Ballada, która powinna być jutro, ale jest dzisiaj, bo chcę być miły dla kogoś:) Mam nadzieję, że się spodoba. Skomentujcie ją, bo bardzo mi na niej zależało, żeby ją napisać.
„Ballada wyśpiewana przez brzozę podwójną, rosnącą przy drodze koło patelni”
Słuchajcie druhny, słuchajcie druhowie,
O pewnym druhu,
Miał swą piękną, lecz chciał za dużo,
Za co zginął marnie
Słuchajcie ballady jako przestrogi,
Danej wam z serca:
Nie warto znanego rzucać dla obcej,
Choćby mamiła srogo
W Kaplinie wszyscy Adama znali,
Kwiaty, drzewa i ludzie.
Deptał lasy, polany, obszedł już nie jeden raz
Wszystkie okoliczne jeziora
Prowadził drużynę, lubili go wszyscy,
Wrogów prawie nie miał.
Dobry był pieśniarz, dobry poeta,
Sportowiec też niezrównany
Pierwszy do tańca i do apelu,
Znał dobrze wszystkie zasady.
Ogniska, węzły, pionierka, busola-
Wszystko dla niego fraszka
Kochały go panny, wiele zawzięcie,
Lecz jednej oddał swe serce.
Przybocznej świetlistej, pięknej i dobrej,
Która kochała wzajemnie
Włosy miała długie, w warkocze splecione,
Na oczach zaś okulary.
Twarz miała cudną, włosy czarniutkie,
Na głowie opaskę nosiła
Mądra była do bólu, kochała wiedzieć więcej
Niż tylko mogli uczeni
Pięknie śpiewała, lecz w pieśniach nie było
Pięknego pierwiastka mroku
Kochała szalenie swojego Adama Magda,
Jednego nie mogła strawić:
-„Eh, mój kochany, zawsześ nawiedzony,
W bajki naiwne wierzysz”
Jednak zgadzała się chodzić po lesie
I spędzać w dziczy wieczory
Kochała te słowa, którymi się dzielił
Z nią pod natchnieniem wtedy
Nie mogła jednak uwierzyć, że widzi
I dzięki temu tak pisze.
On czasem wyrzucał jej, że nie umie
I jest po prostu za jasna
Pewnego wieczoru sam poszedł do lasu,
Bo Magdę bolała głowa.
Usiedziawszy w lesie zauważył ruchy
I podszedł w stronę Czeskiego
Przy starym pomoście, co dawno pod wodą
Stały korzenie odkryte.
Przy plaży za drzewem ląd schodził stromo
Prosto w jeziora płyciznę
Przy drodze nad Szeken ujrzał kobietę,
Mroczną i piękną zarazem.
Włosy jej ciemne jak ziemia bagienna,
Przetkane zeschłym listowiem
Oczy jej zielone płonęły lasu gniewem,
Który przeszywał Adama.
Twarz wykrzywiona w bolesnym grymasie
Skrywała smutków miliony
Rysy surowe, niby w granicie rzeźbione,
A usta zimnie ponętne.
Ciało jak brzoza, gibkie, lecz mocne,
Zgnębione lekko troską
Płaszcz jej był szary, jak elfiej królowej,
Mrok błyszczał spod niego
Świecił z daleka blask jej urody,
Jemu jedynie widzialnej
Podszedł w tę stronę, z lękiem na twarzy,
Który rozwiały jej słowa:
-„Nie bój się chłopcze mój piękny,
Jam żywa, jak Ty
Zwą mnie Panią Brzozą od bardzo dawna,
Bo brzoza matką mi była
W lesie mój dom, na wylot go znam,
Pokażę Ci go…”
-„Prowadź mnie, Brzozowa Damo, przed siebie
Lecz wiedz jedna ważną rzecz:
Mam ja kobietę, nie będę z Tobą,
Więc strzeż się pokusy”
Zabrała go w podróż, do środka i poza,
Poznał przy niej cały las
Widzialne zioła, po których deptał nieświadom
Mocy, jaka w nich śpi
Wskazała mu także, gdzie drzemią dusze,
I gdzie rusałki śpią.
Widział ruczaje, przed światem skryte,
Od bazy ledwie kwadrans
Podglądał nimf wodnych kąpiele
Utopce, strzygi i czarty,
Z wampirem rozmawiał i pustelnikiem,
Oglądał stwory przeróżne:
Centaury driady i pomurniki,
Także wiewiórki nocne,
Co małe i rude, lecz w paski ciemne
Co krwią żywią się młodych
Adam notował, pisał to wszystko,
W wiersz piękny i długi.
Wrócił zmęczony, nie wiedział, kiedy,
Lecz nie minęła godzina.
W wieczór następny, bardzo pogodny
Ognisko rozpłonęło jasne
Adam wystąpił, historię swą podał,
Lecz wszyscy go wyśmiali
-„Duby smalone, duby smalone,
Chłopak nieszczęśnie bredzi”
Nawet Magda mu nie wierzyła,
Ale kazała przysięgać
-„Przysięgnij mi luby, na to, co kochasz,
Na dęby, sosny i brzozy!
Wierności dochowasz, z żywą czy martwą
Mnie nigdy nie zdradzisz
Inaczej marnie skończysz najdroższy!
Boję się, że mnie kantujesz
Nie wierzę w Twe baśnie cudowne,
Lecz czuję nić zdrady”
Nastała noc, Adam znów szedł
Drogą prosto na Czeskie
Spotkał znów swoją dawną znajomą
Mroczną Córę Brzozową
Ta znów zaczęła zdradzać mu sekrety
Mrocznego życia lasu
Lecz ten nieszczęsny wszedł za daleko
Brzoza chciała zapłaty
-„Nie możesz pomiędzy żyć tymi światami,
Nie może być łącznika!
Albo zostaniesz ze mną na zawsze,
Albo musisz zapomnieć
Ludzie nie mogą znać wszyscy prawdy,
Bo wtedy pomrzemy.
Myśmy widzialni tylko dla wybranych,
Co wiarę mają i czucie”
-„Więc pozostanę, ma Pani Brzozowa,
Przy Tobie mi dobrze,
Niechaj przysięgi zgniją i cyrografy,
O świecie pragnę zapomnieć”
Adam do nóg padł Leśnej Królowej
I wbił usta w jej wargi.
Magda patrzyła, ukryta za drzewem,
Patrząc, jak liże powietrze
Dopiero po chwili, dostrzegła driadę
Wpadłszy w płacz wielki
Odkryła, że zdradził ją chłopak niewierny
Z bólu rzucając się za nim
Driada spojrzała, rzuciła z przekąsem:
-„Patrz luby, Twa była
Pożegnaj ją słowem, zanim zginie,
Bo wraz z nią my zginiem”
Adam zaginął w brzozowych włosach,
Nawet na Magdę nie spojrzał.
Ona wzgardzona, podbiegła powoli
Do najbliższego podobozu
Klątwę straszliwą rzuciła na siebie,
Oraz na tamtych dwoje
-„Niechaj Ci sczezną, wiarołomny i zwida,
Niechaj zamienią się brzozę”
Ze skrzynie drużyny zabrała siekierę,
By wbić ja w plecy kochanka
Ruszyła czym prędzej, by zabić oboje,
Ci zaś zniknęli w gaju.
Biegała po lesie, noce i wieki,
Z siekierą niestrudzoną
Bez jadła, napoju, wciąż krąży po lesie
Zwłaszcza w noce bezksiężycowe
Ani spostrzegła, kiedy umarła,
Lecz biegu nie przerwała
Wciąż ściga tych dwoje kochanków,
Lecz jej oczy straciły blask
Włosy zmierzwione targa wciąż wiatr,
W czerepie zaś gwiżdże wiatr.
Nogi pędzone dzikim zewem zemsty
Niosą same ją w las
Czasami ściga jelenie i lisy,
Czasem pies głowę straci
Topór jej ostry, dopóki nie znajdzie,
Tych, których klątwą zabiła
Marny zaś los, ty, co zobaczą jej,
Zwłaszcza, jeśli narzeczeni
Złorzeczy młodym, złorzeczy starym,
A napotkanych zabija
Co zaś się stało z driadą?
Nie wiem tego i ja.
Wielu mówiła, że stali się drzewem,
Co koło drogi stoi
Samotna ta brzoza, z pniami dwoma
Przy drodze koło Patelni
Mówią, że w nocy słychać szepty
Dwojga kochanków zaklętych
Mówią też, że czasem ich widują,
Na rozstaju przy pomoście,
W widne noce księżycowe
Dziwne to pogłoski
Czasem mówią, że zabici
Leżą pod paprocią
Przez szaloną Magdę ścięci
Leża przy Szekenie Małym
Ja Adama raz widziałem,
Gdy uciekał przed siekierą
Z Brzozą szedł w północne strony
Świat okrążyć chcieli
Czy poznali świat dogłębnie
Czy siekiera ich zabiła,
Połączeni są miłością wieczną,
Żywi czy też martwi
Ich symbolem tamta brzoza,
Która czasem rzeknie słowo,
Lecz nie każdy je usłyszy-
Trzeba być wrażliwym człekiem
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
jeeee xD
to jest to Ajto ;)powoli zamieniasz sie w Stephena Kinga ;) choc nawet czytajac Kinga nei boje sie jakos tak bardzo...
Ten Adam wydaje sie za idealny. wiec gdy zdradza wreszcie pokazuje jakas wade ;)bo przeciez tylko kobiety sa bez wad :P
Magda mi kogos przypomina :p
"Pewnego wieczoru sam poszedł do lasu,
Bo Magdę bolała głowa."
->no coz typowa wymowka kobiet ^^
ta cala kobieta jest bardzo fajna
"mroczna i piekna zarazem" xD
tez bym chciala pogadac z wampirem wiec koles mial fajnie :]
"Patrząc, jak liże powietrze" ->haha ^ element komizmu ;P
wyobrazilam sobie to i lezalam prawei na ziemi xD
ciekawe czy spotkamy kiedys ta Magde latajaca po lesie z siekiera;]
fajnie by bylo ;)
no a brzoza coz tu mowic jest wspanialym drzewem;)
Dzieki :D:D
"Włosy zmierzwione targa wciąż wiatr,
W czerepie zaś gwiżdże wiatr."
widzisz tu błąd, nie? ;)
ale ogólnie... Marcin. Jestem pod wrażeniem.
Lubię czytać to co piszesz tutaj :) gratuluję Ci talentu i zazdroszczę łatwości w pisaniu takich rzeczy...
Uwielbiam Cię, ot co!
do zobaczenia ;*
Prześlij komentarz