wtorek, 17 lutego 2009

"Skrajem nieba szedł Bejdak"

Wróciłem od babci i wcale nie było mi dobrze. Zacząłem filozofować na nieszczęście brata. Powodem złego humoru był zbliżający się koniec. I nie chodzi tu o jakieś apokalipsy i inne durnoty, tylko o to, że zostało 15 pieńków. I potem skończy się sens. Nie będzie czego rozwalić. A najgorsze jest, że sam przybliżam koniec własnymi rękami. Tak jak cała ludzkość- los jednostki na tle paralelnych losów ludzkości. Ale bredzę. Ale za to zrobiłem mojej drużynie pięciodniową grę w klimacie opowieści pisanej na drugim blogu. I nawet się wkręcają powoli. Najlepsze jest, że gra powstaje spontanicznie w trakcie zajęć lub przed nimi.

Dziś wiersza nie będzie. Nie czuję weny i nie chce mi się przepisać tych z zeszytu.

Brak komentarzy: