poniedziałek, 3 listopada 2008

„Ballada o szaleńcu, co stawszy się przyczyną zgonu, sam zginął marnie”

Kolejna ballada, tym razem już bardziej typowo romantyczna. Powoli zaczyna się robić mrocznie, lecz najciemniejsze dopiero nadchodzi

„Ballada o szaleńcu, co stawszy się przyczyną zgonu, sam zginął marnie”
Był raz poeta w pewnej drużynie,
Co słowem czarował jak z nut.
Kochały się wszystkie w nim bezkrytycznie,
A on wciąż czekał na jedną

Miał swą wybraną, co go nie chciała,
On za nią tęsknił jak pies
Świat cały widział po swojemu,
Najlepiej widział zaś w noc

Piękne słowa szeptał mu wiatr,
Woda w strumieniu i las,
Nie wierzył mu nikt, gdy widział coś,
Dla innych lekko był szalony

Kochała go mocno jedna dziewczyna,
Co jednak wiary mu nie dawała.
Chciała, by jednak wrócił do żywych,
Zamiast ze zjawy się bratał

-„Piękny jak sokół, mądry jak sowa,
A język jego miodem,
Marzenie mych snów, jeno bujną ma zbyt
Wyobraźnię i gada od rzeczy”

On jej nie ufał. Ja się nie dziwię
Nie można tej, co nie wierzy.
Chciała uwierzyć, widzieć, to, co on,
Jednak nie śmiała spróbować

-„Powiedz, Jasieniu, powiedz mi mądry,
Gdzie mogę znaleźć natchnienie?
Chciałabym patrzeć oczyma duszy,
Jednak nie mogę tej duszy znaleźć”

-„Biedna dziewczyno, nie wiesz, że tylko
Wybrani mogą dostrzegać
Naucz się patrzeć, naucz się widzieć,
Znajdź piękno nocy w lesie”

Poszła dziewczyna za Janka radą,
Szukała piękna po lesie
Zwiedziła pomosty, obeszła jeziora,
Dostrzegła kwiaty i króliki

Oczom jej ukazał się wreszcie
Dąb stary i Szeken jezioro,
Widziała to wszystko, sercem i okiem,
Robiła w sercu notatki

-„To wszystko mój luby kocha nad życie,
Może jak poznam, to poznam i jego,
Niech wie, że nie jestem już taka niewierna,
Jak byłam kiedyś jak wszystkie

Napisze mu wiersze, przyciągnę go tu,
Wśród drzew przecież miłość kwitnie
Pokażę mu, że, ktoś rozumie go,
Dziękując za piękno wskazane

Gdyby nie on, nie umiałabym dziś
Widzieć w tym kwiecie kwiatu
Płatki i pył, liście i korzeń
Szare same bez siebie”

Wracała doń, gdy dostrzegła go,
Siedział nad brzegiem jeziora.
Wpatrzony tak, siedział jak słup,
W rusałki taniec powabny

Tańczyła mu, on szeptał jej,
Słowa słodkie jak cukier.
Dziewczyna odkryła, że widzi ją też,
Blada z bólu jak płótno

Z żalu i w płaczu, w nieszczęsnej miłości
Uciekła Marta na oślep,
Przez krzewy kolczaste, pokrzywy, paprocie,
Przedarła się na polanę

Z polany w pośpiechu gnała nad Szeken,
Nie baczna na drzewa po drodze.
Dobiegła do dębu, starego jak puszcza,
Rzuciła się wprost niego

Dębu konary żyły już dawno,
Puszczy czarem zalane
Wyczuwszy cierpienie, otwarły podwoje
I Marta zniknęła w drzewie

Zaraz za nią zasklepiła się dziupla,
I nigdy już światło nie doszło,
Siedzi wciąż Marta, płacze po Jasiu,
A jęki jej jękiem drzewa

Stała się pniakiem, stałą się korą,
Stała się z drzewem jednością.
Drzewo płacze, jęczą konary,
Niby łzy młodej dziewczyny

-„Mówiłem Ci, Marto, że tylko wybrani
Mogą arkana te poznać?
Miałaś uważać, za szybko Ty chciałaś
Podbić me serce nieszczęsne

Za to los srogi ciebie pokarał,
I stałaś się drzewa duchem
Będziesz tu straszyć, będziesz tu cierpieć,
Dopóki las ten żyć będzie”

Nie spostrzegł się, gdy prędko,
Sam znalazł się w drzewie,
Wraz z nią wieczne cierpi męki,
Za to, iż przez nią zginęła

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

to tez jest super :)
element zaskoczenia na koncu. ze ten koles tez tam siedzi w drzewie xD
przynamniej jak sa razem to im sie nie nudzi xD

(a tacy kolesie ktorzy moga miec wszystkie maja zazwyczaj te wiesz...
najbardziej wybijajace sie z tlumu..
bo jak sa tacy "doskonali" to w dupie maja te "gorsze" w koncu moga miec kazda (no prawie))