Nie pisałem od pięciu dni. Jak na grafomana mojego pokroju to długo. Ale nie wrzucę ni nowego. Nie żeby nie było- po prostu mi się nie chce przepisać z zeszytu do komputera. W ogóle niewiele mi się chce. Doszedłem do wniosku, że nawet jak się o czymś wie, to się jeszcze nie wie, dopóki się nie zobaczy. Ale widok może być jak wrzucenie kostek lodu za kołnierz w upalny dzień. I potem człowiek się nie dziwi, że nie może spać całą noc. A tydzień zaczął się standardowo - miałem go dosyć jeszcze przed Mszą. A dziś mieliśmy dzień miłych słówek w szkole. I nikt nam nie kazał- my tak po prostu z czystej agresji i pasji wyrzucaliśmy z siebie tony "miłych słówek".
„Mój kawałek mięsa”Kocham i nienawidzę
Czule przyciskam
Głaszczę z rozkoszą
A drugą ręką
Wyrzynam drobne rowki
Na bladych równinach
Ostrą końcówką
Pod wątłą skorupa
Czai się coś dziwnego
Głębokie rozerwane
Porozrzucane na 8 stron świata
A ja jestem sobie czarną owcą
07.01.09
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz