Agą na ławeczce przysiedli,
Radzi, że się rozpogadza.
Nie zauważyli wśród pocałunków
Gdy nimfy nadeszły i porwać ich chciały

-„Najdroższa, nie martw się, obronię ja Cię!”
Krzyknąwszy tak, na nie się rzucił.
Wprost w głębie padł wody przeklętej,
Jeziora, z którego szedł zły czar

Rzuciła się za nim, by go uratować,
Chwyciła za luźny nogawki koniec
Lecz nimfy trzy, a ona jedna,
Oboje wpadli w cuchnącą toń

Porzucone kurtki, zarosły mchem,
A tam, gdzie ciała tkwiły w głębinie
Zakwitły, wodne bujne lilie,
Iż twarze pod taflą widać ledwie

Świt nastał nad obozem czerwony i jasny,
Lecz słońce nad drzewa nie wzeszło,
Świecąc tam, gdzie w objęciach miłosnych
Leżało dwoje kochanków nieszczęsnych

-„Gdzie jest Krzyś? Kto widział go?
Dla młodych noc w lesie niebezpieczna!
Gdzie wyszedł on? Z kim poszedł on?
Strasznej napytał mi biedy”

-,„Czemu nie wróciła na noc do kadrówki?
Z kim i gdzie poniosło ją serce?
Moja Aga, taka zdolna
Taka grzeczna,już romansuje po kątach”

Spotkały się zwaśnione od wieków strony,
Tam, gdzie niegdyś Czeski stał pomost
Wstrzymała nienawiść wspólna tragedia,
I szukać kochanków zaczęli razem

Sam drużynowy z drużynową poszedł,
By zbadać Szekenu tajemne bagniska.
Przepraszać i płakać zaczęli od razu
Padli w ramiona sobie oboje

Doszli do ławki, znaleźli ubrania,
Tych dwojga, co zaginęli
Zwołali co starszych i szukać zaczęli,
Lecz nic znaleźć nie mogli

Jeden zauważył, poeta młody,
Lilie co rosły wśród szlamu
Ujrzał on twarze jak kreda białe
I krzyknął na kadrę zbłąkaną

-„To Krzyś jest nasz młody!”
-„To Agusia! W objęciach leżą!”
Przytuleni do siebie, w ostatniej walce,
Zimni i martwi oboje jak kamień

Zebranych przy trupach znalazły nimfy,
I głosem jednym zawołały:
-„Biada wam, którzyście przez nienawiść
Zagrozili najświętszej miłości

Jedyne uczucie, niż śmierć silniejsze,
Wiec go lepiej nie lekceważcie!
To wasze, kadro, serca zaczęły
Więc wy zakończcie te wojnę

Was dwoje przekłuto, odrzuciliście,
Dar, który przyjąć należy,
Wróćcie do siebie, bo tylko miłość
Może tą śmierć przezwyciężyć”

-„Tyle lat samotności. Ach, dlatego”
-„Tyle lat niepowodzeń i nieszczęść.”
-„Tyle lat nasze serca chciały,
Lecz nie mogły być razem”

Jak stali, oboje, rzucili się sobie
W ramion objęcia gorące
A ciała splątane śmiertelną siecią
Ożyły nagle i pod niebo się wzniosły

-„Koszmar na jawie śniliśmy okropny
Wierzymy, w to, co mówi nam serce.
Wreszcie wolni, wreszcie przyjaźń
A my możemy znów kochać się, luby”

Nimfy wniknęły w mroku czeluści,
Kończąc balladę nieballadowo
Zło zwyciężone, miłość szczęśliwa,
Braterstwo, ład świata ocalone

piątek, 31 października 2008

„Opowieść pomostu przy hydroforni albo ballada Kaplińska”

Oto pierwsza z ballad kaplińskich. Na razie są 4, ale jak tylko uporam się z pracą na historię (do poniedziałku) to zacznę pisać następne. Zwłaszcza, że mam już kilka nowych wizji, w których chcę wykorzystać krążące na obozach legendy. Mam nadzieję, że spodoba wam się fantastyczna wizja Kaplina. Ta już była, ale jest przerobiona do koncepcji.

„Opowieść pomostu przy hydroforni albo ballada Kaplińska”

Deski moje już z wolna butwieją,
Ale siłę jeszcze mają, by skrzypieć.
Ze skrzypów i głuchych tupnięć muzyka,
W której zawarta historia nieszczęsna

Stoję już długo na brzegu jeziora,
Które Młyńskim zwą, co w Kaplinie leży.
Tu strumyk wpada jeden z drugim,
Tu brzegi słyszą, co dzieje się w lesie.

Oni bazę tu mają, przyjeżdżają,
Za bardzo się im nie dziwię, bo mi też tu dobrze.
Niesie po wodzie ich głosy jezioro,
A ja słucham i zachowuję.

Są i wesołe, gdy na mnie miłość wyznawali,
Są smutne, gdy z mych desek rzucać się chcieli,
Są poważne, gdy obok mnie ktoś przyrzekał,
Bogu, ludziom i Ojczyźnie służyć.

Najsmutniejsza jedna jest jednak historia,
O trójkącie, co się plącze po kątach.
Każde z nich chciało z kimś wesele,
Wyszło źle, niby przyjaciele.

Był sobie druh, granatowy,
Którego znam od dawna,
Nie raz deptał on me deski
By schłodzić głowę wśród skwaru

Nie raz jezioro przemierzał w koło,
We dnie i noce, o każdej porze
Znały go tutaj drzewa i ptaki
Znały go kwiaty i znał je wszystkie

Był też i druh drugi, zielony,
Równie dobrze nam znany,
Przyjaciel pierwszego równie oddany.
Była niestety i druhna

Ale nie taka zwykła, nietypowa
On chciał z nią być od dawna,
Jednak coś między nimi zostało
Ona już kogoś miała, lecz z drugim być chciała,

Chodzili w trójkę, jako przyjaciele,
Każdy zamiary miał, lecz nie druh zielony.
Granat pomagał zielonej naiwnie
Myślał, że może pokocha kiedyś go

Granat już z dawna stracił nadzieję,
Po to w końcu tu przyjechał,
By pracą i znojem wyrwać swe serce
I w ogniu spalić je srogim

W sercu po cichu liczył na cud,
Który jednak nie miał nadejść.
Smutny chodził codziennie do mnie,
Aby me deski żalu rosą poić

Ona, zielona, miała jednego,
Chciała zielonego,
Miała nadzieję, lecz los jej był inny
Zielony miał kogoś i nie chciał być z nią,

Płakała przez niego ona,
Płakał przez nią granat,
Zielony zmartwił się bardzo,
Przyjaciół losem tragicznym

Ona cierpiała sprawiedliwie,
Gdyż rzecz zrobiła bardzo złą,
A granat znów za darmo oberwał,
Choć bardzo dobrze chciał.

Jej się należało, od dosyć dawna zresztą,
Los jej odpłacił za uczynki złe,
Granat zaś dostał za swoją naiwność,
Która nie przystoi człowiekowi puszczy.

Znów kopnął go los, znów został sam,
Przeszła mu zielona, zielonej przeszło też,
Jest wciąż ze swoim, miłość w nich trwa,
A granat znów tuła się sam, bez złudzeń.

„Nie chce by nikt, nie pukał w drzwi,
Które zamykam od środka na klucz.
Niech mnie ukarze Pan, gdy wpadnie znów
W me serce znów jakaś kobieta

A jeśli już, to niech będzie szansa,
Że coś z tego będzie, a nie marny puch
Zwietrzałej jak piach nadziei bez widoków”
Powiedział w żalu udręczony

Odwrócił się, otrzepał pył,
Już nie jest taki zły,
Przestał już płakać z jej powodu.
Wreszcie z serca zniknęła

Na rękach mu, płynęła krew
A w sercu została blizna.
Lecz w głowie mu przybyło wtem
O wiele więcej rozsądku

„Przyjdę tu znów”- powiedział mi –
„Coś czuję że za niedługo”
Życzę mu tego, ale nie przez złość,
Jeno by znalazł ukochaną.

P.S. Jeśli byliście w stanie przez to przebrnąć, to powiedzcie, co o tym sądzicie

czwartek, 30 października 2008

"Gdzieś w kaplińskim gaju, nad brzegiem ruczaju"

Na fali mojego podjarania romantyzmem (podziękowania dla prof. Dylewicz, która umie podjarać:) powstają ballady romantyczne, których akcja toczy się w Kaplinie w czasie obozów harcerskich. Pojawiają się różne duchy, zjawy, utopce, rusałki, nimfy i masa innych stworów, krwawe zbrodnie i zakazane romanse wychodzą na wierzch. Jednym słowem chcę wam pokazać mój mroczny, romantyczny Kaplin. Pierwszych ballad spodziewajcie się wkrótce, na razie dam wam prolog

Prolog
W Kaplinie, harcerskiej bazie,
Co wśród puszcz leży dalekich,
Przy ogniu śpiew wyrasta,
A co złe ma cienia szukać.
Jednakże, na przekór życzeniom,
Przy ogniu wybiegają na światło,
Najmroczniejsze sekrety i namiętności,
Ale o tym- słuchajcie ballady

niedziela, 26 października 2008

Kutii! Kutii!

Wreszcie pojechaliśmy na biwak. Czekałem na niego z niecierpliwością od początku października, czyli wcześniej niż zacząłem go załatwiać:) Mieliśmy jechać z 92 i 26ż, ale pojechaliśmy tylko z 92. /Teraz Natalia, Doma i cała reszta 26 mnie zagryzie/W sumie nie żałuję, że nie było dziewczyn, bo męski biwak ma wiele plusów, a ten był tak świetnie zrobiony, że jest moim najlepszym biwakiem. w pociągu dowiedziałem się od Łukasza, że będę uczestnikiem biwaku i będę brał udział w zajęciach. Dzięki temu mogłem się bawić, bo do obstawy potrzebowali dodatkową 1 osobę i wzięli Wojtasa. Klimatyczna fabuła i dobór zadań pozwoliły doskonale wczuć się w rolę inspektorów ESA i rozwiązywać zagadkę zniknięcia naukowców badających pozaziemskie wirusy. Rozszyfrowując meldunki, szukając poszlak i włamując się do komputerów dochodziliśmy stopniowo do prawdy o porwaniu, terrorystach i kradzieży uranu. Na sam koniec był deser- starcie z terrorystami, którzy mieli móc strzelać do ekip z pistoletów na kulki, gdy my mieliśmy oznaczyć teren dla działań GROMu. Był to efekt psychologiczny, na który nabrali się młodzi, i uciekali w panice, gdy nadchodzili terroryści. Niezapomniane były również jak zwykle nocne rozmowy, dziwne teksty i gra w kości na zadania - nie pytajcie o szczegóły;) Warunki były znośne, ale nie mogliśmy palić w głównym pomieszczeniu, więc było z lekka zimno- młodzi mogą zaliczyć biwak jako wyzwanie:) Ale wytrzymaliśmy i nie zamarzliśmy. Najbardziej rozwalającym tekstem biwaku było "Kutii! Kutii!" Francuza, który wydawał ten odgłos tak niesamowicie, że nie da się tego opisać- to trzeba usłyszeć:) Dobre były też poranne suchary i wyzwanie na kościach- trzeba być głupim, żeby wyjść na dwór w takich warunkach w takich ciuchach:) Szkoda tylko, że biwak się tak szybko skończył i trzeba wracać do szarej rzeczywistości:/ Dziękuje 92 i 10 za wspólny biwak, zwłaszcza organizatorom - Łukaszowi, Krzychowi, Kołkowi, Francuzowi i Wojtasowi.

niedziela, 19 października 2008

Z dedykacją ;>

Dedykuję wszystkim nacjonalistom i narodowcom, dla których Sahara jest największa piaskownica polskich dzieci. Szczególna dedykacja dla pewnej osoby, która lubi podkreślać swój nacjonalizm, ale pomimo poglądów i niechęci do innych ludzi jest osobą pozytywną, sympatyczną, pomocna, pracowitą i zaangażowaną- Krzysia:) Dedykacja bez złośliwości, tylko z nadzieją, że tak nie skończysz, i że przekujesz nacjonalizm w prawdziwy, nowoczesny patriotyzm, który będzie pomagał naszemu krajowi.

„Stadionowi patrioci”
Na twarzy ich wszędzie blizny,
Na ustach fałszywe slogany
Dla Boga, Honoru i ojczyzny
Idą przez miasto, plądrując stragany.

Niestraszne im lesbijki ni Żydzi
Ni Arab, ni Murzyn, ni Chińczyk.

Każdego pobić, każdego zniszczyć,
Każdego, kto nie ma łysej główki
I nie chce myśleć jak oni.

Pacyfiści, anarchiści, altruiści,
Komuniści, ekologiści, homoiści,
Wszyscy zginąć muszą, bo czysta rasa
I dla Polaków Polska cała.

Dłonią wyciągniętą w „Heil” geście,
Piw pięć przed meczem zamawiają.

Z imieniem Boga, z poparciem moheru
Kamieniem w bliźnich ciska,
Zwąc się Chrystusa uczniami

sobota, 18 października 2008

"Coś srebrnego dzieje się w chmur dali ..."

„Pero”
Me te quiero, pero…
Siempre hay que haber alguno pero

Porque estaré triste,
Porque mi suela será mala,
Porque no podré ser feliz con tuya
Porque prefiero el bosque que amor y felizidad

Demasiado más porque y pero,
Pero prefiero gatos tan perros.

No me te quiero, pero
Como eres mi bosque, me te querré

niedziela, 12 października 2008

Przerywnik

Nie ma to jak wziąć, spakować się i wyskoczyć na weekend. Tylko w oderwaniu od świata i rzeczywistości można wypocząć i naładować akumulatory. O dziwo, nic sobie nie zrobiłem, a miałem czym, gdzie i jak. Pierwsze co zrobiłem, po kontrolnym przejechaniu spiningiem po główkach było wejście na wierzbę nad Wartą, gdzie zawsze leżałem na wakacjach i rozmyślałem. Miałem linkę, ale nie mam uprzęży, to chciałem zjechać prze pasek. Nie wypaliło w testach. Potem próbowaliśmy z bratem zrobić tyrolkę, chcieliśmy zjechać na pasku- na Rambo:) Linka za krótka, a potrzebowaliśmy dużej różnicy wysokości- nie było dobrej miejscówki. Tam, gdzie zrobiłem, od razu zaryłem nogami w glebę po zjeździe z 3 m. Potem byliśmy na grzybach, których było multum. Nic, tylko zbierać, byle nie te czerwone:) Wieczorem ognisko, ale małe, takie refleksyjne. I drugi dzień, spędzony na łażeniu po lesie i drzewach. I pamiętny dialog z bratem:
-Hej, Ajto, a co to jest to, na co wchodziliśmy, z tym nadłamanym pniem?
-Wiąz, kretynie!
-To ja chce mieć fotkę na wiązkretynie!
Po prostu poezja:) Szkoda tylko, że to nie mogło trwać wiecznie i że trzeba było wrócić do domu, by jutro o 7:10 wysłuchiwać, jak to my nie myślimy. Ale cóż, to co dobre, szybko się kończy, a potem powrót do szarej prozy życia:/

sobota, 4 października 2008

"Hasta siempre commandante"

9. 10, 31 lat temu w La Higuerze został zastrzelony Ernesto Rafael Che Guevara. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że wiem, kim naprawdę był Che Guevara; wiem, że jest odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi, że założył na Kubie obozy dla więźniów i że był zbrodniarzem wojennym i komunistą. Nie mam zamiaru go usprawiedliwiać, bo nie można tego usprawiedliwić.
Jednak jest on postacią owianą mgłą legendy, pewnym symbolem kulturowym, wzorem nieugiętego partyzanta, który walczy do końca, i który umiera za własne przekonania. Popkultura zrobiła z niego wzór buntownika. Jest on również poniekąd postacią tragiczną, bo w młodości był chorowitym (astma, z którą walczył) studentem medycyny, wrażliwym na ludzką krzywdę, pod wpływem 1 podróży po Ameryce (tej, o której opowiadają "Dzienniki motocyklowe") i ludzkiej krzywdy i wyzysku nabrał komunistycznych poglądów i zaczął walczyć. Gdyby tę energie jego osoby dało się wykorzystać w dobrym celu, może stałby się błogosławieństwem dla świata. Jednak on pokochał wojnę i zabijanie, stał się okrutnym człowiekiem, niosącym rewolucje na bagnetach do innych krajów. Był na tyle szalony, że chciał poświecić Kubę dla całkowitego zniszczenia kapitalizmu w czasie kryzysu kubańskiego (1962). Ludność krajów komunistycznych widziała w nim powtórnie przychodzącego Chrystusa- ta paralela też została wykorzystana przez popkulturę.
Cenię go jako człowieka zdecydowanego i gotowego walczyć do ostatka za swoje poglądy ("Prefiero morir de pie que vivir siempre arrodillado" - "wolę umrzeć na stojąco niż zawsze żyć na kolanach"), a także jego zdolności wodza partyzantów, jednak potępiam jego bestialskie okrucieństwo i ideologię. Niemniej jednak jest on wzorem buntownika i pewnym symbolem.

„Coma”
Przyszedł Mesjasz w czerwonych szatach
Spływają krwią i pożogą, błyszczy rzeź
Czerwony zbawiciel, jak niegdyś biały
Przychodzi powtórnie pod koniec

Nadszedł czas sądu dla ludzkości,
Odpowie za wojny i mordy okrutne
Które tyle lat działy się w imię Boga,
A chodziło o cele ziemi czarnej jak śmierć

Tak samo jak on, ma rozwiane długie włosy,
Tak samo jak on, szerzy rewolucję u siebie,
Tak samo jak on, umiera samotnie dla ludzi,
Tak samo jak on staje się mitem i kultem

Zamiast krzyża kula, spodnie moro i beret,
Zbawiciel anioł śmierci posprzątał, zabrał
Dobrzy poszli do nieba, są w wiecznym raju,
A my, przeklęci żyjemy wciąż w piekle złudzenia,
Że świat jeszcze się nie skończył, a on nie przyszedł
My, didimosi, małej wiary

poniedziałek, 29 września 2008

Ajto znowu coś sobie zrobił

Nie pisałem przez parę dni, bo byłem lekko zajęty. Zacząłem więcej jeździć na rowerze - odkryłem Nadwarciański Szlak Rowerowy do Mosiny, który jest przepiękny. Poza odcinkami w Luboniu i na Dębcu, po wyjeździe z Dębiny, szlak wiedzie przez lasy nad Wartą, jednakże jest to niełatwy szlak - piaszczyste sandry, na których rosną lasy Wielkopolskiego Parku Narodowego dają się we znaki rowerowi, a nawet niezbyt strome górki potrafią być niebezpieczne:) Niemniej zapierające dech w piersiach widoki są bezcenne. Niemniej jednak swoje drugie podejście w sobotę, gdy wracałem z za Puszczykowa przypłaciłem małym wypadkiem, dzięki któremu miałem okazję wypocząć w szpitalu. Zjazd z górki spowodował mały upadek na twarz, i w konsekwencji ranę wewnętrzną - w jamie ustnej między twarzą a dolną szczęką jest taka błona - mi się zerwała tak, że mogłem językiem dotknąć brody. Od dołu :) Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie przelał wrażeń na papier:)
„Nadwarciański raj”
Chyba jestem w raju,
Chociaż nie pamiętam
Ani świateł TIR-a,
Ani lecącej kuli,
Ni noża ni światła w tunelu

Wjechałem łagodnie,
Jak bym przefruwał
Z sadu w park,
Z parku w łęg
Z łęgu w las.

I były święte brzozy,
W białych habitach,
Gdzieniegdzie stary dąb,
Omszały stoickością,
Kipiał pradawną wiedzą.

Między brzozy uciekła wiewiórka,
Mały żwawy płomyczek,
Który rozbłysnął światłem,
Które olśniło mnie na wieki.
Nic, tylko brzozy
Biel odbija światło
Zaślepia i oślepia

„Wulkaniczny uśmiech”

Szeroki jak nigdy,
Na widoki szczery

Dziś wychodzę. Zrastają się
Wszystkie ścięgna w ustach.
Szwy jeszcze są, ale wychodzę

Zobaczyłem oczami siebie
Znajoma sylwetkę wulkanu,
Zdolnego do erupcji śmiechu
Jak i łez, w co wątpią.
Śmiejesz się dla mnie

Mój wybuch uśmiechu śmiechu
Na widok wulkanu trzęsącego się
Dymem radości i śmiechu źródlanego,
Sam niby wulkan rozrywa
Moje rany ledwie zgojone,
Wylewając morze krwi.
Wulkan zachował się dobrze,
Naturalnie tak jak chciał

wtorek, 23 września 2008

"Każdy ma swój fetysz"

Jak mówi Wojtas Kaczmarek, kumpel z klasowej "loży szyderców", każdy ma swój fetysz. Jedni lubią zbierać kwiatki, inni zwiedzać huty, a jeszcze inni kąpać się we krwi swoich wrogów. Ja też lubię od czasu do czasu się pobawić w coś innego. Ostatnio pokazywałem Domie i Delfinowi moje rewiry łowieckie nad Wartą i zrobiliśmy sobie małą sesję foto. Najciekawszym punktem było wiązanie się:) Fajnie, że są jeszcze istoty, które umieją się pobawić:) Dzięki Doma, aniołku w kolorach moro i Marto, dzielna fotoreporterko, która uwieczniałaś te niemoralne ekscesy:)


środa, 17 września 2008

"I będą święcić nam potomni Po pierwszym września - siedemnsaty"

Obchodzimy dziś zapomnianą przez wielu rocznicę radzieckiej agresji na Polskę w 1939 roku, gdy Armia Czerwona wkroczyła na nasze wschodnie ziemie, uzasadniając to końcem istnienia państwa i koniecznością obrony swoich obywateli. Ten sam pretekst służy dziś Rosji do atakowania suwerennego państwa - Gruzji i naruszania jego integralności terytorialnej. Aby upamiętnić rocznicę zapraszam do zapoznania się z "Balladą wrześniową" Jacka Kaczmarskiego [tekst] [piosenka]. Sam również napisałem coś na tę okazję. Nie można oczywiście porównywać tego z dziełem Mistrza, ale jest:
„Wrzesień”
Z lewej czai się pies stalowy,
Z prawej czeka kot z pazurami.

Z lewej pikowane hełmy,
Z prawej czapki z nausznikami.

Najpierw błyskawica, żelazne krzyże,
Oblężenia i szturmy w tempo.

Potem zdradziecki cios z boku
Kopanie leżącego i odgryzanie głowy.

Rozdarli ją na dwoje,
I zaczęli wyniszczać od środka.

Pies zjada ciało,
Kot zaś wyniszcza duszę

poniedziałek, 15 września 2008

2 nowe

Tym razem prezentuję dwa teksty z "krwawym" podtekstem. Znów w jednym ważniejsza jest forma, a w drugim treść:) Nie wiem czemu tak, ale jakoś tak mi się podoba. Oba pasują do tego, co się stanie jutro- będzie rzeź niewiniątek na hiszpańskim - sprawdzian ze słownictwa od początku nauki. Mamy napisać 120 słówek z około 1200. Czyli pogrom totalny, a na to groźba biologii, chemii i kartkówka z angielskiego - wszystkie czasowniki nieregularne. To tam pikuś, ale rzeź będzie nieziemska na tym hiszpańskim

„Zabawy nożem”

Przekrawam skórę,
Elastyczną, żółtopomarańczową.
Nóż świeżo ostrzony,
Wchodzi w nią jak w masło,
Na przegubie, w zagłębieniu,
Z którego wyrastają.
Ostrze wchodzi głębiej,
Poprzez krwiste mięśnie.
Na skórze długa prosta,
Gładka i ostra blizna,
Znaczona czterema ćwiartkami
Krojonego wpół pomidora.

„W ogrodzie”
Idę przez łąkę,
Pośród kwietnych sadów,
Niskopiennej roślinności.
Zakrzepłe płatki – krwiatki,
Zestalone listowie strupów,
I krwawa czerwona rosa,
Tętnicza osiada na kwieciu.
Ich łodygi- członki,
Ucięte, zgryzione, rwane.
Przez ogród płyną strumienie
Żółto- niebieskie
Żółto-niebieskie,
Flaków i oczu,
Z burą domieszką
Sadzy i dymów,
Z zielenią szlamu i brązem.
Broczę i brodzę,
Po tym ogrodzie.
Patrzę na drzewo.
Złożone z kończyn konary,
Nożne pnie i ręczne gałęzie,
Palczaste liście i owoce.
Najróżniejsze:
Oczy, nosy, usta, uszy,
Głowy dorodne, pąki mięśni.
Trochę przez przekorę wiszą dwa jabłka,
Niby wisielce, wśród szczątków,
W tym ogrodzie śmierci,
W którym podziwiamy
Wernisaż dzieł sztuki,
Który urządziła wojna.

piątek, 12 września 2008

Koncept!

Ostatnio na co bardziej nudniejszych lekcjach zacząłem się bawić słowami na całego. Nie chodziło mi o przekaz, tylko o formę. Tak powstały te 3 wzorowane na stylu barokowym wiersze, z których 2 pierwsze nie mają żadnego konkretnego przesłania, są napisane ot tak, bez uczucia (żeby znowu nie poszły ploty), bo nie trzeba być zakochanym, by pisać wiersze o miłości, a że jest to temat szeroki i znany poezji od dawna, to można go wykorzystywać jako poligon dla nowych form. Poza tym dobrze jest mieć w zanadrzu jakiś tekst, żeby wysłać słodkiego sms-a, i żeby był oryginalny. Trzeci wiersz jest inny, ma jakiś przekaz, ale tak jak w marinistycznych utworach ważna jest forma. Wszystkie 3 cechuje przerost formy nad treścią - czy to dobrze dla nich - oceńcie sami :)

„A’ la Marini”
Słodki jest miód, który pszczoły dają,
Piękne kwiaty, które wiosną zakwitają,
Kochające są króliki na łące,
Dzikie są strumienie rwące.
Lecz bardziej Ty dzika, kochająca, piękna i słodka,
Od strumienia, królika, kwiatów i miodka.

„Pożoga”
Płoną wioski,
Płoną pola,
Płoną miasta,
Płoną lasy

Płoną ręce,
Płoną nogi,
Płoną tułowia,
Płoną włosy

Płonie także
Płonie serce
Płonie moje
Palisz Ty

„Stos ofiarny”

Dym

płonące włosy
przywiązano tutaj
serce pełne lęku
ciało młodej kobiety
oskarżonej o czary
plomba Inkwizycji
przez zazdrosną sąsiadkę
P
A
L
gałąź gałąź
gałąź gałąź gałąź gałąź
iglaste gałązki iglaste gałązki
deska deska deska deska deska deska
konar igliwie gałązka podpałka gałązka igliwie konar
konar konar gałąź igliwie podpałka igliwie gałąź konar konar

poniedziałek, 8 września 2008

"Pospadały z drzew kasztany, gubi liście klon"

Czasem bywa tak, że w głowie krążą myśli, i tylko czekają na jakiś sygnał, by wylecieć. Tak było dziś w budzie: Damian powiedział mi, żebym się modlił, żeby Ciocia Dyla (nasza polonistka ;) nie pytała:) Normalna rzecz w szkole, ale każdy widzi to inaczej. Ja widzę to tak:

„Modlitwa stroskanego uczniaka”
Boże, który siedzisz na obłoku,
Poruszasz atomy i gwiazdy,
Modyfikujesz geny,
Fizykujesz na ludziach,
Spójrz proszę na nas!

Tu, gdzie klękamy w „stopiątce”
Czekając na Ciocię Dylę,
W radości i lęku,
Wznosimy modły ku Tobie,
Byle nie pytała lub pytała nie nas.
I tylko taka metafizyka nam w głowie.

„Selekcja”
Jeden taki moment!
Jedna taka chwila!

Cała sala zamiera w bezruchu
Lęk. Przerażenie w oczach.

Kto dziś idzie na odstrzał?
Kogo poniosą fale przeszłości?

Kogo weźmie na tortury?
…Do odpowiedzi numer drugi
__________________
Poza tym muszę się pochwalić - w pliku, w którym trzymam wiersze, które spisuję z moich kajetów, w których przechodzą 1 etap obróbki, mam już ponad 100 tekstów. I chociaż dużo tam tekstów tendencyjnych, które trzymam dlatego, że są zapisem pewnych emocji (większość starych wierszy), to jest coraz więcej takich, w których widzę sens i coś więcej. A może po prostu się starzeję...?

niedziela, 7 września 2008

"Idzie wojna, idzie wojna, idzie krwawa rzeź"

Nie ma to jak wyskoczyć na koncert. Zwłaszcza po tygodniu, który zapowiadał klęski w najbliższych tygodniach. Do niedawna byłem smętaczem, który za choinkę nie ruszyłby się na koncert, bo był zbyt leniwy, ale happysad, na który wyciągnęła mnie Ola, i na którym bawiłem się jak nigdy odmienił moje spojrzenie i przypomniał dawną myśl "Nie w co, ale z kim się bawisz". A z Natalią Piłat, Olą i Domą nie da się nie bawić. Nawet/A zwłaszcza gdy trafi się na koncert Arki Noego. Dlatego, gdy dowiedziałem się o koncercie Strachów i Kobranocki, na które dziewczyny się wybierały oczywistym było, że też poszedłem. Koncert okazał się sto razy lepszy niż hs, już na Kobranocce zwarły się szeregi ludzi wokół nas i zaczęło się pogo. Zagrali swoje największe przeboje, oczywiście nie zabrakło "Irlandii" Potem przyszedł czas na Strachy Na Lachy. Zagrali swoje największe przeboje i piosenki, które ukażą się na nowej płycie "Zakazane piosenki". Najlepszą z nowych była moim zdaniem "Idzie wojna", ale to chyba dlatego, ze lubię takie klimaty:) Wyszliśmy mniejszą ekipą trochę wcześniej, akurat, gdy wychodziliśmy z Krzyżowej grali "Raissę". Szkoda, ale tak wyszło. W każdym razie nie mogę się doczekać następnego koncertu w tak zacnym gronie:) Dziękuję za koncert Domie, Natalii, Jucie i Magdzie, które mnie przygarnęły i dzięki którym tak dobrze się bawiłem (moje motto: chcesz się dobrze bawić- bądź tam, gdzie Doma i idź za Natalią), Magdzie Jankiewicz (spotkanie po latach:), Oli i wszytskim innym, którzy byli z nami, ale nie pamiętam.

sobota, 6 września 2008

"Opadają z drzew liście- listy, które niosą w świat"

Nie wiem czemu, ale znowu we wrześniu mam nadwyżkę weny. Tym razem jest to wena bardziej radosna, nie taka katastroficzna jak w zeszłym roku we wrześniu, ale bardziej dojrzała i mniej skupiająca się na uczuciu, a bardziej na grze słowem i szukaniu formy do wyrażenia tych uczuć (które oczywiście nadal są we mnie i są widoczne w tekstach, ale inaczej), które są znane ludzkości od wieków i nie są niczym nowym, bo od wieków ludzie o nich opowiadają. Ale do rzeczy - pokazuję 3 teksty, o różnym przesłaniu. Skomentujcie i spróbujcie znaleźć przesłanie, zwłaszcza ciekawi mnie, co zauważycie w "Hipokrycie";)

„Demosymbol”
Demokracja nie ma jednego znaczka,
Żadnych łamanych krzyży,.
Żadnych narzędzi robotniczo – chłopskich
Żadnych gwiazd ani pięciorogów
Żadnych literek wpisanych w okrąg

Bo jak zaznaczyć wolność kilkoma kreskami?
Lud, władzę, parlament i wolne wybory?
Nie zmieści się na graffiti,
Które młody buntownik namaluje sprayem
Na ścianie urzędu, uciekając przed policją

„Hipokryta”
Znów się sam okłamuję
Może to i lepiej?

Obiecuję sobie, że skończę
Zostanę warzywem pastewnym,
Zasiądę w bujanym fotelu.
Pilot w ręku i brak ruchu.
Zażerając chipsa czekam na zbawienie

Bo może będzie ono
Gdzieś między „dwójką” a TVN-em
I samo przyjdzie do mnie
W przerwie na reklamy

Może to i lepiej?

Wiem, że mi się nie uda.
Nudny jest telewizor życia pasywnego
Nawet nie zdążę usiąść
Odskakuję jak oparzony

Będę biegał!
Będę skakał!
Będę pływał!
Będę latał!

Sam zacznę szukać
Zbawienia
Na własną rękę.
Nie usiedzę dłużej
W tym fotelu tortur

Może to i lepiej?

Po długiej podróży zmęczony,
Znów to samo kłamstwo,
Znów sam do siebie
Wydzielam i chłonę

Może to i lepiej?

„Szukam materiału na żonę”
Gdzie jest ta, której nie jest potrzebna nowa sukienka?
Gdzie jest ta, której nie potrzeba butów ze złota i spódnic po biodro?
Gdzie jest ta, której nie potrzeba luksusu i zbytków?
Gdzie jest ta, której nie potrzeba obiadów na czas i czystej pościeli?

Gdzież dziewczę, które założy flecktran na siebie?
Gdzież ta, której nieobcy bagnet i granaty?
Gdzież ta, którą mogę zabrać do lasu lub na pustynie?
Gdzież ta, która pójdzie na koniec świata?

Czy jest jeszcze taka, która dzika pokocha dzikość?
Czy jest taka, którą zadowoli namiot pośród dżungli?
Czy jest taka, z którą będzie dobrze w mieście i w dziczy?
Czy jest taka, która nie pragnie spokoju?
Czy jest taka, której nie zrazi brak telewizora i zasięgu?

Czy znajdzie się Eówina dzisiejszych czasów?
Czy znajdzie mnie i pokocha?
Czy jest na sali lekarz?

niedziela, 31 sierpnia 2008

Tryptyk Kapliński

Trzy wiersze pisane pod Kaplińskim natchnieniem, lecz uniwersalne. Koncepcja dwóch pierwszych powstała, gdy razem z Kołkiem, Wojtasem i Dorną obserwowaliśmy wycięcie dwóch dużych drzew, a trzeci podczas wędrówek i podziwiania piękna naszej bazy.

„Piła Pascala”
Polana, porosła akacją karlą,
Niewiele drzew, pośrodku dąb,
Król lasu i drzew, mocny.
Potężny jak opoka,
Silny i dumny. Stoi.
Przetrwał huragany, hulanki,
Także pożary, powodzie i susze.

Przyszedł drwal.
Stary fachowiec z piłą.
Jedno cięcie, już się chwieje.
Drugie, już leci. Pada.

Przypominam sobie lekcje polskiego,
Barok, Pascal. Trzcina.
Miał rację. Skoro Król Dąb
Tak łatwo z rąk ludzkich ginie,
To człowiek zaiste jest trzciną,
Najwątlejszą w przyrodzie.

„Monolog Dębu”
Rosnę już od lat, rosnę długo i mocno.
Niejedno przetrwałem i nie jedno bym przetrwał,
Ja, drzewny król, z koroną żołędzi.

Przyszedł człowiek, jak zwykle zadufany w sobie.
Myśli, że jak myśli, to największy,
A jest najmarniejszy.

Ściął mnie piłą, upadłem z hukiem,
Lecz on jest trzciną najwątlejszą,
Więc jak bardzo on jest ulotny…

„Poeta”
Kim jest ten, co widzi piękno w płonącym lesie?
Kim jest ten, kto wyciąwszy drzewo podziwia piękno kwiatka?
Kim jest ten, który zniesie ból i rany ciała, a ranią go złe słowa?
Kim jest ten, który w zoologicznym widzi mięsny?

Kim jest ten, kto patrzy w niebo, by ujrzeć ziemie?
Kim jest ten, kto niesie kwiaty w dłoni, a granat za pasem?
Kim jest ten, który szuka jabłek na akacji?
Kim jest ten, który widzi wróżki i białe myszy?

To ja, poeta,
Z duszą na ramieniu,
Odpoczywam w cieniu,
Patrzę w chmury,
Szukam dziury,
W całym.


P.S. Zdjęcia z roboczego

"W lesie na polanie, pali się ognisko"

Przed chwilą wróciłem z biwaku roboczego w Kaplinie. Jak zwykle nie obyło się bez różnych śmiechowych akcji i dziwnych pomysłów. Pierwszy wieczór i noc minęły spokojnie, poza tym, że dym dawał się lekko we znaki (gdybym miał maskę p-gaz, to bym w niej spał), ale przynajmniej było ciepło. Rano podzieliliśmy się robotą - Wojtas, Kołek i ja dostaliśmy zadanie, o którym marzyłem - wyciąć wszystkie krzaczory pod budowę nowego magazynu (150 m kw.). Idziemy do magazynu, bierzemy topory, chcemy je napostrzyć, a tu dh. Jędrek mówi "Chłopaki, macie te, nie bawcie się tymi" i daje nam do rąk dwa nowiutkie Fiskarsy (dla niewtajemniczonych: arystokracja w siekierach. Najlepsze jakie miałem w ręku). Biorę największy, drugiego daję Kołkowi. Wojtas bierze najlepszą ze starych. To była orgia niszczenia - każdy, najgrubszy nawet krzaczor czy mniejsze drzewko padło pod naszymi ostrzami. Pod koniec rąbałem na berserkera. Gdy skończyliśmy, i zaczęliśmy mniej przyjemną część - noszenie, przyszedł pan Henio, drwal z wioski, który ściał drzewa na terenie pod budowę - podwójny dąb i wielki klon. Widzieć fachowca z piłą przy robocie i podziwiać upadek wielkich drzew to piękna rzecz, powiedziałbym nawet, że doznanie artystyczne. Bzzz, i bum, był klon, nie ma. Są tylko gałęzie, które trzeba wynieść, 250 metrów dalej, na ognisko. Po parunastu kursach syzyfowej pracy stwierdzamy, że tak się nie da i prosimy o wsparcie. Dostajemy kabel, którym wiążemy większe gałęzie, na które wrzucamy mniejsze. "Starczy już, bo jest tego za dużo" - mówi Kołek, lecz gdy rzucam się na to i ugniatam ciężarem ciała, to zaraz się robi miejsce. Tylko mam po tym duzo ran na rękach i wyglądam strasznie. Ale tak już jest, jak 60% roślinności stanowi akacja. kilka kursów fiata pandy i nie ma problemu, który jeszcze niedawno spędzał nam z oczu wizję wypoczynku. W międzyczasie każdą partie wrzucaliśmy w ogień, który podtyrzymywał Mateusz Dorna. Dzięki wrzucaniu wszystkiego na raz i zabawie w rywalizowanie z ogniami Orthanku, udało nam się stworzyć własne piekło na ziemi i spalić wszystko do wieczora. W międzyczasie zaliczyliśmy kąpiel na Czeskim, kolejną pozycje obowiązkową w Kaplinie (spacer dookoła jeziora był w piątek po zachodzie słońca). Póżniej poszliśmy się maskować w lesie, tak dla zabawy i Kołek wpadł na pomysł, żeby pójść nad Szeken (kolejna pozycja programu). Z tym, że poszliśmy na bagna, gdzie trzeba było skakać z kępki trawy na kępke, od drzewa do drzewa, bo inaczej wpadało się po kolana lub po pas w błoto i wodę (doświadczyłem tego osobiście). Wróciliśmy, by się osuszyć, a później poszliśmy spać. Nie napaliliśmy, żeby się nie udusić, ale za to było chłodno. Jak rano wyszedłem do łaźni, to na dworze było o niebo cieplej. Jako, że zrobiliśmy wszystko w sobotę, dziś mielismy "rekreacje"- kapiel w jeziorze, leżenie, jedzenie. Tak idealnego zakończenia wakacji nigdy dotąd nie miałem, i jutro z radością przekroczę szkolne mury.

piątek, 29 sierpnia 2008

"Dom mój ostatnio ledwo stał na nogach..."

Dziś jadę na biwak roboczy do Kaplina. Nie wyobrażałem sobie idealniejszego zakończenia wakacji, niż robota w moim drugim domu. Tam wreszcie czuję, że żyję:)

„Drugi dom"
I znów wracam do domu.
Nie, nie rodzinnego.
Tego drugiego.
Do Kaplina.

Tam nie ma klatek czterościanu,
W których niespokojny i niespójny się ciska,
Braku powietrza świeżego,
Które daje zmysłom tyle wrażeń,
Brudnych garnków w zlewie, czystych ciuchów,
Codziennych dylematów i codzienności

Jest tam za to spory kawałek lasu,
Moje pomosty, strumyki i brzegi jeziora,
Które kipią od życia.
Są Sosen szare brygady, niby wojska Puszczy,
Są i nieliczne Brzozy – oficerowie i kapelani,
Których biały mundur wyższy stan oznajmia.
Szeken, Czeskie, hydrofornia – znane, tak dobrze,
Że i po ciemku bez pyzy księżyca tam trafię,
A na samo wspomnienie myśl skacze
Od serca do serca

Tu wiem, że nic mi nie grozi,
Mogę chodzić beztrosko
Od drzewa
Po drzewach
Pod drzewem
Bez granic lasu i ściennych krat więziennych.
Tu nawet sen w cieniu Dębu – generała, co szare przybrał szaty,
Choć daleko od bazy, to jednak bezpieczny.

Tu ogień, woda, ziemia, drzewa- bierz
Wybieraj, z kim chcesz się bratać.
I skarb mój największy - przyjaciele

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

List z pogranicza Mordoru

W latach 3009-3017 Aragorn wędrował po świecie, tropiąc Golluma, na prośbę swojego przyjaciela, Gandalfa Szarego, aby nie dopuścić, by Sauron dowiedział się, kto ma Pierścień. Tyle mówi Kronika Lat, dodatek do "Władcy Pierścieni". Co mógł wtedy czuć? O czym myślał? Jakie targały nim rozterki? Kochał Arwenę, ze wzajemnością, lecz Elrond zgodziłby się poświęcić córkę jedynie królowi Gondoru i Anoru. Aragorn próbował swych sił w Gondorze, w służbie namiestnika Echteliona, lecz odszedł, bez nadziei. Dopiero wybuch Wojny o Pierścień pozwolił mu odzyskać tron i otworzyc sobie drogę do małżeństwa z Arweną. Ten okres, wielu lat rozpaczliwych poszukiwań i pogoni, intrygował mnie i kiedyś w wolnej chwili na obozie nakreśliłem list, który on mógłby napisać, i mógłby się pod nim podpisać.

„List z pogranicza Mordoru, 3016”
Najjaśniejsza gwiazdo odchodzącego plemienia,
Piękna niczym Luthien zaranna,
Lecz piękniejsza, wieczorna
Blask Twój podsyca serce
Dodaje otuchy na stromych ścieżkach życia

Z beznadziejną podążam nadzieją,
Poprzez Góry Mgliste i pastwiska Rohanu.
Dla ciebie zdeptuję dolinę Morgul,
Harad, Khand I Eastrelingów stepy,
Na ziemi Rhun daleko na wschodzie.

Chcę być przy Tobie, lecz nie mogę,
Między nami bariera ras, choć jedni przodkowie.
Nie zdobędę korony Gondoru,
Choć pragniemy tego oboje.
Pozostanę Aragornem, nie mnie Ellesar pisany.
Żegnaj, zatem najdroższa. Żegnaj i zapomnij

czwartek, 21 sierpnia 2008

Koniec z polityką... na tym blogu ;)

Od jutra- piątku na tym blogu przestaną pojawiać się teksty polityczne. Nie jest to efekt działania cenzury, ani służb specjalnych. Razem z Damianem, kumplem ze szkolnej ławy, zwanej "lożą szyderców" otwieramy bloga, na którym będziemy komentować wydarzenia polityczne. Jest to przeniesienie naszych szkolnych rozmów, które potrafiliśmy toczyć w nieskończoność, doprowadzając wszystkich w pobliżu do szewskiej pasji podczas wymiany poglądów. Przy nas nawet ksiądz Stawski stracił cierpliwość, gdy rozmawialiśmy z Krzychem koło niego na dworze. Przy następnej lekcji religii na dworze usiadł daleko od nas:)
Zapraszamy na http://politrucy.blogspot.com, gdzie będziecie mogli przeczytać, co sądzimy na dany temat.

"...za śmierć jaskółki tamtej wiosny i polskie tanki nad Wełtawą"

Dziś obchodzimy 40. rocznicę inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, którą spowodowały reformy Alexandra Dubczeka, 1. sekretarza partii. Zniesiono cenzurę, zapowiedziano wielopartyjność, wolne wybory i reformy gospodarcze- były to próby budowania "socjalizmu z ludzką twarzą". Nie spodobało się to pozostałym państwom komunistycznym i zareagowały inwazją, w której my- Polacy mieliśmy tez swój niechlubny udział. Powstała wtedy tzw. "doktryna Breżniewa", która zakłada, że ZSRR ma prawo interweniować tam, gdzie interesy władz ZSRR są zagrożone. Interwencja wojskowa Rosji w Gruzji odbyła się na podobnych zasadach, gdyż Gruzini "podpadli" Putinowi prozachodnim kursem, chęcią zjednoczenia z UE i NATO, odsunięciem od władzy ludzi podległych Moskwie i demokratyzacją kraju. Zainteresowanym polecam zapoznanie się z tym artykułem, i z tą piosenką Andrzeja Garczarka

„Bratnia pomoc”
Wojskowe buciory zdeptały młodą trawę,
Która dopiero co wzeszła na betonie,
Na obrzeżach bloku zakutego w betonie.
Tylko po to, by wszędzie mieć gładki monolit,
Bez zielonej nadziei na lepsze

Gąsienice czołgu rozjechały pola,
Na których dojrzałe zboża czekały na żniwa,
Aby z twardych ziaren zrobić dobry chleb.
Tylko po to, żeby wszystko zaorać i wyrównać,
Bez możliwości wybicia się w górę

Działa Breżniewa strąciły jaskółkę,
Skosiły trawę, lecz zostały korzenie.
Z nich wyrosły drzewa,
Rozsadzając beton i żelazo.

środa, 20 sierpnia 2008

"To wszystko było, minęło, zostało tylko wspomnienie"

To już na szczęście przeszłość, tak jak i inne niewypały. Ale wykopałem i wrzucam, wtajemniczeni będą szukać teorii spiskowych i swoich wersji wydarzeń, a dla szczęśliwców, którzy nie ulokują tego w czasie i przestrzeni ludzkiej tekst pozostanie kawałkiem poezji. Może za sto lat jacyś poloniści albo badacze kultury będą się zastanawiać o co temu facetowi chodziło, o ile ten świat wytrzyma tyle.

„Opowieść pomostu przy hydroforni albo ballada Kaplińska”

Deski me już butwieją z wolna,
Ale siłę jeszcze mają, by skrzypieć.
Ze skrzypów i głuchych tupnięć muzyka,
W której zawarta historia długa i smutna.

Stoję już długo na brzegu jeziora tego,
Które Młyńskim zwą, co w Kaplinie leży.
Tu strumyk wpada cicho jeden z drugim,
Tu brzegi słyszą, co dzieje się u harcerzy.

Oni bazę tu mają, przyjeżdżają, przesiadują,
Za bardzo się im nie dziwię, bo mi też tu dobrze.
Niesie po wodzie ich głosy jezioro,
A ja słucham i zachowuję historie.

Są i wesołe, gdy na mnie miłość wyznawali,
Są smutne, gdy z mych desek rzucać się chcieli,
Są poważne, gdy obok mnie ktoś przyrzekał,
Bogu, ludziom i Ojczyźnie służyć.

Najsmutniejsza jedna jest historia,
O trójkącie, co się plącze po kątach.
Każde z nich chciało z kimś wesele,
Wyszło źle, ale zostali jako przyjaciele.

Był sobie druh, granatowy, którego znam od dawna,
Nie raz deptał on me deski, by schłodzić głowę,
Nie raz jezioro przemierzał w koło, we dnie i noce.
Znały go tutaj drzewa i ptaki, znały go kwiaty

Był też i druh drugi, zielony, równie dobrze znany,
Przyjaciel pierwszego równie jak on oddany.
Była i druhna, jak bywa w takich historiach,
Ale nie taka zwykła, nietypowa. Jedyna.
On chciał z nią być od dawna, nie wyszło,
Jednak coś między nimi zostało- przyjaźń.
Ona już kogoś miała, ale z drugim być chciała,
Jednak on też miał kogoś już z dawna.

Chodzili w trójkę, jako szczerzy przyjaciele,
Każdy zamiary miał swoje, ale nie druh zielony.
Granat pomagał zielonej, bo chciał dla niej dobrze,
Myślał, że może kiedyś doceni starania i będą razem.

Granat już z dawna stracił nadzieję, po to w końcu tu przyjechał,
By pracą i znojem wyrwać swe serce i w ogniu spalić.
W sercu po cichu liczył na cud, który jednak nie miał nigdy nadejść.
Smutny chodził codziennie do mnie, by mi się wyżalić.

Ona, zielona, miała jednego, chciała zielonego,
Miała nadzieję, lecz los chciał inaczej dla niej.
Zielony miał kogoś i nie chciał być z nią,
Musiał powiedzieć jej to, by skończyć wszystko.

Płakała przez niego ona, płakał przez nią granat,
Zielony był smutny, że przyjaciół spotkał zły los.
Ona sprawiedliwie cierpiała, gdyż rzecz zrobiła złą,
A granat znów za darmo oberwał, choć dobrze chciał.

Znów kopnął go los, znów został sam,
Przeszła mu zielona, zielonej przeszedł zielony,
Jest wciąż ze swoim, miłość w nich trwa,
A granat znów tuła się sam, bez złudzeń.

„Nie chce by nikt, nie pukał w drzwi,
Które zamykam od środka na klucz.
Niech mnie ukarze Pan, gdy wpadnie znów
W me serce znów jakaś kobieta

A jeśli już, to niech będzie szansa,
Że coś z tego będzie, a nie marny puch
Zwietrzałej jak piach nadziei bez widoków”
Powiedział w żalu udręczony

Odwrócił się, otrzepał pył, już nie jest zły,
Przestał już płakać z jej powodu. Wreszcie.
Na rękach krew, w sercu blizna, ale w głowie
Za to więcej rozsądku. Ale na niedługo.

„Przyjdę tu znów”- powiedział mi –
„Coś czuję niedługo. Oby tylko nie znów to samo”
Życzę mu tego, ale nie przez złość,
Jeno by znalazł wreszcie ukochaną.

niedziela, 17 sierpnia 2008

"Dideba tawisuplebas, Tawisuplebas dideba!"

Na wieść o nowej wojnie na Kaukazie reakcja opinii międzynarodowej była zgodna tylko w jednym- wojna musi się skończyć. Gdy Rosjanie bombardowali Gori i zaczęli inwazję na terytorium Gruzji, jedni byli oburzeni reakcja Gruzji, a inni Rosji. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy starał się doprowadzić do rozejmu, uznając jednak reakcję Rosji jako "normalną", gdy prezydenci Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii wypowiadali się w Tbilisi ostro i wrogo wobec inwazji. Na szczęście, NATO po wygaszeniu konfliktu mówi jednym głosem i opowiada się za przyszłym członkostwem Gruzji i Ukrainy i chcę ukarać Rosję za naruszenie integralności terytorialnej Gruzji. Nie sądzę, że państwa, które nie chcą pogarszać swoich stosunków z Rosją - głównie Francja i Niemcy (chociaż Angela Merkel wypowiada się bardziej zdecydowanie i przekonała się do przyznania MAP Gruzji) - będą skore do nakładania sankcji i torpedowania rozmów Rosja-UE i przystąpienia Rosji do WTO. Na razie jednak należy pokazywać Rosji jedność NATO i solidarność z Gruzją i Ukrainą, bo nie można pozwolić Rosjanom na odbudowę marzeń o imperium. Bo jeśli będą szantażować Zachód gazem, wasalizować małych sąsiadów, dołączać prowincje, to mogą później zagrozić Europie. Moskwa, atakując Gruzję, chce głównie ukarać ją za prozachodnią politykę i demokratyzację kraju po rewolucji róż w 2003 roku. Następnym potencjalnym celem może być Ukraina, z którą Putin ma na pieńku od 2004, gdy zmieniła się tam władza po Pomarańczowej Rewolucji. Zamiast lojalnemu Kremlowi Leonidowi Kuczmie prezydentem został Wiktor Juszczenko. Po wygranych przez "pomarańczowych" wyborach parlamentarnych zaczęła się demokratyzacja kraju, w którym represje opozycji przypominały te białoruskie, odbudowa gospodarki i odwrócenie polityki zagranicznej w kierunku Zachodu. Powodem ewentualnego spięcia może być Krym, zamieszkały w większości przez Rosjan, na którym do 2017 roku stacjonuje rosyjska Flota Czarnomorska. Już po rozpadzie ZSRR Rosjanie zgłaszali pretensje do Krymu, w 1992 proklamowali Republikę Krymu, którą chcieli zjednoczyć z Rosją, jednak doszło do kompromisu i Krym dostał autonomię. Gdy Rosja zaanektuje Abchazję, Osetię i Krym, wprowadzi swoich ludzi do rządów w Kijowie i Tbilisi, poczuje się mocarstwem zdolnym dyktować warunki w całej Europie Wschodniej. Przyjdzie czas na republiki nadbałtyckie, które na przekór Rosji nie chciały się podporządkować, są w NATO i UE, na Polskę, w której zaczął się demontaż socjalizmu- a wraz z nim rosyjskiej potęgi i dominacji. Tarcza antyrakietowa, przeciwko której protestowało tylu Polaków, jest jednym z gwarantów bezpieczeństwa kraju i świata, bo nikt nie wystrzeli rakiety, wiedząc, że może zostać zestrzelona, a przyjdzie odwet. Poza tym będzie środkiem odstraszającym Rosję, bo USA nie zostawią elementów swojego systemu obronnego w rękach wasala Rosji. Dlatego nie możemy pozwolić na odradzanie się tej Rosji, która dążyła do dominacji w Europie, w 1570 w Inflantach, w 1654 w Perejasławiu wspierając Kozaków i przyłączając wschodnią Ukrainę, w XVIII wieku, mieszając się w polską politykę i rozbierając kraj, w 1815 w Wiedniu ustalając strefy wpływów mocarstw po pokonaniu Napoleona, w 1920 pod Warszawą, gdzie musieliśmy zatrzymać rozpędzone armie, które miały nieść Europie komunizm, 17 września 1939, gdy pod takim samym pretekstem - ochrony własnych obywateli- do spółki z Hitlerem podzielili Polskę między siebie, w 1951 w Korei, w 1957 w Wietnamie, w 1978 w Afganistanie, w latach 90. w Czeczeni i Kosowie, oraz w krajach, w których wspierała posłuszny sobie reżim pokazywała, że jest zagrożeniem bezpieczeństwa międzynarodowego. Dlatego mydląc oczy mówieniem o siłach pokojowych Rosja nie jest przekonywająca, bo jej polityka mocarstwowa prowadzona jest pod znakiem T-72 i Ak47. Takie zapędy Rosji należy powstrzymywać, ale rozsądnie i rozważnie - nie prowokując niepotrzebnie, ale będąc zdecydowanym - tak jak dzisiaj NATO, a nie tak jak prezydenci 5 państw, na czele z Kaczyńskim, którzy nierozważnie wymachiwali szabelką w Tbilisi.