czwartek, 30 kwietnia 2009

"Godzina mija za godziną..."

No mija. W zasadzie zostało mi ich 11, ale część z nich -mam nadzieję- prześpię. W tytule dałem cytat z piosenki, którą poznałem na moim pierwszym obozie. To też był Kaplin. Nie jestem w stanie policzyć, ile razy już tam byłem, ale za każdym razem zostawiam tam kawałek siebie. Teraz zostawię tam stary zeszyt z wierszami - nr.2. 1 się zgubiła, a 3 nadal prowadzę. A jak już go ukryję, to ktoś go kiedyś znajdzie, i będzie miał zagadkę;p
A tak na serio to już nie mogę.
Wracam w poniedziałek wieczorem.
Jak będę miał siły, to wrzucę to, co spłodzę- zamiary mam ambitne.
Do zobaczenia!

wtorek, 28 kwietnia 2009

"Pisząc las, chcę abyś udał się do lasu..."

Tak,jak obiecałem- dodaję wiersze, które też napisałem na tamtym polskim. Ogólnie jestem winien wyjaśnienie jak powstał wiersz "[blah blah blah]" -mój brat tak mówił jakiś czas, i wczoraj w kąpieli mnie naszło, żeby napisać. Ale to nie jest tak, że wszystko da się od razu- moja poezja potrzebuje katalizatora. A tym najczęściej jest lekcja polskiego. I napisałem 3. Dwa pozostałe macie poniżej.
Co do katastrofy- nic nie jest pewne. Myślałem, że będzie, to chciałem napisać o tym wiersz. Potem zaczęło mi się wydawać, że nie będzie. A teraz jednak wychodzi na to, że może się zdarzyć. Więc już sam nic nie wiem. Jedyne co wiem, że mogę zatrzymać, ale nie wiem, czy będę mógł. Zobaczymy, jaka koncepcja człowieka zwycięży. I co z tego wyniknie. Ale dosyć smętów i marudzenia.
2 dni =)))

„Ścieżka”
idąc tropem kodu kultury
mój drugi dom = zagubienie

idąc tropem biologicznym
moi przyjaciele = dzikie bestie

idąc tropem dochodzę
do pozycji bezsens
i wracam
by zagubić się radośnie
pod Kaplińską sosną / 3 dni…


„Preludium do katastrofy, która nie nastąpi”
cumulonimbus
ściemnia się jak porewolucyjność

na zielonej szubienicy /Wróć!
szachownicy rozstawiono
pionki i świniopasów

groza gęstwiła się w powietrzu
rozpinając sieci straszliwych analogii
…..

A tu po prostu kogoś nie będzie
I cała misternie budowana
W zakamarkach serco-duszo-rozumo-świadomości
Konwencja romantyczna
Pójdzie się gwizdać po lesie

A ja będę śmiał się w twarz…


Wszystkie Polski 28.IV

Pokemon!

Dziś dostałem skrzydeł. 3 wiersze po sobie na 2 polskich. I ogólnie nie jest tak źle. Ale dni są przerąbane. A jutro 9 lekcji, od 7:10 2 wfy. Czyli rzeź. Ale Limaro pomoże. I będzie dobrze. Może jak napiszę felieton, napiszę coś więcej, a na razie czytajcie to:

„[…]”
-blah blah blah xD
- pOke poke ;P
-blah blah blah blah:D
-PoKe pok|= ;P
-blah blah blah blah??
-p0ke poke poke
-blah xD xD !!
ee nawias? zawias?
chyba, ale jaki?
jak to było
jak się nazywa ten rodzaj sexu
że jestem ja i dwie laski?
Już wiem, Trójkątny!
Nawias Trójkątny
L o L
I ten sam nawias w drugą stronę
-blah blah ;*;*
Polski 28.IV

niedziela, 26 kwietnia 2009

"Nasiąknęły wspomnieniami herbata, sok i piwo..."

Czasem bywa tak, że przedmioty i miejsca, które nie miały przedtem żadnego znaczenia, nagle stają się ważne, albo przypominają o czymś, co było. Hałdy piachu i górkę koło fabryki w Luboniu mijałem już parę razy jadąc rowerem, ale po piątkowej sesji, jej widok przypomniał mi tamte zdjęcia, słowa, emocje. I tak kilka mijanych miejsc znów zapisało się w pamięci, i będzie funkcjonować w moim wędkarskim języku, obok Brzozy-Do-Której-Wiązałem-Domę i Łachy-Na-Której-Była-Sejsa, lub Trzcinowisko-Z-Którego-Wojtas-Mi-Wyrąbał-Ładne-Bydle pojawia się np. Łacha-Na-Której-Marta-Zrobiła-Mi-Zdjęcie i Widok-Który-Wyzwolił-W-Nas-Stwierdzenie-"Doma-Looser". Dołączy to do bogatej kolekcji "Tu-Mi-Spadł-Duży-Szczupaków" i "Tu-Prawie-Się-Wrąbałem".
Są też miejsca bardziej nasiąknięte wspomnieniami - takie, przy których został dość spory ładunek uczuć. I może minąć sporo czasu, a nadal będzie budzić wspomnienia, i to z reguły niezbyt pozytywne. Mnie np. takie miejsca ciągną, i lecę do nich jak ćma do ognia. Pamiętam do teraz, gdzie tłumaczyłem pewnej pannie matmę i podpalałem zeszyt, bo to był prawie koniec roku, i uświadomiłem sobie, że mi nie zależy wtedy. Pamiętam wierzbę, na której mówiłem komuś ważne rzeczy. Pamiętam łachę, na której kogoś wciągałem i krzyczałem "K.. rozbieraj się!". Pamiętam... A nie mówię nic o miejscach obozów czy biwaków. I tak górka w Ustroniu, parapet w Iwnie, kuchnia w Daszewicach.
Celowo nie wspominałem Kaplina. To szczególnie nie tylko dla mnie miejsce samo w sobie jest pamiątką po 34 latach bazy, a w ciagu 34 lat nagromadziło się tam sporo ładnuków emocjonalnych. Mówi się, że to magiczne miejsce- coś w tym jest. Czeskie istnieje co najmniej 25 lat- tak dawno pamiętają ludzie, którzy kiedyś tam przyjeżdżali. Jeszcze trochę, a noc tam będzie trzeba w czasie obozu rezerwować z tygodniowym wyprzedzeniem. A i tak jest to dość przypałowe miejsce jak jest się osobą, która po ciszy nocnej powinna leżeć na kanadyjce ;) Bo kadra lubi się przechadzać, bywają gry nocne i co nie tylko. Kible- rozsądna wymówka, Szeken- dla tych, którzy szukają odosobnienia, Łącznik- dla kadry, i ogólnie las- na spacery. Każde miejsce ma swoje historie, któych nie poznamy. Osobiście najbardziej lubię pomost przy hydroforni (przepompowni) - dla mnie osobiście pamiątka po tym, co się działo w zeszłym roku na biwaku roboczym. Niezbyt miła, gorzka bym powiedział, ale lubię to miejsce i już. Mam tylko nadzieję, że na tym roboczym (Już w piątek jadę- trzeba mi przeżyć 4 dni!)- nie będzie nic podobnego. Bo widzę za dużo analogi. Ktoś mógłby pomyśleć, że marudzę, ale wolę dmuchac na zimne. A zresztą jak się myśli, że się coś rozumie per analogia, to z reguły jest jeszcze gorzej.
Ale roboty dużo, czasu mało, więc mam nadzieję, że będę zbyt zajęty;)

"Spowiedź bez skruchy"
Ostatni raz byłem… /Tak, to był koniec sierpnia,
Pamiętam dobrze
Zrobiłem, co trzeba / Oni nadal to pamiętają
Potem wypadek i coś ciągle wypadało /Zawsze tak się mówi

Popełniłem siekierą czynów kilka,
zabawiać się z dwoma kolegami
spocone torsy i jęki
gdy padały na ziemię /razem oczyszczone 200

nieumiarkowanie w piciu
i paleniu /ognie Angbandu to przy nas iskierka

I trzeba było wracać, i dopiero w piątek
Wrócę zakosztować łaski
Jaką daje Kapliński Zdrój.
Dom, 26:04:09

piątek, 24 kwietnia 2009

"A ja nie wiem, nie wiem po co lubię chodzić ciemną nocą ciemną nocą chodzić w ciemny las..."

Dzisiaj wreszcie mamy weekend. I wreszcie odbył się planowany najazd na Luboń- porobiliśmy foty, pojeździliśmy na rowerach. Przez te 3 godziny czułem się jak w innym świecie, nie myślałem o niczym, a jedyne zmartwienie stanowiło słońce- jak zrobić zdjęcie. Za te chwile dziękuję Marcie, która pojechała ze mną. Szkoda, że Doma nie mogła- miałaby piękne plenery, zwłaszcza na postindustrialnych pustkowiach.
Dziś nie będzie wiersza, bo mam lenia. Jutro miałem jechać rowerem na ryby na zasiadkę, ale będzie spinigowy rekonesans w moim rewirze. Bo mi się nie chciało iść po robaki. Może w niedzielę pojadę na tamto miejsce...
EDIT: Nie, jutro nie idę. Nie mam chęci- muszę odespać tydzień. I mieć siły na pobyt u babci.

W wędkarstwie ważne jest wyczucie- gdy ryba jest blisko przynęty, trzeba wyczuć, kiedy i jak zaciąć. Gdy zatniemy za szybko, ucieknie, bo się przestraszy, albo pozna na naszych sztuczkach, a gdy za późno, to albo nas wykorzysta- zje przynętę i odpłynie, albo przestanie się interesować, albo połknie za głęboko, i się zrani. Gdy zatniemy za szybko, możemy wyrwać rybie haczyk z ust, a gdy za lekko, ryba może się spiąć w czasie holu i uciec. Dlatego wyczucie w zacięciu to klucz do sukcesu. Może dlatego mam takie problemy, bo brakuje mi wyczucia. Wiem, że to przychodzi z doświadczeniem- widzę po sobie, ile ryb udaje mi się złowić teraz, a ile kiedyś. Ale za każdym razem, gdy zerwę/zepnę ładną sztukę, to jestem zły na siebie i zdołowany. A było kilka takich- ładny szczupak- moja pierwsza ryba chwycona na spining (zerwany, bo nie pomyślałem o stalce i za mocno zaciąłem), ładny okoń ok 40 cm, który był przy samym brzegu, ale przez głupotę się spiął, bo zapomniałem, że trzeba pamiętać o paru rzeczach, dorodny kleń, który spadł z haka, bo nie zacinałem, a jak zacząłem zwijać, to się za szybko zorientował, ładny szczupak, którego wyciągnął mój przyjaciel, a łowiliśmy tym samym w tym samym miejscu- po 5 rzutów, szczupak, który pływał sobie i atakował, ale mnie olewał, i tylko raz wziął, ale wtedy byłem zbyt zdenerwowany i nie byłem w stanie prawidłowo zareagować, i na końcu podwymiarowy sum, za którym chodziłem pół dnia, a którego wyciągnął mi ojciec, gdy zrezygnowany pozwoliłem mu 2 razy rzucić- jedyna satysfakcja, że chciał, żebym to ja go wyciągnął z Warty, bo sam nie umiał i się bał. Ciekawe, czy będę umiał wyciągnąć wnioski z tych porażek, i na zimno umiał racjonalnie i trzeźwo podejść do wędkarstwa.
(Wszelkie podobieństwo nieprzypadkowe, sytuacje z rybami prawdziwe- to jest ciekawe, że widzę paralelizm)

środa, 22 kwietnia 2009

"Stare wspomnienia odżyły znów, niewiele nam to jednak pomoże"

Dziś byłem z prof. Dylewicz, zwaną pieszczotliwie Ciocią Dylą, Martą i Magdą na finale konkursu poetyckiego. Chociaż nikt z nas nic nie wygrał, to i tak sukcesem było to, że nasze wiersze zakwalifikowały się do finału, a dziewczyna od nas ze szkoły (nie pamiętam niestety) wygrała Złote Pióro w konkursie jednego wiersza- gratulacje. Dzięki temu konkursowi szczęśliwie ominęła nas obecność na lekcjach. I tak minął półmetek tygodnia, niedługo będzie znowu weekend, w piątek odchodzą 3 klasy i zmienia się nam plan- w sumie dla mnie dobrze, bo ja będę kończył tak samo, tylko w czwartek wcześniej, ale jest dziwna kolejność lekcji- np. w poniedziałek mamy 2 matmy, fizę, chemię, polaka, religię i na koniec biologię. Ale cóż, jeszcze tylko półtorej miesiąca, które szybko zleci i wolność.
Zauważyłem też, że ostatnio mało piszę- w tym miesiącu tylko 3 sztuki. Ale w zeszłym roku też tak było w kwietniu. Z tym, że przeciągnęło się na maj, osiągając punkt kulminacyjny na roboczym.
Pamiętam, że wtedy w maju też coś się skończyło, ale to nie trwało tak długo.
Teraz się cieszę, że na roboczym nie będę miał takiej sytuacji. No, obym nie wykrakał. Ale coś czuję, że Mateusz zadba, żebym nie miał czasu na głupie pomysły. W zasadzie jeszcze 8 dni do wyjazdu- pewnie będą się wlokły. Ale weekend po drodze, do tego coś się wymyśli i jakoś zleci. I zakopię wreszcie mój stary zeszyt z wierszami, by potem ktoś mógł odkopać i się zdziwić.

A skoro mowa o wierszach- pisałem, że mało piszę. Ale w moim zbiorze ostatni napisany to już 200. Wydaje się, że to dużo, ale większość z tego to słabe banalne tekściki, z których teraz się śmieję, jednak nie usuwam, bo są zapisem mojej ewolucji twórczej. Od żalu spowodowanego nieszczęśliwą miłością do Pewnej Panny, do żalu spowodowanego rozczarowaniem Inną Panną, ale wyrażonego w zupełnie inny sposób, i stanowiącego niewielką część tematów. Kiedyś wrzucę kilka wierszy z różnych okresów z komentarzem- zdziwicie się:)

„Nr seryjny 200”
Dlaczego ja,
Liberator
Liberał
Libertyn
Librofag
Kradnę wiersza duszę
I Nadaję Numer 200.?

Niczym więzień w obozie
Dla literackich degeneratów

Zamykam za drutami kolejny wytwór
Przewirowanych zwojów
Tylko czego? I dla kogo?

Dusza? Serce? Umysł? Geny? Instynkt?

JaAllaCHrystuSiwAbsoluThor?

A może wszyscy w jednym?
Albo żaden? Albo jeden- który?

Czasem trzeba przefiltrować morze łez,
Aby znaleźć perełki,
Odrzucając to, czego jest więcej…
20.04
-----------------------------------------
Dlaczego ja wierzę w tak chore wizje.
Dlaczego marzę o czymś, co jest na tyle niemożliwe
Dlaczego chcę to realizować?

niedziela, 19 kwietnia 2009

"Bo wciąż w myślach biję się z sobą gdybyś dziś znów stanęła na progu ze śniegu pewnie bym się otrzepał i dziękował sam nie wiem komu"

Weekend mija sympatycznie. W piątek po lekcjach oddać krew, w sobotę rano z drużyną i V Szczepem (dzięki za zaproszenie:)) do bazy w Krzesinach, potem po obiedzie do babci. A u babci to, co zwykle- rąbanie. A dziś rano, po zastosowaniu śródków bezpieczeństwa, przygotowaniu się na różne ewentualoności wsiadłem na rower. I pojechałem sobie do Mosiny i z powrotem. Ścieżka wzdłuż Warty, z atrakcjami. Ale stwierdzam, że wypadek zostawił ślad w mojej psychice- nie zjechałem z tej górki, na której się rozwaliłem ponad pół roku temu. I pamiętałem zagajnik młodych brzóz, który wpisał mi się na trwałe w pamięć. Tak bardzo, że po powrocie napisałem o nim wiersz.

„Młodnik brzozowy”
Znów w miejscu, które pół roku temu
Zrobiło moim oczom krzywdę
Wtedy biel milionów drzew
Skrzył się i wzmocnił
Mój kult świętego drzewa

Krew uświęciła wizję,
Która powstała z obrazu

Dziś patrzyłem na nie
Bez rozkoszy w oczach
I rzewnych zaśpiewów
Dostrzegłem ścięte wierzchołki
Wybrakowane klepki i odstającą korę

Pomimo tego, wizja nadal jest piękna
Ale ja nie jestem już jej fanatykiem

I żeby nie było zbyt wzniośle- jeśli by mi się opłaciło
To chętnie wrócę do starych wierzeń,
Ale nie ma po co. /Widzisz- poeta też może być cynicznym gnojkiem

Dom, 19 kwietnia 2009

------------------------
Dlaczego nic mi nie pasuje?
Dlaczego nie umiem rozmawiać o tym, co mnie boli?

wtorek, 14 kwietnia 2009

"Gdzie ona jest, gdzie ona jest, jej zwycięstwo?"

Święta minęły i za chwilę będzie trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. Powoli zaczynam doświadczać marazmu, bo nic się nie dzieje. Płoć zamiast żerować poszła na tarło- powiedzielibyście, że poszła się j.. - to prawda, jeśli ktoś nie wie co to tarło. Ale za to wczoraj był 1 leszczyk w tym roku- co prawda 20cm glut, ale zawsze. A dziś się pokłułem jazgarzem i okoniami- nic innego nie chciało brać. Dlatego robiłem eksperymenty z patentami survivalowymi. Zauważyłem też parę rzeczy:
  • Gdy nie jestem w stanie empocjonalnego rozchwiania, i oczu nie przesłania mi żaden róż, jestem jakby spokojniejszy- wczoraj miałem nawet 100% skuteczność brań, dziś 50%. A normalnie oscyluje w granicach 30-35% =)
  • Dobrze jest przeżyć święta jak należy. Człowiek lepiej się czuje, ma poczucie sensu. Szkoda tylko, że potem znowu wraca do starych brudów =(
  • Topola na Łęgach, o którą się kłóciłem z Bartasem wypuściła kwiatostany- z tego powodu wiersz =), ale jak zacznie pylić, to będzie pełno puchu w wodzie w porcie i nie połowię przy brzegu=(, ale jest Warta=)
  • Lista osób na których mi zależy okazuje się być większa niż myślałem przedtem =)
  • 2 dzieci + Ajto + brat+ pistolety na wodę = kupa zabawy =))
  • 3 dni w kuchni pozwalają lepiej docenić smak świątecznego żarcia, a pochwały rodziny przy wspólnym stole mile łechtają=)
  • SESJA:)
Napisałem wiersz z dedykacją dla Bartasa, przyjaciela poety. Miałem małą przerwę, ale czuję przypływ weny:)

„Poète maudit”
Bartkowi Machurze- jeśli źle odmieniłem, napisz:)
Dziś poeta wyklęty
Co niedzielę jest w kościele,
Uczy się w miarę dobrze,
Nie ma problemów ze światem
Ani ze sobą
Orientację ma zwykłą,
Ubrania też,
Nie rzuca się w oczy
Jeden z wielu szarych,
Ale wewnątrz niezwykły.

Mistrzu- patrz! Nasza topola kwitnie.
Ta, do której nie chcesz się przyznać.
A drzewo, na którym rodziły się w bólach
Wspólne metafory spożywcze
Odżywa po Twoich cięciach

Ferment spod kopuły szarej substancji
Zlewasz piórem na ekran.
Malujesz słowem jak pędzlem,
Chociaż jesteś muzykiem.
Ale i tak pasuje świetnie.

Weź powrotem to, co chciałeś, by trafiło w me ręce
Podobne gusta nasze, lecz nie całkiem na szczęście
Bo inaczej pisałbyś podobny słaby panegiryk w tym czasie
Dom, 14.04.2009

--------------------------------------
N. O. K. A. N. D. ?

czwartek, 9 kwietnia 2009

"A zaraz pod nim harcerskich dziesięć praw..."

Odpowiedź na notkę Bartasa z dnia 09.04.2009 o Prawie Harcerskim http://bartasmachura.blogspot.com/
W Twojej wersji PH bardzo podoba mi się zwrot "stara się". Bo nikt nie jest Bogiem, żeby przestrzegać w pełni. Mi osobiście wydaje się to niemożliwe. I tak wysoko postawiona poprzeczka potrafi co bardziej wrażliwsze jednostki równać z ziemią- sam miałem okres "penerski", w którym chciałem odejść z drużyny, bo uważałem, że skoro łamię tyle praw, to nie jestem godzien być harcerzem, zwłaszcza w takiej drużynie jak 10. Ale na szczęście parę osób mnie wyleczyło,i powiedziało, że PH to nie jest coś, co jak się raz złamie, to koniec. Od tego czasu traktuję PH jak dekalog- ten dany od Boga- dostaliśmy Przykazania, które łamiemy - jedni częściej, inni rzadziej, ale też nie ma osoby, która by nigdy nie zgrzeszyła - wyjąwszy Jezusa, który jest Bogiem, i Maryję, która jest jego Matką. Nawet nasze harcerskie autorytety łamią PH- i nie chodzi tu o 2 część 10., o której wszyscy mówią, bo jest najłatwiejsza do udowodnienia, tylko o najczęściej łamane- 4, 6, 8 i pierwszą część 10. Bo ile niechęci, obgadywania, pogardy dla "wrogich środowisk", nie mówiąc już o "bratnich organizacjach"- sam mówisz - "W harcerstwie jak w rodzinie, wszyscy się nienawidzą". Jest dosyć mocno przekoloryzowane, ale od razu każdy z nas potrafi wymienić drużyny, czy szczepy, z którymi by nie chciał nigdzie jechać ani w ogóle się integrować. Tak samo często widzimy zbyt duży nacisk na poznawanie, za cenę szanowania przyrody. Ile gwoździ w żywych drzewach, gałązek obcinanych aby sprawdzić, czy nóż jest ostry, albo pokaleczonych przez złe zabawy? A ilu harcerzy czy harcerek łapie doła częściej niż statystyczny Polak? Mój kumpel kiedyś mi zarzucał, że wśród hyarcerzy pełno jest dołujących się ludzi. A ile razy widzimy drużyny, gdzie ludzie rzucają mięsem bez powodu i jest to normalne? Nie piszę, żeby stwierdzić, że jestem czysty, bo sam popełniam dokładnie te same błędy- nie jestem żadnym wyjątkiem, powiedziałbym, że jestem średnią statystyczną. I widzę, że to nie jest dobre. Ile razy wzgardziłem kimś, obciąłem coś, co nie powinienem, dołowałem siebie i innych, rzucałem mięsem? Nie wypominajcie mi w komentarzach, bo dobrze wiem, i wy wiecie. I to dotyczy wszystkich grup wiekowych- od zuchów, przez harcerzy, po wędrowników i instruktorów ze stażem kilkuletnim i więcej.
Z drugiej jednak strony, wysoko postawiona poprzeczka wymaga od nas wyższego skoku, i nawet jak nam się nie uda jej przeskoczyć, to i tak będziemy skakać wyżej. To jest tak, jak z sokratejskim "Wiem, że nic nie wiem" - im bardziej się zbliżamy do ideału, tym bardziej widzimy, ile drogi przed nami- bo w końcu Harcerstwo nie jest osiąganiem ideału, bo tego nikt nie jest w stanie osiągnąć, ale dążeniem do niego, bo tylko dążąc do ideału zmieniamy się na lepsze. I każdy z nas, pogrążonych w błędach, powinien wziąć się za siebie i zmieniać się, bo najlepszą drogą do zmieniania innych jest zacząć od siebie i dawać przykład. Jak nie umiesz zawsze, to staraj sie przynajmniej przy tych, którzy biorą przykład z Ciebie.
Jak napisałeś, najważniejsze jest staranie, bo nawet, jak wiadomo, że się nie uda, warto próbować- czasem się udaje. I w oryginalnym PH też najwazniejsze jest staranie, tylko do tego trzeba dojść. A jak będziemy starać się z całych sił, to za którymś razem się uda. I tym optymistycznym akcentem kończę moją refleksję.

środa, 8 kwietnia 2009

"Przebyłem noc właśnie"

Coraz lepsze dni. Prawdą jest, że wraz z wiosną ludzie odżywają. Wczoraj spowiedź, dziś pęknięcie ostatniego kawałka różu na okularach, i wczorajsze i dzisiejsze rąbanie dało mi dużo. I nie chce mi się opisywać wszystkiego, jest mi dobrze i koniec.
I podzielę się z wami wierszem, który dedykuje moim kumplom z ławy, bez których nie wiem, co bym zrobił w VI zakładzie- Damianowi, 2 Wojtkom, Krzychowi i Bartkowi. Razem ze mną jest nas 6 w Loży Szyderców:) Jeśli ktoś z Loży to czyta, wie, o czym mowa doskonale;)

„Lekcja fizyki elementarnej”

Kochanej Piątce z Loży
[[MODEL]]
Obj1:uczeń_01 /hmm kogoś mi to przypomina
Obj1.opis: „MD.log” / (bajtów: 64 128 256 512)
/ mój dziennik, moje życie
Obj2:ławka_02 /Nasza Ława- Loża Szyderców
Obj1:idź_do(obj2)
Obj1.siad
Obj1.pozycja = obronna /Skulony w jakiejś…
[PĘTLA]
Pętla.start
Czekaj(300s)
Obj1.głowa: w górę(90 stopni, 5 sekund)
Obj1:komunikat(wykrzyknienie, losuj)
(&wybór)
Opc1:”Kuuurwcze ile jeszcze!?”
Opc2:”O jaaaa”
Opc3:”
(&wybór-koniec/)
Obj1.głowa:w dół
[PĘTLA-KONIEC/]
[[MODEL-KONIEC/]]
Obj{3-7}- ANALOGIA. MODEL /było nas 6 zdolnych
Obj{1;(3;7)}-czekaj.dzwonek.
JEŻELI(.dzwonek.)=>uruchom: radość.exe
27-03. gegra

--------------------------------
I am freee
Soy libre
Nie chce mi się wymyślać więcej
Resztki kurzu różu opadły,
"Skończyło się, miało wiecznie trwać"
Tylko co dalej?
"Dokąd idziesz? Do słońca!" Czy aby na pewno?

sobota, 4 kwietnia 2009

"Nauczycielu i uczniu w jednej osobie..."

Tydzień minął dość dziwnie. Powiem nawet, że nietypowo, bo zaczął się źle, a kończy się bardzo pozytywnie. Nawet środowo-czwartkowa zła przerwa w cyklu wchodzenia pod górkę nie zmieniła tendencji, bo po kulminacyjnym dole była sesja z Martą. Powtórzona w piątek, ale na kolejach. A poniedziałek i wtorek to ryby, w trybie chillout - nigdzie się nie spieszę, idę i łowię. I nieważne, co i ile złowię, ważne, że nie myślę. Dziś bardziej myślałem o łowieniu, i było nieźle. Oprócz płoci (jedna szczególnie ładna), trafił się okonek z głębokim gardłem i mały kleń - mój pierwszy wyciągnięty:)
I stwierdzam, że moja tabula raza nie marze się już, bo jest już zmazana dostatecznie i nie musi być mazana dalej. Chyba, że nauczycielka będzie chciała jeszcze coś napisać.
I nawet nie byłem na tyle dobity, żeby rozwalać na potęgę drewno- dziś wyjątkowo nie było mi mało.
I nawet nie popełniłem żadnego wiersza w tym tygodniu
I nawet...

----------------------
Słońce.
Chmura.
Noc.
Wiosna.
Dopasuj, kim jesteś.