środa, 20 sierpnia 2008

"To wszystko było, minęło, zostało tylko wspomnienie"

To już na szczęście przeszłość, tak jak i inne niewypały. Ale wykopałem i wrzucam, wtajemniczeni będą szukać teorii spiskowych i swoich wersji wydarzeń, a dla szczęśliwców, którzy nie ulokują tego w czasie i przestrzeni ludzkiej tekst pozostanie kawałkiem poezji. Może za sto lat jacyś poloniści albo badacze kultury będą się zastanawiać o co temu facetowi chodziło, o ile ten świat wytrzyma tyle.

„Opowieść pomostu przy hydroforni albo ballada Kaplińska”

Deski me już butwieją z wolna,
Ale siłę jeszcze mają, by skrzypieć.
Ze skrzypów i głuchych tupnięć muzyka,
W której zawarta historia długa i smutna.

Stoję już długo na brzegu jeziora tego,
Które Młyńskim zwą, co w Kaplinie leży.
Tu strumyk wpada cicho jeden z drugim,
Tu brzegi słyszą, co dzieje się u harcerzy.

Oni bazę tu mają, przyjeżdżają, przesiadują,
Za bardzo się im nie dziwię, bo mi też tu dobrze.
Niesie po wodzie ich głosy jezioro,
A ja słucham i zachowuję historie.

Są i wesołe, gdy na mnie miłość wyznawali,
Są smutne, gdy z mych desek rzucać się chcieli,
Są poważne, gdy obok mnie ktoś przyrzekał,
Bogu, ludziom i Ojczyźnie służyć.

Najsmutniejsza jedna jest historia,
O trójkącie, co się plącze po kątach.
Każde z nich chciało z kimś wesele,
Wyszło źle, ale zostali jako przyjaciele.

Był sobie druh, granatowy, którego znam od dawna,
Nie raz deptał on me deski, by schłodzić głowę,
Nie raz jezioro przemierzał w koło, we dnie i noce.
Znały go tutaj drzewa i ptaki, znały go kwiaty

Był też i druh drugi, zielony, równie dobrze znany,
Przyjaciel pierwszego równie jak on oddany.
Była i druhna, jak bywa w takich historiach,
Ale nie taka zwykła, nietypowa. Jedyna.
On chciał z nią być od dawna, nie wyszło,
Jednak coś między nimi zostało- przyjaźń.
Ona już kogoś miała, ale z drugim być chciała,
Jednak on też miał kogoś już z dawna.

Chodzili w trójkę, jako szczerzy przyjaciele,
Każdy zamiary miał swoje, ale nie druh zielony.
Granat pomagał zielonej, bo chciał dla niej dobrze,
Myślał, że może kiedyś doceni starania i będą razem.

Granat już z dawna stracił nadzieję, po to w końcu tu przyjechał,
By pracą i znojem wyrwać swe serce i w ogniu spalić.
W sercu po cichu liczył na cud, który jednak nie miał nigdy nadejść.
Smutny chodził codziennie do mnie, by mi się wyżalić.

Ona, zielona, miała jednego, chciała zielonego,
Miała nadzieję, lecz los chciał inaczej dla niej.
Zielony miał kogoś i nie chciał być z nią,
Musiał powiedzieć jej to, by skończyć wszystko.

Płakała przez niego ona, płakał przez nią granat,
Zielony był smutny, że przyjaciół spotkał zły los.
Ona sprawiedliwie cierpiała, gdyż rzecz zrobiła złą,
A granat znów za darmo oberwał, choć dobrze chciał.

Znów kopnął go los, znów został sam,
Przeszła mu zielona, zielonej przeszedł zielony,
Jest wciąż ze swoim, miłość w nich trwa,
A granat znów tuła się sam, bez złudzeń.

„Nie chce by nikt, nie pukał w drzwi,
Które zamykam od środka na klucz.
Niech mnie ukarze Pan, gdy wpadnie znów
W me serce znów jakaś kobieta

A jeśli już, to niech będzie szansa,
Że coś z tego będzie, a nie marny puch
Zwietrzałej jak piach nadziei bez widoków”
Powiedział w żalu udręczony

Odwrócił się, otrzepał pył, już nie jest zły,
Przestał już płakać z jej powodu. Wreszcie.
Na rękach krew, w sercu blizna, ale w głowie
Za to więcej rozsądku. Ale na niedługo.

„Przyjdę tu znów”- powiedział mi –
„Coś czuję niedługo. Oby tylko nie znów to samo”
Życzę mu tego, ale nie przez złość,
Jeno by znalazł wreszcie ukochaną.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ten wiersz...ta historia dość mi znajoma...