sobota, 31 stycznia 2009

Kto to taki?

Notka nr. 100. Zgodnie z zapowiedzią wrzucam swoją notkę biograficzną. Oprócz tego zapowiadam swój nowy projekt: zacząłem pisać coś jakby książkę fantasy. Jest to połączenie klimatu postapokaliptycznego z klasycznym fantasy z dodatkiem moich przemyśleń i wątków autobiograficznych. Będę wrzucał po kawałku na bloga http://historiaalfaomega.blogspot.com. A tymczasem zapraszam do zapoznania z narcystyczną notką biograficzną. Wiem, że jestem egoistą i egotykiem, ale co bystrzejsi znajdą tam siebie albo coś ciekawego o mnie;)

Marcin Dyderski (ur. 26.02.1991 w Poznaniu)- instruktor harcerski- drużynowy 10 Poznańskiej Drużyny Harcerzy im. Leszka Białego, uczeń VI LO, poeta polski.

Syn Beaty i Macieja, od dzieciństwa mieszkał w kamienicy na poznańskiej Wildzie – przy ulicy Fabrycznej , piętro nad babcią i dziadkiem ze strony ojca. Uczęszczał do Szkoły Podstawowej nr. 25 i Gimnazjum nr. 41 na Wildzie. Po ukończeniu gimnazjum trafił do VI LO, do klasy o profilu dziennikarskim.

Harcerstwo
We wrześniu 2003 Marcin trafia do 10 PDH, która pozostanie jego drużyną do końca. Po półtorej roku drużyna zaczyna chylić się ku upadkowi, na kolejnym obozie jest już bez drużynowego. 06-06-2006 składa na ręce drużynowego Przyrzeczenie Latem 2006 jest na skraju upadku- zostają 2 osoby – Wojtek Barwicki i Marcin. Na obozie, dołączeni do 26PDHm, podejmują decyzję o chęci rozkręcenia drużyny jako zastępowi. Po obozie prowadzą zastęp, a komenda hufca szuka drużynowego. Gdy nie znalazł się żaden chętny, dostają wybór- przejąć drużynę, albo przejść do innej drużyny. Wybierają pierwszą opcję i rozkazem z dnia 30.03 wyw. Marcin Dyderski zostaje drużynowym. Powoli, ale stopniowo, do drużyny przychodzą nowi członkowie, drużyna zaczyna wyjeżdżać, na pierwszym biwaku 13-15-04-07 Wojtek zostaje przybocznym, są też pierwsze Przyrzeczenia. Drużyna zaczyna działać prężnie, brać udział w życiu hufca, Marcin działa w Referacie Kwatermistrzowskim, pod komendą swojego przyjaciela- Mateusza Dorna pomaga w pracach w bazie obozowej hufca w Kaplinie. 05-04-2007 składa Zobowiązanie Instruktorskie.

Twórczość
Marcin Dyderski napisał około 175 wierszy. Można je dzielić ze względu na tematykę, a także chronologicznie, ze względu na okresy, zależne od aktualnego nastroju i uczuć poety.

Okresy poetyckie
Pierwsze próby poetyckie to wiersze miłosne – 3 klasa gimnazjum. Ten okres, zatytułowany przez samego poetę „O w mordę.. ja…tworzę?” zawierał wiele wierszy, lecz przetrwała z nich tylko część, bo resztę spalił w piecu w porywie żalu. Oprócz wierszy miłosnych są tu także refleksje filozoficzne, głównie krytyka świata i wyraz poczucia alienacji. Było to spowodowane zmianą stylu bycia i zainteresowań – w szkole dominowała „kultura dresiarsko-blacharska”, która nie akceptowała odmienności, ani działań takich jak harcerstwo. Dlatego poza swoją klasą ubierający się i myślący inaczej harcerz bywał tępiony. W tych wierszach mało jest jeszcze poezji, są to bardziej monologi pisane wierszem, ale wyrażają pełnię uczuć autora („Ideologia popkultury”, „Ulice”, „Dzieci konsumpcji” ). Pojawia się też motyw wędrówki – „Piesi Wędrowcy”, która ma być lekarstwem na rozterki duszy i złamane serce. Motyw ten będzie się później przewijał w innych utworach. Okres zamyka krytyka polityczna „Profesor za dychę” i wiersz „Some kind of monster” będący aluzją do sposobu nauczania.

Z okresu pomiędzy majem a sierpniem 2007, zwłaszcza z obozu, który był bardzo ciężki, gdyż był to pierwszy obóz jako kadry. Wiadomo natomiast, że powstało kilka wierszy miłosnych.

Po przyjściu do liceum Marcin zaczyna coraz więcej pisać, częściowo pod wpływem nieszczęśliwej miłości, a częściowo pod wpływem energicznej polonistki – prof. Hanny Dylewicz, która wzbudziła w nim zainteresowanie literaturą, kulturą i zachęcała do doskonalenia swojego warsztatu. Dużo wierszy z tych okresów – wraz z pogłębianiem się negatywnych emocji- było typowymi wierszami miłosnymi, ale z czasem pojawiają się wyznania niedopasowania „Credo odludka”, aluzje do postaci literackich „Kohelet” „Ikar”, także pierwszy z kaplińskich wierszy. Przełomem okazuje się rozmowa z prof. Dylewicz, która tłumaczy mu, że miłość w poezji jest tematem oklepanym i powtórzonym tyle razy, że aż banalnym, zwłaszcza w klasycznym ujęciu. Nie odstręcza go to jednak od pisania wierszy miłosnych. Motyw smutku i nieszczęśliwej miłości będzie się przewijał później przy kolejnych zauroczeniach poety.

W styczniu 2008 po krótkim zafascynowaniu kolejną kobietą powstaje kilka wierszy o miłości, ale innych od poprzednich. Zwłaszcza wyróżniającym się wierszem jest „Coś innego”, które jest aż zbyt optymistyczne.

W lutym, w okresie nazwanym „Przedwiosennymi duszy porządkami” znajduje się mieszanka myśli, która najlepiej oddaje kotłujące się w nim uczucia. Oprócz miłości, rozczarowania ludźmi („Wśród braci i sióstr”), wędrówki („Droga”) mamy kolejne aluzje literackie – do Hamleta („Rozterki księcia Danii”).

Później, pod wpływem szczególnie nietrafionej i nieszczęśliwej miłości, następuje kilka wierszy kontemplacyjno- miłosnych i jeden dedykowany prof. Dylewicz- „Banał”. Jest to ciężki okres dla Marcina, ma w tym czasie duże problemy ze sobą, ale na szczęście wspierają go przyjaciele – Ola Sromała, Agnieszka i Wojtek Barwiccy i Mateusz Dorna. W tym czasie nie pisze wierszy, skupia się na pracy z drużyną i wyjazdach, na których stara się być blisko tej, w której był zauroczony. Kulminacją był biwak roboczy w Kaplinie, który opisany został później w 1 z ballad kaplińskich jako „Opowieść pomostu przy hydroforni albo ballada Kaplińska”. W tym czasie ginie jego pierwszy zeszyt z rękopisami wierszy, który mógłby pomóc jeszcze lepiej odtworzyć proces twórczy i myślowy poety.

Do czasu wakacji, a konkretnie do około 15 lipca nie powstał żaden wiersz. Wtedy to na górce za boiskiem podczas chwili rozmyślań, na które pozwalały mu obowiązki instruktorskie, pisze „List z pogranicza Mordoru, 3017”- wyznanie miłości. Rosnąca bezsilność wobec własnych uczuć i poczucie rozczarowania szybko ustępują po powrocie z obozu. Powstają wtedy wiersze z aluzjami historycznymi – „Bratnia pomoc”, „Na podpisanie porozumień sierpniowych”, a także filozoficzne „Przyjacielu”, powieszone w latrynie w Chorzępowie, gdzie z rodziną spędzał wakacje. W czasie tych wakacji miał miejsce wypadek z siekierą, przez który nie mógł pojechać na spływ Kręgu Instruktorskiego. Ostatnie dni wakacji to biwak roboczy w Kaplinie, na którym pod wrażeniem majestatu upadającego drzewa napisał „Piłę Pascala” i „Monolog Dębu”

Powrót do szkoły we wrześniu na początku dał mu energię i nadzieję, co widać w pierwszym okresie II klasy -„Wrzesień idzie, liście lecą, nadzieję niesie”. Oprócz wierszy refleksyjnych pojawiają się znowu historyczne i społeczne, a także typowo uczniowskie- „Modlitwa stroskanego uczniaka” i „Selekcja”. Zaczyna powoli utożsamiać się z myśleniem epok omawianych na polskim- przy baroku pisze marinistyczne „A’ la Marini”, graficzny „Stos ofiarny” i turpistyczne „W ogrodzie”. Wraz z oświeceniem pisze „Libertyńskie credo”. 2 doby spędzone w szpitalu po wypadku na rowerze dają rezultat w postaci „Wulkanicznego uśmiechu” i „Nadwarciańskiego raju”, w którym kontempluje krajobraz Doliny Warty.

Przełom października i listopada przynosi cykl 5 ballad kaplińskich, które opowiadają o fantastycznych zdarzeniach bazie obozowej w Kaplinie. Jest to kolejny wpływ omawiania epok- romantyzmu, gdyż Marcinowi przypada do gustu paradygmat romantyczny.

Listopad przynosi bardziej agresywne wiersze, przepełnione niezrozumieniem i bólem świata, który tak mu będzie dawał się we znaki. Z czasem zaczyna pojawiać się mniej wysublimowane słownictwo i agresja językowa, a także poczucie alienacji ze społeczeństwa. Brak możliwości wyznania miłości i szans powodzenia powoduje, że wiele jego wierszy jest użalaniem się nad miłością i nadzieją. Swój stan emocjonalny zaczyna nazywać językiem matematycznym – prosta o wzorze y= -2x -4 albo sinusoida, dla x <4,>4 – równia pochyła w dół.

Pod koniec grudnia wyjeżdża na biwak wigilijno-sylwestrowy Kręgu Instruktorskiego, gdzie stara się zapomnieć po tym, jak kolejna kobieta domyśla się jego uczuć i mówi mu, że nic z tego nie będzie. Powstają wtedy katastroficzne wiersze, w których dużo jest wulgarności i przemocy, a także rozpaczy. Podczas, gdy inni bawią się w leśniczówce, on wybiera spacery z przyjacielem- Mateuszem Dorna po lesie, odkrywając malownicze krajobrazy i rozmawiając o problemach i świecie. Dużo refleksji z tych rozmów ma odzwierciedlenie w tych „Krotoszyńskich wynaturzeniach”

W styczniu nie ma nadal zmian, powstaje kilka wierszy o cierpieniu i „Autocharakterystyka”, szydercza próba opisania siebie. Powstają kolejne wiersze, zapisywane już w nowym zeszycie. Stary czeka na zakopanie w Kaplinie. Marcin Dyderski stara się uporządkować swój system wartości, skłania się ku autoanalizie, która podchodzi pod werteryzm. Lubi mówić i pisać o sobie, zwłaszcza w 3. osobie.

Inspiracje
Wiele wierszy powstało na wskutek inspiracji. Można podzielić to na inspiracje kulturowe, społeczne i przypadkowe.

Inspiracje kulturowe.
Ważnym czynnikiem inspirującym były lekcje języka polskiego, na których omawiano epoki, i dzięki którym poznał ważne dzieła literatury, by móc tworząc się do nich odnosić, jak i do ich autorów. Dzięki dodatkowej dobrej znajomości historii można go, tak jak Jana Kochanowskiego nazwać poetą doctusem, jak powiedział mu kiedyś kolega ze szkolnej ławy – Damian Mrugas. Dodatkowo ważna była poezja i proza, po które sięgał z własnej i nieprzymuszonej woli: Tolkien, który był dla niego mistrzem, jemu to poświęcił kilka wierszy, napisanych w realiach Śródziemna, Terry Pratchett, który był dla niego uosobieniem geniuszu aluzji. Z poezji najbardziej polubił poetów wyklętych. Zaczęło się od zainteresowania zespołem Stare Dobre Małżeństwo, który śpiewa wiersze Stachury i Ziemianina- tak zetknął się po raz pierwszy z poezją śpiewaną. Po jakimś czasie sięgnął po Karczmarskiego, u którego znalazł geniusz odwołań i języka. Ważnym przełomem było dla niego odkrycie Bursy i Wojaczka, dzięki którym zaczął nie bać się ostrych słów.
Na sposób postrzegania świata i emocje wpływa też muzyka, a Dyderski słuchał różnej muzyki- z jednej strony szanty i poezja śpiewana (EKT Gdynia, Matelot, SDM, Karczmarski, ONZ), a z drugiej rock, metal, zwłaszcza epicki (Metallica, Green Day, Abigor, Summoning, Cradle of Filth, Pazuzu, Sabaton, KAT, Strachy na Lachy, happysad, Budka Suflera).

Inspiracją społeczną było dla niego poczucie braku więzi z ogółem ludzkości, pogarda dla masy i reakcja mas na inność. Z tego niedostosowania, niechęci do generalizacji, poczucia wyższości i zniechęcenia do polityki wyszło wiele myśli, które znalazły miejsce w wierszach.

Do inspiracji przypadkowych można zaliczyć wszystkie zdarzenia, które spotkały go lub jego przyjaciół, i mają odzwierciedlenie w poezji- np. lęk przed wzięciem do odpowiedzi Damiana ze szkolnej Loży Szyderców (Damian, Bartek, Wojtek, czasem Krzychu i Wojtek), problemy przyjaciół, krajobrazy. Wielki wpływ na jego twórczość miały budujące opinie przyjaciół – Mateusza Dorna, Damiana, Oli, Dominiki i innych. Każdy komentarz na blogu czy gadu-gadu był źródłem mobilizacji.

"Albo Tyś moja, albo niczyja!"

Post nr. 99. Chcę się z wami podzielić wrażeniami z filmu 1612. Pomimo, że to rosyjski film propagandowy, i nie nadający się do powtórki z historii, to ładny. Co prawda, można się pogubić i na początku nie wiadomo o co chodzi, i nie wiadomo, kto jest tym dobrym, to po jakimś czasie wszystko zaczyna się wyjaśniać. Bardzo sympatyczną postacią jest hiszpański najemnik, którego potem udaje Andriejka. Jego sługa, Kostka, uczy go, jak ma się zachowywać i mówić "po hiszpańskiemu". "Hijo de puta, mierda" - mówił tak, jak się cieszył - "Hijo de puta mierda, 5 złotych za dzień!" - przy tych tekstach kwiczeliśmy z radości - znajomość języków się przydaje;) Jak dla mnie dużym atutem było realistyczne przedstawienie reliów wojennych- dużo krwi, brutalnych scen, oderwanych kończyn - osobom wrażliwym na takie sceny nie polecam filmu, bo mogą się przerazić, ale dla zwyczajnego człowieka powinno byc znośne. I wreszcie widziałem film, w którym Polacy są tymi złymi i przy których nie ejst moja sympatia. Bo w sumie, jakby spojrzeć historycznie, to my byliśmy grabieżcami i okupantami, a wsparliśmy Dymitra tylko dlatego, że nasz król był nadgorliwym fanatycznym ultrakatolikiem, i chciał za wszelką cenę podporządkować Rosję Watykanowi. A Polacy istotnie grabili, choć może nie byli tak okrutni jak w filmie, to nic dobrego nie zrobili, a Rosjanie dobrze zrobili, że ich wypędzili.

czwartek, 29 stycznia 2009

"I nie ma metafizyki w tę noc, jest tylko tępy ból istnienia..."

Mam ochotę na dzikie pogo. Żeby się wyżyć i odreagować. Dziś produkowałem się na historii o Kozakach- ludziom bardziej się p0odobało niż Danka. Miło. I byłem trochę grzeczny - w budzie 4, razem 13 ;) Wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi. Daję 2 wiersze powiązane z polskim, bo brakuje mi magicznego wpływu Cioci Dyli:) Na lekcjach czytam "Dzieci Hurina"- kolejny raz, ale to jest piękne.

„Kolejny wiersz przez Damiana”
Damianowi Mrugasowi
Nie módl się do mnie
Przy okazji sprawdzianu
Bo znowu wiersz wykwitnie
W pięknych okolicznościach przyrody
Jak glon, o którym powiedzą nam na biologii
To nic nie da przeciw przeznaczeniu
Polski 26-01

„Interpretacja”
ile myśli ze słowa
wydobyć może górnik filolog
w poszukiwaniu błyszczących kamieni
które poeci mieli zostawić pod ziemią
zoraną zgrabną metaforą

a co, jeśli zamysłem ich było
zostawić puste skorupy, tłuczone szkło
skropione własną krwią i oblane moczem
przypadkowego partnera/ki – niepotrzebne skreślić

Monopol na prawdę?
27-01 Polski

?

wtorek, 27 stycznia 2009

"Mógłbym napisać 4 reportaże o perspektywach rozwoju małych miasteczek"

Ale.. Andrzejowi Bursie się nie chce. Mi też się nie chce. Ale jest mały wyjątek - wpadam w mały ciąg poetycki - wczoraj 1, dziś 4. Oprócz tego niecierpliwość. Oj tak, to właściwe słowo, które może być kluczem do mnie. Ale muszę się nauczyć cierpliwości. I wytrzymać te 3 tygodnie. I resztę. A dziś daję dwa wiersze, z dzisiaj.

„Chcieć to móc”
Andrzejowi Bursie
mógłbym dzięki temu napisać
kilkaset smętnych elegii

mógłbym, jak Mistrz,
napisać, że w dupie mam
smętne elegie i iść się napić

mógłbym? nie sądzę
jestem innym Mistrzem
27-01 Polski

„Wycieczka”
Mateuszowi Dorna
Przyjacielu, który idziesz drogą
Równoległą do mojej w te same góry
Dzięki Ci, że gdy trzeba
Umiesz mi podać rękę

Mentorze, który przecierasz szlaki,
Rysujesz mapy trudniejszych podejść
Dzięki, że pokazujesz, gdzie leży prawda
I które piękno warto ominąć, by się odnaleźć

Profeto, który widzisz więcej,
Z tego, co niedługo się stanie
Dzięki, za uświadomienie miłości
I słowa „No to masz przejebane”
Polski – 27-01

poniedziałek, 26 stycznia 2009

"Nic nie boli tak jak życie, nic nie boli tak..."

Nie pisałem od pięciu dni. Jak na grafomana mojego pokroju to długo. Ale nie wrzucę ni nowego. Nie żeby nie było- po prostu mi się nie chce przepisać z zeszytu do komputera. W ogóle niewiele mi się chce. Doszedłem do wniosku, że nawet jak się o czymś wie, to się jeszcze nie wie, dopóki się nie zobaczy. Ale widok może być jak wrzucenie kostek lodu za kołnierz w upalny dzień. I potem człowiek się nie dziwi, że nie może spać całą noc. A tydzień zaczął się standardowo - miałem go dosyć jeszcze przed Mszą. A dziś mieliśmy dzień miłych słówek w szkole. I nikt nam nie kazał- my tak po prostu z czystej agresji i pasji wyrzucaliśmy z siebie tony "miłych słówek".

„Mój kawałek mięsa”

Kocham i nienawidzę
Czule przyciskam
Głaszczę z rozkoszą
A drugą ręką
Wyrzynam drobne rowki
Na bladych równinach
Ostrą końcówką

Pod wątłą skorupa
Czai się coś dziwnego
Głębokie rozerwane
Porozrzucane na 8 stron świata

A ja jestem sobie czarną owcą
07.01.09

środa, 21 stycznia 2009

"A Turin Turambar turun ambartanen..."

Siedzę przed kompem, za oknami ciemno i szaro, pogoda też sprzyja emolizacji. Znalazłem jeden z krotoszyńskich wierszy, napisany w klimacie Śródziemia, ale uniwersalny. Mateusz- jakby coś było niezgodnego to zanim wyciągniesz pałę, napisz:) W czasie rozmowy z Domą wyszedł mi pomysł napisania notki biopgraficznej niejakiego Marcina Dyderskiego z opisem fascynacji, inspiracji, okresów w zyciu, twórczości, taki, że mozna by z tego zrobić artykuł na Wikipedię albo coś:) Trochę mnie przeraża ta skłonność do autoanalizy, widoczna już w poprzedniej notce (o zgrozo, teraz też się autoanalizuję), bo to jest trochę autodestrukcyjne i podchodzi pod werteryzm. Ale jako że to jest 95. notka, to może na okoliczność 100. notki albo na urodziny ujrzycie cos takiego. Chyba, że teraźniejszość mnie wykończy i nie będę w stanie pisać.
P.S. Jakby kto pytał, co znaczy tytuł - niech się weźmie za Silamarillion albo Dzieci Hurina;)
P.P. S.- autokorekta zrobiła błędy, ale Mateusz czuwa i jest już si:)
„Perypetie kochliwego strażnika”
Zaszyję się w lasy Lothlórien
Pełne złocistych mallornów
Owiane magiczną aurą tajemnicy
Która pomoże sercu zapomnieć

Zaszyję się w stepy Rohanu
Porośnięte wysoką trawą
Owiane wiatrem żywym i rześkim
Który wywieje z serca troski

Zaszyję się na Martwych Bagnach,
Pośród których śpią umarli
Gdzie skupić wolę trzeba na przetrwaniu,
Które wypędzi z serca wszystko inne

Zaszyję się w dolinie Gorgoroth
Pustej i jałowej jak przedwieczna cisza
Zżerana przez dymy i wieczną suszę
Która wysuszy resztki uczuć

A potem znów wrócę do Rivendell
I zakocham się bez pamięci
W kolejnej Tej Jedynej Elfce
Piąty raz w tym miesiącu
Noc sylwestrowa 08/09

------------------------------------
Bywa. Trzeba zacisnąć zęby, okopać się i przeczekać, aby ponowić natarcie. Jak Scoia'tael

wtorek, 20 stycznia 2009

"Słowa ranią raz po raz, mysli ciążą niczym głaz..."

Kolejny tydzień zaczyna się źle. Już w poniedziałek o 7 miałem dosyć. A to i tak lepiej, niż ostatnio, gdy już w niedzielę miałem dosyć. Ale trzeba jakoś przewegetować do ferii. Jakoś tak ostatnio zaczynam sobie uświadamiać różne rzeczy, w czasie rozmów z ludźmi. Najpierw rozmowa z Mateuszem, ze słodko-gorzką konkluzją na temat mojego stanu emocjonalnego - "no to masz przeje..bane, ale życzę Ci powodzenia", dziś rozmowa z Naty, Damianem i Bartasem, po której doszedłem do wniosku, że niby mam wszystko, ale czegoś mi brak, i to coś sprawia, że czuję się nieszczęśliwy. Ale na szczęście wczoraj w ruch poszła siekiera, potargałem trochę drewna i jest lepiej. Nic nie robi tak dobrze na emocje jak trochę ciężkiej pracy fizycznej. Idealne lekarstwo na złamane serce albo kłębowisko myśli- wziąść coś i rozwalić, albo wnieść zapas drewna. A jak jeszcze poczuje się zapach wdzięczności i zobaczy uśmiech na twarzy, to jest już wogóle dobrze. Można się wyłączyc, tak jak ja wczoraj- tam na Debcu był taki spokój, takie poczucie braku pośpiechu, napięcia, że czułem się jak na wakacjach. I nawet na ten czas zapomniałem o wszystkim, co mnie boli, co się rzadko zdarza.

„Autocharakterystyka”

Pies to chędożył
Kot przez trzewia dwakroć przepuścił
Koło rybek leciało w sedesie
Z chomikiem spało
Świnka morska zdeptała
Między królicze włożyła bobki

Papuga jak papuga:
Powtórzymy wszystko

Takie coś znaleźli i nazwali
Poeta
Także kolega, przyjaciel,
Ojciec, matka, kochanek
Dobra ciocia i zły wujek
Dlaczego akurat tak?
Bo mam coś, czego nie mają…
14-01 Dom

piątek, 16 stycznia 2009

"Hej, radością oczy błysną"

Wreszcie radosny dzień. Najpierw był ostatni dzień budy i najlepszy- piątek. Można się pośmiać z ludzi, którzy siedzą do 17, poczuć ducha wolności. Potem pojechałem znowu do babci się narąbać- drewna. Zabawa siekierką, uśmiech na ustach babci i moich, satysfakcja. I zrealizowałem dziecięce marzenie, którego na Wildzie nie mogłem, bo mi nie pozwalali- zbudowałem dla babci karmnik dla ptaków i powiesiłem na drzewie. Może wygląda jak dzieło orka-przychlasta, nie ma w nim ani krzty finezji czy estetyki ale jest wytrzymały i działa. I będę miał radość.
Dzielę się moją wizją romantycznej historiozofii w trochę nowoczesnym wydaniu;)
„Bajka eschatologiczna”
Prawie jak
Słowacki i może Bron
Anioły i demony
Trą o siebie skały
Krzesząc historię

Jedno życie, jeden RPG
Zasiada niebiański poddany za klawiaturą
Kierownicą życia bytu podlejszego

Po godzinie zmienia go
Młodszy brat diabeł
I też prowadzi człowieka
W metafizycznym MMO

Czasem grają jedną postacią
Wypychając się sprzed ekranu
Chcą całkiem sterować
Genialną jednostką
Która
Wymyka
Się
Spod
Kon Tro Li

A w czwartą stronę pcha go Przeznaczenie
Zacięcia, zawiśnięcia, stany wstrzymania
W końcu reset
PP, 14-01

poniedziałek, 12 stycznia 2009

"W strasznej nedzy i w strasznej rozkoszy, trzeba żyć"

Szukałem jakiegoś optymistycznego wiersza, ale nie mam. Najlepsze mają tylko lekka nutkę. Muszę się zabrać za to i spłodzić coś przyjemnego. Wczoraj WOŚP- bojówka. Czyli siedzenie w hufcu z Kikiem, Wojtasem i Mateuszem, żarcie, picie, muzyka i rozmowy. Potem przyszła Doma i siedziała z nami prawie do końca. A ludzie przewijali się i przewijali. I dostałem trochę weny. To wszystko z tego jednego dnia, w zasadzie popołudnia. Zauważyłem też, przepisując daty ze starego zeszytu fetyszy, który się skończył, że miałem dni na pisanie i dni puste. I w takie dni powstawało kilka tekstów, potem cisza, potem nowe teksty. I że dokonuje się pewna ewolucja pisania. Niektórzy mówią też, że się zmieniam jako osoba. Nie wiem, co z czego wynika.

„Niepewność”
Czekam w próżni
Płynąc w przestworach
Codziennej nieistotności

Wyczekuje Twych oczu
Przelotnego jak gołąb spojrzenia
I krótkiej kontemplacji

Potem będzie czas na iskierkę bólu
Krwi wylanej nad własnym losem
I łez wypuszczonych daremnie

I sam nie wiem, czego pragnę….

„Wiadomość”
Wśród lasu bliskich siedzę,
Pod przyjaznym drzewem,
Odtrącony przez kamienie
Samotny buk wśród sosen

Wyrywam korzenie, brnąc za łanią
Ona w krok za kimś pędzi,
Zmieniam się w sokoła, ona zamiera,
Pochylając się nad zwiędłym kwiatem,
Ja nie śmiem drapieżnik jej tknąć

Usta, niczym grzbiet oceanu
Falują wciąż niczym…Kurwa!
Znowu coś się wali

Złe wieści zawsze przychodzą nie w porę

„Kolejne głupie pytanie”
Czym jest uczucie
Które jak wprawny poszukiwacz
Wśród morza pirytowych twarzy pozwala
Odnaleźć jedyny samorodek
Nie zważając na przyćmiewające blaski?

Czym jest uczucie,
Które jak huragan
Straszliwie niszczy ludzi
I jak rosa życiodajna
Pozwala wzrastać dobru?

Czym jest uczucie?
Błogosławione czy przeklęte?

Nikt nie wie,
Więc daj mi spokój z takim pytaniem,
Odpowiedź znajdziesz po drugiej stronie
Tego, co nazwali życiem
--------------------------------


Kto ma oczy, niechaj słucha...

piątek, 9 stycznia 2009

"W srebrnej poświacie szła..."

Dziś znowu pojechałem z ojcem do babci się narąbać - drewna. Lubię pomagać innym, sprawiając jednocześnie radość sobie- a nic nie daje takiej radości jak siekiera i coś do rozwalenia. Wracając do domu poczułem zapach wolności, złapałem promienie słońca i nawet czułem radość. W końcu cały tydzień czeka się na piątek i "przepustkę". Ale potem załączyła mi się "Legenda wyśniona", przed oczami stanął mi obraz i opuścił mnie dobry humor. Jeszcze w tramwaju było pełno ludu, i stwierdziłem, ze idę z buta do domu. A radosny epizod przypomniał mi napisany w Krotoszynie wiersz:
„Ślady radości”
Wśród skręconej buczyny
Wśród niebosiężnych świerków
Wśród czystych jak słowo brzóz
I pośród dębów majestatu

Na nieba żywym płótnie
Na wody tafli rozgadanej
Na kartach żywych płomieni
I w każdym wiatru powiewie

W pierwotnym ryku radości
W zadziwionych oczach
Obcując z naturą
Można złapać jej kroplę...

------------
Trzeba żyć, walczyć pomimo mroku w sercu.
I nadal biegnę, ścigając tramwaj, mimo woli...
Wiem, że nie chcesz, ale nie umiem inaczej...

wtorek, 6 stycznia 2009

"Pisać poezję, to znaczy płakać..."

Zwiedziony na pokuszenie przez Domę, wrzucam kilka ostrzejszych wierszy. Nie oceniajcie ich jako coś z góry złego, bo w poezji, "dobra >>kurwa<< size="4">„Zadziwienie”
Wkurwiają mnie
Zapakowane w lukier
Piosenki – pocieszanki
Nadziane optymizmem do bólu
Gdy tonę w bólu,
A każe je śpiewać najdroższym,
Choć mi tylko rozdzierają rany

Wkurwiają mnie także
Fałszywi prorocy,
Czarodziejki z reklam
Wrogowie, znajomi,
Rodzina, przyjaciele,
Poza tym ja sam,
Zwierzątka, rośliny,
Nawet najmniejsze bakterie
Cały ten świat
Też nie wiem, dlaczego

„Odejdź!”
Usadowiłem się w kącie
Na kłującej poduszce,
Z głową w dół zadartą

Przede mną nóż i gitara
Szalone błagają alternatywy
A obok pióro i kartka

Mentorka poczciwa, lecz omylna
Wkłada mi palec do ust,
Próbując je niezdarnie zakrzywić
W uśmiechniętą parabolę

Nie zrozumie mnie, choćby chciała,
Każe mi śmiać się na siłę,
Jakby to mogło zmieniać serca
Lub goić ich rany

„Zniechęcenie”
Mateuszowi Dorna
Idąc białą łąką
Nie kwiaty w oczy kłują
A zeschłe kikuty,
Porażajże odorem porażki
Zamiast rosy piją krew,
Którą kradną memu ciału
Żyletkami łodyg

Gdy każde drzewo i kwiat
Kolec w serce i nóż w plecy
Mała ruda pułapka
Pogłębia rany na rękach
Wycięte z premedytacją
Przez głupie słowa samemu

Po co, kurwa, bogowie, filozofie
Wszystko gzi się jak pies
Nie ma odpowiedzi na pytania
Po co się starać?
Widzę triumf skurwysynów
Plącząc po klęsce przyjaciół
Zalany krwią, łzami i wodą brzozową

Nic, tylko strzelić sobie w głowę
Pociąć łapy i zmiażdżyć giry
Niech tonie we własnym gównie
Ten pierdolony świat

„Diagnoza”
Jestem spoconym grafomanem
Narkomanem pióra i żyletki
Którą otwieram drogę do serca.
Przelewam na papier krew
A z nią uczucia.

Jestem niezwykłym szarakiem
Niby namaszczony przez Boga,
A wątły, niebaczny i rozdarty,
Żyje na co dzień codziennością
I grzeszę też po ludzku

Jestem wcielonym oksymoronem
Niemoralnym autorytetem,
Ścisłym humanistą i smutnym błaznem,
Czułym umysłem i szczęściem w cierpieniu
Ambiwalencja nie zna granic

Jestem chorym na głowę człowiekiem,
Ale kto z nas jest w pełni zdrowy?

"Wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie"

Ostatnimi czasy czuję się rozdarty. Mędrcem był ten, co powiedział "wiem, że nic nie wiem", bo im więcej wiem, tym gorzej. Wiedza boli. A każdy dzień w budzie zaczyna mnie dobijać, i już chcę 13 luty- ferie. A na razie, trzeba jakoś przeżyć. Byle do piątku ;)

„Trójnik”
Siedząc na kiblu
Słyszę w myślach jakiś dysonans
Z którego płynie muzyka mego życia

W chaosie dźwięków wyłaniam 3 głosy,
Z których każdy śpiewa inaczej

Czarny z białym przekrzykują się,
Dbając jednak o formę, by mnie przeciągnąć.
Wzbierają tony, falują oktawy

Stoję obok, słuchając obojga,
Śpiewam własną szarą pieśń życia,
Próbując dostroić głos do mocniejszego,
Którego nie widzę i nie znam.

Rozdarty, gdy nie rozróżniam,
Kieruję się głosem serca,
Z pienią falującą odcieniami szarości
Szybuję na spotkanie losu

niedziela, 4 stycznia 2009

"Jeżyk, jeżyk 2D"

Wracając z biwaku, jeszcze w Krotoszynie znaleźliśmy płaskiego jeża. Nie obyło się bez radosnego pokazywania, komentarzy i możliwości użycia jeżyka 2D. Poza przypomnieniem tego radosnego wydarzenia (chyba najweselsza część biwaku), ogólnie nie jest najlepiej, bo sam już nic nie wiem. A jak nawet ja sam nie jestem w stanie o sobie powiedzieć czegoś pewnego, to nie wiem kto będzie w stanie.

„Zrzucić maskę”
Stanąć nad nimi wszystkimi
I każdą z osobna
Rzucić je na kolana
Prosto do stóp
Patrzeć, jak gniją w cieniu
Zgięte z bólu w pół
Karmić się ich cierpieniem
Pić krew i ból
Dać im powoli cierpieć
Aż zeżre je obłęd

Tak prosto przyklejać etykietki,
Znać wszystko z zachowań i wyglądu
A ja i tak zrobię inaczej,
Niż sobie mnie tłumaczycie

"Jak zapomnieć te wszytskie chwile"

Doszedłem wczoraj do wniosku, że jestem pieprzonym hipokrytą, i okłamuję sam siebie. Nie da się samemu sobie wcisnąć kitu tak, żeby stał się prawdą. Jeszcze do wczoraj myślałem, że się da, ale w sumie sam nie wiem czy się udało. Nie wiem już nic, bo nic nie jest jednoznaczne. Nie potrafię już stwierdzić w 100% niczego, nawet tego, czy coś czuję, nie mówiąc już o dokładniejszym określeniu uczuć, które mną targają. Takiej ambiwalencji emocjonalnej dawno nie miałem- wszystko chce i nie chcę, gonię i uciekam, a świat jest szary. Dobrze, że mam drużynę, bo bym nie wyrobił, a tak mam jakiś sens w życiu.
Wiersz też z biwaku, z ciągu.

„Zapomnij!”
Prosta komenda,
Jedno polecenie wiersza.
Wirus blokuje, nie pozwala.
System przestaje odpowiadać
Za siebie i inne aplikacje,
Bo pamięć się przelewa

sobota, 3 stycznia 2009

"A wiatr wołał: W górę żagiel!"

"To była stara drewniana łódź" -Matelot. Ta piosenka chodzi po mnie odkąd pierwszy raz mi puścił ją Mateusz. Jest naprawdę piękna i wzruszająca, aż chce mi się przy niej płakać, ale nie mogę. A szczerze mówiąc mam ochotę się wypłakać, ze wszystkiego, co mi siedzi i siedziało we mnie. Bo tak porządnie się nie wypłakałem od paru miesięcy. Wiem, że wam wszystkim wyda się to paradoksem, ale tak jest. A druga chodzi po mnie "Łza dla cieniów minionych" KATa - też piękna.
Kolejny z wierszy pisanych podczas biwakowych ciągów wierszocholizmu

„Rozkaz!”
Dwa haczyki w kącikach
Na żyłce napiętej do granic

Antynomiczne dno i tafla,
Woskowa maska uczuć
Na zbolałej twarzy

Ciesz się, gnoju!
A jak nie umiesz, wynoś się!
Musisz udawać radość,
Na rozkaz wybuchać czystym śmiechem
Albo udać się
Do zoo dla ludzi,
Gdzie pod okiem doktorów
Leczy się beznadziejne przypadki

"To wsyztsko było, minęło, zostało tylko wspomnienie..."

Nie ma to jak parę dni z dala od domu, rodzinki... Od razu inaczej, co nie znaczy lepiej. Biwak Kręgu był fajny, ale nie udało się zapomnieć i wyłączyć myślenia o pewnych sprawach, a inne jeszcze doszły. A nie można bawić się i uśmiechać na siłę. Tak samo trzeba być szczerym, ale nie trzeba wszystkim mówić o wszystkim. Ale biwak i tak zaliczam do udanych. Nie zapomnę drogi przez las z filmikiem, wigilijnych "jasełek" (szczególnie 1 projektu w którym miałem grać Maryję) , spacerów po lesie, w którym co jakieś 100 m zmienia się otoczenie - las mieszany, za chwilę przewaga sosen, potem kupka świerczków, brzezina, mroczny sosnowy las, buczyna, las mieszany. Po prostu cudo, tylko nie każdy jest wrażliwy na piękno przyrody ("Założymy się, że nie zauważą tego wielkiego buku?" nie zauważyli - większość). I niesamowite drzewa- poskręcane buki, które wyglądały jak opętane ("Jakbym wierzył w reinkarnację, to tak bym wyglądał"), Wielkie Pały, połamane kolosy, świerki na krawędzi upadku. I męskie życiowe rozmowy o filozofii, sensie, ale też o muzyce, wierszach, ludziach, przyrodzie i nie tylko. I sylwester, z niespodzianką w postaci Agnieszki G i Patrycji W, które się zjawiły, i typowa manana, wstawanie o 11, śniadanie na 13 itp. I cud, że nic sobie nie zrobiłem, choć mogłem. W sumie w piątek rano przy śniadaniu pociąłem się na palcu nożem do chleba, ale to po biwaku, wiec się nie liczy.

A co do wielkiej kontrofensywy, na froncie, którą szykowałem na niedzielę i planowałem z Krzychem, to doszedłem do wniosku, że lepiej się poddać, niż tracic siły na prózno, bo nic nie zyskam, a nie chcę tracić. Trochę mięsa przyda się w późniejszej, nie daj Boże, wojnie.

Czekałem do powrotu z podsumowaniem roku, bo liczyłem na cud, ale że się nie pojawił, to stwierdzam, że 2008 był porażką. Bywały okresy pozytywne, ale niewiele, a negatywnych uczuć było dużo, i w dużej sile. Do tego wszystkie blizny, których się nabawiłem i wszystko, co mnie ominęło, zwłaszcza wyjazdy, dopełniają czary goryczy. Jedyne pozytywy zauważam w pracy instruktorskiej- zobowiązanie, udany obóz, coraz więcej chłopaków w drużynie, coraz więcej fajnych pomysłów, coraz więcej dumy.
Zauważyłem, że piosenki, na które ma się fazę dużo mówią o człowieku, więc może podam, na co miałem fazę w ubiegłym roku:
Styczeń - "Z nim będziesz szczęśliwsza" SDM
Luty- "Za dalą dal" SDM
Marzec - "Ja do Ciebie" Happysad
Koniec marca/początek kwietnia - "Długa droga w dół" Happysad "Midrautas Vras" Summoning
Koniec kwietnia/Początek maja - "Tango Triste", "Ach, kiedy znów ruszą dla mnie dni" SDM
Maj - "Flight of the Nazgul" "Long lost to where no pathway" Summonig
Lipiec - "Ach, kiedy znów ruszą dla mnie dni" SDM
Sierpien - "Hymn" Jacek Kaczmarski
Wrzesień -"Czarny chleb i czarna kawa" SNL, "List do Che" SNL
Październik -"Czarny chleb..." Hetman, "Idzie wojna" SNL, "Niecodzienny szczon" SNL
Listopad- "Nocnoautobusowa" ONZ, "1944" KSU
Grudzień - "Smutno" SDM, "Panzerkampf" Sabaton, "Łza dla cieniów minionych" KAT,

Wiem, niezłe spektrum. Ale ja juz tak mam.

A wracając do biwaku, to zdarzyło się coś wyjątykowego- tak, jak zwykle nie mam weny na wyjazdach, albo powstaje 1-2 wierszy, to tu napisałem ich dużo - zupełnie jak alkocholik w ciągu. Bywało, że na posiedzeniu pisałem po kilka. Na razie rzucę 1, ale potem może dorzucę jeszcze trochę;)

„Głupie pytania”

Cóżem uczynił
Że cierpię tyle
Ambiwalencji?

Za co muszę bawić się na siłę? Nie wiem
Za co muszę zakładać bananowe maski? Nie wiem
Za co muszę grać siebie szczerego do bólu? Nie wiem
Za co muszę udawać głupca kryjąc intelekt? Nie wiem
Za co muszę kryć się przed uczuciami kryjąc je? Nie wiem
Za co muszę mieć wrażliwą duszę z twardym ciałem? Nie wiem
Za co muszę tu żyć? Nie wiem
I pewnie nie dowiem się teraz ani tutaj

Bo to jest jak eschatologia:
Jeden wielki suchar,
O którym uświadomią mnie czarne anioły
Lub szatan w białych szatach