poniedziałek, 17 grudnia 2007

"Nie brookliński most, ale przemienić w jasny nowy dzień najsmutniejszą noc, to jest dopiero coś"

Dni mijały mi na smutku, rozpaczy i przygnębieniu, niczym szarojesienna pogoda. Niby nie miałem z niczym problemów, nie martwiłem się niczym, ale było tak jakoś pusto. Bez nadziei w sercu, bez optymizmu, bez życia sensu. Z przerażeniem myślałem o nadchodzącym biwaku, który organizowałem- tyle było do zrobienia, a ja, niczym krucha skorupa od jajka płynąłem poprzez rozszalały sztormem ocean smutków i beznadziei. Odrzucałem dawane mi przez przyjaciół tabletki optymizmu i nadziei. Dopiero gdy doszliśmy na miejsce odczułem przemianę. Nic mi nie ciążyło, gotów byłem jak ptak odlecieć ku niebu z radości. Śpiewane wieczorem piosenki i wzruszające przekazanie drużyny uświadomiły mi, że życie smutkiem nie jest fajne. Zacząłem się cieszyć, początkowo drobiazgami, takimi jak mydełko Kołka, stopniowo moja radość zaczęła zataczać coraz większe kręgi ogarniając cały świat. A gdy już dojechał Kiku z dziewczynami, byłem w siódmym niebie. Całe te szczęście mogłoby się jednak zamienić w różową lampę, która oślepia, jednak ołowiany plecak dawnych trosk i smutnych doświadczeń(choć solidnie już odchudzony, to jednak nadal sporo znaczący) trzyma mnie przy ziemi, dzięki czemu jestem zrównoważony. Ciekawe tylko na jak długo:P

1 komentarz:

Unknown pisze...

eheheh milo ze przyjazd Kika i moj sprawil ze poczules sie lepiej ;D hehe na zły humor "Kiku i ekipa" ;))