piątek, 31 października 2008

„Opowieść pomostu przy hydroforni albo ballada Kaplińska”

Oto pierwsza z ballad kaplińskich. Na razie są 4, ale jak tylko uporam się z pracą na historię (do poniedziałku) to zacznę pisać następne. Zwłaszcza, że mam już kilka nowych wizji, w których chcę wykorzystać krążące na obozach legendy. Mam nadzieję, że spodoba wam się fantastyczna wizja Kaplina. Ta już była, ale jest przerobiona do koncepcji.

„Opowieść pomostu przy hydroforni albo ballada Kaplińska”

Deski moje już z wolna butwieją,
Ale siłę jeszcze mają, by skrzypieć.
Ze skrzypów i głuchych tupnięć muzyka,
W której zawarta historia nieszczęsna

Stoję już długo na brzegu jeziora,
Które Młyńskim zwą, co w Kaplinie leży.
Tu strumyk wpada jeden z drugim,
Tu brzegi słyszą, co dzieje się w lesie.

Oni bazę tu mają, przyjeżdżają,
Za bardzo się im nie dziwię, bo mi też tu dobrze.
Niesie po wodzie ich głosy jezioro,
A ja słucham i zachowuję.

Są i wesołe, gdy na mnie miłość wyznawali,
Są smutne, gdy z mych desek rzucać się chcieli,
Są poważne, gdy obok mnie ktoś przyrzekał,
Bogu, ludziom i Ojczyźnie służyć.

Najsmutniejsza jedna jest jednak historia,
O trójkącie, co się plącze po kątach.
Każde z nich chciało z kimś wesele,
Wyszło źle, niby przyjaciele.

Był sobie druh, granatowy,
Którego znam od dawna,
Nie raz deptał on me deski
By schłodzić głowę wśród skwaru

Nie raz jezioro przemierzał w koło,
We dnie i noce, o każdej porze
Znały go tutaj drzewa i ptaki
Znały go kwiaty i znał je wszystkie

Był też i druh drugi, zielony,
Równie dobrze nam znany,
Przyjaciel pierwszego równie oddany.
Była niestety i druhna

Ale nie taka zwykła, nietypowa
On chciał z nią być od dawna,
Jednak coś między nimi zostało
Ona już kogoś miała, lecz z drugim być chciała,

Chodzili w trójkę, jako przyjaciele,
Każdy zamiary miał, lecz nie druh zielony.
Granat pomagał zielonej naiwnie
Myślał, że może pokocha kiedyś go

Granat już z dawna stracił nadzieję,
Po to w końcu tu przyjechał,
By pracą i znojem wyrwać swe serce
I w ogniu spalić je srogim

W sercu po cichu liczył na cud,
Który jednak nie miał nadejść.
Smutny chodził codziennie do mnie,
Aby me deski żalu rosą poić

Ona, zielona, miała jednego,
Chciała zielonego,
Miała nadzieję, lecz los jej był inny
Zielony miał kogoś i nie chciał być z nią,

Płakała przez niego ona,
Płakał przez nią granat,
Zielony zmartwił się bardzo,
Przyjaciół losem tragicznym

Ona cierpiała sprawiedliwie,
Gdyż rzecz zrobiła bardzo złą,
A granat znów za darmo oberwał,
Choć bardzo dobrze chciał.

Jej się należało, od dosyć dawna zresztą,
Los jej odpłacił za uczynki złe,
Granat zaś dostał za swoją naiwność,
Która nie przystoi człowiekowi puszczy.

Znów kopnął go los, znów został sam,
Przeszła mu zielona, zielonej przeszło też,
Jest wciąż ze swoim, miłość w nich trwa,
A granat znów tuła się sam, bez złudzeń.

„Nie chce by nikt, nie pukał w drzwi,
Które zamykam od środka na klucz.
Niech mnie ukarze Pan, gdy wpadnie znów
W me serce znów jakaś kobieta

A jeśli już, to niech będzie szansa,
Że coś z tego będzie, a nie marny puch
Zwietrzałej jak piach nadziei bez widoków”
Powiedział w żalu udręczony

Odwrócił się, otrzepał pył,
Już nie jest taki zły,
Przestał już płakać z jej powodu.
Wreszcie z serca zniknęła

Na rękach mu, płynęła krew
A w sercu została blizna.
Lecz w głowie mu przybyło wtem
O wiele więcej rozsądku

„Przyjdę tu znów”- powiedział mi –
„Coś czuję że za niedługo”
Życzę mu tego, ale nie przez złość,
Jeno by znalazł ukochaną.

P.S. Jeśli byliście w stanie przez to przebrnąć, to powiedzcie, co o tym sądzicie

czwartek, 30 października 2008

"Gdzieś w kaplińskim gaju, nad brzegiem ruczaju"

Na fali mojego podjarania romantyzmem (podziękowania dla prof. Dylewicz, która umie podjarać:) powstają ballady romantyczne, których akcja toczy się w Kaplinie w czasie obozów harcerskich. Pojawiają się różne duchy, zjawy, utopce, rusałki, nimfy i masa innych stworów, krwawe zbrodnie i zakazane romanse wychodzą na wierzch. Jednym słowem chcę wam pokazać mój mroczny, romantyczny Kaplin. Pierwszych ballad spodziewajcie się wkrótce, na razie dam wam prolog

Prolog
W Kaplinie, harcerskiej bazie,
Co wśród puszcz leży dalekich,
Przy ogniu śpiew wyrasta,
A co złe ma cienia szukać.
Jednakże, na przekór życzeniom,
Przy ogniu wybiegają na światło,
Najmroczniejsze sekrety i namiętności,
Ale o tym- słuchajcie ballady

niedziela, 26 października 2008

Kutii! Kutii!

Wreszcie pojechaliśmy na biwak. Czekałem na niego z niecierpliwością od początku października, czyli wcześniej niż zacząłem go załatwiać:) Mieliśmy jechać z 92 i 26ż, ale pojechaliśmy tylko z 92. /Teraz Natalia, Doma i cała reszta 26 mnie zagryzie/W sumie nie żałuję, że nie było dziewczyn, bo męski biwak ma wiele plusów, a ten był tak świetnie zrobiony, że jest moim najlepszym biwakiem. w pociągu dowiedziałem się od Łukasza, że będę uczestnikiem biwaku i będę brał udział w zajęciach. Dzięki temu mogłem się bawić, bo do obstawy potrzebowali dodatkową 1 osobę i wzięli Wojtasa. Klimatyczna fabuła i dobór zadań pozwoliły doskonale wczuć się w rolę inspektorów ESA i rozwiązywać zagadkę zniknięcia naukowców badających pozaziemskie wirusy. Rozszyfrowując meldunki, szukając poszlak i włamując się do komputerów dochodziliśmy stopniowo do prawdy o porwaniu, terrorystach i kradzieży uranu. Na sam koniec był deser- starcie z terrorystami, którzy mieli móc strzelać do ekip z pistoletów na kulki, gdy my mieliśmy oznaczyć teren dla działań GROMu. Był to efekt psychologiczny, na który nabrali się młodzi, i uciekali w panice, gdy nadchodzili terroryści. Niezapomniane były również jak zwykle nocne rozmowy, dziwne teksty i gra w kości na zadania - nie pytajcie o szczegóły;) Warunki były znośne, ale nie mogliśmy palić w głównym pomieszczeniu, więc było z lekka zimno- młodzi mogą zaliczyć biwak jako wyzwanie:) Ale wytrzymaliśmy i nie zamarzliśmy. Najbardziej rozwalającym tekstem biwaku było "Kutii! Kutii!" Francuza, który wydawał ten odgłos tak niesamowicie, że nie da się tego opisać- to trzeba usłyszeć:) Dobre były też poranne suchary i wyzwanie na kościach- trzeba być głupim, żeby wyjść na dwór w takich warunkach w takich ciuchach:) Szkoda tylko, że biwak się tak szybko skończył i trzeba wracać do szarej rzeczywistości:/ Dziękuje 92 i 10 za wspólny biwak, zwłaszcza organizatorom - Łukaszowi, Krzychowi, Kołkowi, Francuzowi i Wojtasowi.

niedziela, 19 października 2008

Z dedykacją ;>

Dedykuję wszystkim nacjonalistom i narodowcom, dla których Sahara jest największa piaskownica polskich dzieci. Szczególna dedykacja dla pewnej osoby, która lubi podkreślać swój nacjonalizm, ale pomimo poglądów i niechęci do innych ludzi jest osobą pozytywną, sympatyczną, pomocna, pracowitą i zaangażowaną- Krzysia:) Dedykacja bez złośliwości, tylko z nadzieją, że tak nie skończysz, i że przekujesz nacjonalizm w prawdziwy, nowoczesny patriotyzm, który będzie pomagał naszemu krajowi.

„Stadionowi patrioci”
Na twarzy ich wszędzie blizny,
Na ustach fałszywe slogany
Dla Boga, Honoru i ojczyzny
Idą przez miasto, plądrując stragany.

Niestraszne im lesbijki ni Żydzi
Ni Arab, ni Murzyn, ni Chińczyk.

Każdego pobić, każdego zniszczyć,
Każdego, kto nie ma łysej główki
I nie chce myśleć jak oni.

Pacyfiści, anarchiści, altruiści,
Komuniści, ekologiści, homoiści,
Wszyscy zginąć muszą, bo czysta rasa
I dla Polaków Polska cała.

Dłonią wyciągniętą w „Heil” geście,
Piw pięć przed meczem zamawiają.

Z imieniem Boga, z poparciem moheru
Kamieniem w bliźnich ciska,
Zwąc się Chrystusa uczniami

sobota, 18 października 2008

"Coś srebrnego dzieje się w chmur dali ..."

„Pero”
Me te quiero, pero…
Siempre hay que haber alguno pero

Porque estaré triste,
Porque mi suela será mala,
Porque no podré ser feliz con tuya
Porque prefiero el bosque que amor y felizidad

Demasiado más porque y pero,
Pero prefiero gatos tan perros.

No me te quiero, pero
Como eres mi bosque, me te querré

niedziela, 12 października 2008

Przerywnik

Nie ma to jak wziąć, spakować się i wyskoczyć na weekend. Tylko w oderwaniu od świata i rzeczywistości można wypocząć i naładować akumulatory. O dziwo, nic sobie nie zrobiłem, a miałem czym, gdzie i jak. Pierwsze co zrobiłem, po kontrolnym przejechaniu spiningiem po główkach było wejście na wierzbę nad Wartą, gdzie zawsze leżałem na wakacjach i rozmyślałem. Miałem linkę, ale nie mam uprzęży, to chciałem zjechać prze pasek. Nie wypaliło w testach. Potem próbowaliśmy z bratem zrobić tyrolkę, chcieliśmy zjechać na pasku- na Rambo:) Linka za krótka, a potrzebowaliśmy dużej różnicy wysokości- nie było dobrej miejscówki. Tam, gdzie zrobiłem, od razu zaryłem nogami w glebę po zjeździe z 3 m. Potem byliśmy na grzybach, których było multum. Nic, tylko zbierać, byle nie te czerwone:) Wieczorem ognisko, ale małe, takie refleksyjne. I drugi dzień, spędzony na łażeniu po lesie i drzewach. I pamiętny dialog z bratem:
-Hej, Ajto, a co to jest to, na co wchodziliśmy, z tym nadłamanym pniem?
-Wiąz, kretynie!
-To ja chce mieć fotkę na wiązkretynie!
Po prostu poezja:) Szkoda tylko, że to nie mogło trwać wiecznie i że trzeba było wrócić do domu, by jutro o 7:10 wysłuchiwać, jak to my nie myślimy. Ale cóż, to co dobre, szybko się kończy, a potem powrót do szarej prozy życia:/

sobota, 4 października 2008

"Hasta siempre commandante"

9. 10, 31 lat temu w La Higuerze został zastrzelony Ernesto Rafael Che Guevara. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że wiem, kim naprawdę był Che Guevara; wiem, że jest odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi, że założył na Kubie obozy dla więźniów i że był zbrodniarzem wojennym i komunistą. Nie mam zamiaru go usprawiedliwiać, bo nie można tego usprawiedliwić.
Jednak jest on postacią owianą mgłą legendy, pewnym symbolem kulturowym, wzorem nieugiętego partyzanta, który walczy do końca, i który umiera za własne przekonania. Popkultura zrobiła z niego wzór buntownika. Jest on również poniekąd postacią tragiczną, bo w młodości był chorowitym (astma, z którą walczył) studentem medycyny, wrażliwym na ludzką krzywdę, pod wpływem 1 podróży po Ameryce (tej, o której opowiadają "Dzienniki motocyklowe") i ludzkiej krzywdy i wyzysku nabrał komunistycznych poglądów i zaczął walczyć. Gdyby tę energie jego osoby dało się wykorzystać w dobrym celu, może stałby się błogosławieństwem dla świata. Jednak on pokochał wojnę i zabijanie, stał się okrutnym człowiekiem, niosącym rewolucje na bagnetach do innych krajów. Był na tyle szalony, że chciał poświecić Kubę dla całkowitego zniszczenia kapitalizmu w czasie kryzysu kubańskiego (1962). Ludność krajów komunistycznych widziała w nim powtórnie przychodzącego Chrystusa- ta paralela też została wykorzystana przez popkulturę.
Cenię go jako człowieka zdecydowanego i gotowego walczyć do ostatka za swoje poglądy ("Prefiero morir de pie que vivir siempre arrodillado" - "wolę umrzeć na stojąco niż zawsze żyć na kolanach"), a także jego zdolności wodza partyzantów, jednak potępiam jego bestialskie okrucieństwo i ideologię. Niemniej jednak jest on wzorem buntownika i pewnym symbolem.

„Coma”
Przyszedł Mesjasz w czerwonych szatach
Spływają krwią i pożogą, błyszczy rzeź
Czerwony zbawiciel, jak niegdyś biały
Przychodzi powtórnie pod koniec

Nadszedł czas sądu dla ludzkości,
Odpowie za wojny i mordy okrutne
Które tyle lat działy się w imię Boga,
A chodziło o cele ziemi czarnej jak śmierć

Tak samo jak on, ma rozwiane długie włosy,
Tak samo jak on, szerzy rewolucję u siebie,
Tak samo jak on, umiera samotnie dla ludzi,
Tak samo jak on staje się mitem i kultem

Zamiast krzyża kula, spodnie moro i beret,
Zbawiciel anioł śmierci posprzątał, zabrał
Dobrzy poszli do nieba, są w wiecznym raju,
A my, przeklęci żyjemy wciąż w piekle złudzenia,
Że świat jeszcze się nie skończył, a on nie przyszedł
My, didimosi, małej wiary