niedziela, 23 grudnia 2007

"Śpiewam do was i do nieba, że przyjaźni mi potrzeba, płomiennego ogniobrania..."

Zawsze zastanawiałem się nad przyjaźnią. Niby takie proste nazwać kogoś przyjacielem, a jednak do niedawna nikogo tak nie nazwałem, bo słowo to miało dla mnie duży wydźwięk. Po zerwaniu długoletniej więzi z pewną osobą z Fabrycznej, którą nazywałem przyjacielem, nawet bałem się użyć tego słowa. Szarpany sprzecznościami niczym chorągiewka pośród szczytów gór twierdziłem, że nie mam przyjaciół, tylko dobrych kolegów. Do czasu. Całkiem niedawno odkryłem, że mam pełno wspaniałych przyjaciół. Tak, przyjaciół, bo tak mogę nazwać każdą bliską mi osobę, z którą dobrze się bawię, a której jednocześnie mogę zaufać i polegać w 100%. Czy to w drużynie, czy w szczepach (V:)) jest mnóstwo takich ludzi. Seria wspaniałych spotkań i wyjazdów uświadomiła mi to i jestem ogromnie wdzięczny ludziom, dzięki którym na moich ustach znów maluje się uśmiech zamiast goryczy zwątpienia

Brak komentarzy: