niedziela, 12 października 2008

Przerywnik

Nie ma to jak wziąć, spakować się i wyskoczyć na weekend. Tylko w oderwaniu od świata i rzeczywistości można wypocząć i naładować akumulatory. O dziwo, nic sobie nie zrobiłem, a miałem czym, gdzie i jak. Pierwsze co zrobiłem, po kontrolnym przejechaniu spiningiem po główkach było wejście na wierzbę nad Wartą, gdzie zawsze leżałem na wakacjach i rozmyślałem. Miałem linkę, ale nie mam uprzęży, to chciałem zjechać prze pasek. Nie wypaliło w testach. Potem próbowaliśmy z bratem zrobić tyrolkę, chcieliśmy zjechać na pasku- na Rambo:) Linka za krótka, a potrzebowaliśmy dużej różnicy wysokości- nie było dobrej miejscówki. Tam, gdzie zrobiłem, od razu zaryłem nogami w glebę po zjeździe z 3 m. Potem byliśmy na grzybach, których było multum. Nic, tylko zbierać, byle nie te czerwone:) Wieczorem ognisko, ale małe, takie refleksyjne. I drugi dzień, spędzony na łażeniu po lesie i drzewach. I pamiętny dialog z bratem:
-Hej, Ajto, a co to jest to, na co wchodziliśmy, z tym nadłamanym pniem?
-Wiąz, kretynie!
-To ja chce mieć fotkę na wiązkretynie!
Po prostu poezja:) Szkoda tylko, że to nie mogło trwać wiecznie i że trzeba było wrócić do domu, by jutro o 7:10 wysłuchiwać, jak to my nie myślimy. Ale cóż, to co dobre, szybko się kończy, a potem powrót do szarej prozy życia:/

Brak komentarzy: