środa, 30 lipca 2008

"Ustawimy mały obóz"

Kolejny obóz się skończył i wróciłem do szarej i szorstkiej rzeczywistości. A przecież tak niedawno temu przechadzałem się po bazie, którą pożegnaliśmy w sobotni wieczór. Każdy obóz jest jak rozżarzone żelazo, którego używa się do znaczenia bydła- wypala w naszych sercach i umysłach niezatarte ślady. W tym roku są to wrażenia głównie pozytywne, których nie zatarła ani pogoda, która była rozkapryszona jak dwunastoletnia modelka- sama nie wiedziała czego chce- raz słońce dawało tak, że w kadrówce mogliśmy otworzyć saunę, potem burze- do 3 razy dziennie, deszczowe dni, z przejaśnieniami w środku i wiatry, które chciały porwać namioty. Wytrzymałem 3 tygodnie w przedsionku namiotu, choć bałem się, że będę musiał spać w kąpielówkach i dziwne pomysły niektórych ludzi. Nawet koleś w czerwonej koszulce z napisem "Ratownik" dał się znieść. Wszystko wynagrodzili wspaniali ludzie, z którymi byłem przez te 3 tygodnie. Ekipa z kadrówki potrafiła roznieść wszystko, wygrać HaBeTę, bawić się w dzień i w nocy (Ściąganie wartowniczek i Bulasa), podzielić się robotą ("Wojtas, idź z młodymi na rozgrzewkę i do mycia" "Idź, zrób z nimi musztrę" "Ajto, idź z nimi do sklepu") i nie było żadnych zgrzytów. Chłopacy się nieźle spisali. Dawali radę w górach, wytrzymali na obozie i jeszcze zajęli 2. miejsce na HBT (1. musiało przypaść starszej ekipie). Dobrze zareagowali na służbie, gdy przyjechał sanepid, co chyba będzie jakąś nową świecką tradycją, bo znowu na naszej służbie. Potem, jak się zapchała umywalka, to byli chętni do zabawy:) Fajnie się rozkręcało z nimi umywalkę. Nie zapomnę Grzecha, który dobijając ludzi tekstami i rzucając się w oczy na każdym kroku pokazywał radosną stronę "Dychy", Michała, który potrafił zachować spokój w obliczu Sanepidu, Sowy, którego pomoc pozwoliła odetchnąć kadrze :). Nie zapomnę też ekipy z 91, która mnie zadziwiała- 1 raz na obozie, a mieli porządek lepszy niż moi chłopacy, których część już kiedyś była na obozie. Kadra 36, która pozwalała jakoś się ogarnąć, potrafiła dać pozytywnego kopa ("Jesteś moim bogiem - wiem, wszystkie mi to mówią") , dać motywację do sprzątnięcia lub w sytuacji podbramkowej sprzątnąć:). 26ż była dla mnie przystanią, gdzie mogłem się na chwilę wyłączyć i pogadać, dlatego do nich zaglądałem, jak tylko się dało. 17 zrobiła nową rzecz na obozie- festyn, co było świetnym pomysłem, zwłaszcza konkurencja z nożem. 92 zrobiła fantastyczną HaBeTę, którą będziemy długo wspominać. Do końca życia zapamiętam też dziewczyny z 18 - Anię, Anitę, DeGe i bossa wszystkich bossów - Agatę, której przyśpiewki o ogórkach i pomidorach przez cały obóz wywoływały u mnie niemiłe wizje, co bym zrobił ogórkiem, gdybym miał go pod ręką, ale pod koniec obozu strasznie mi się spodobały:) Do tego Pustuł ze swoim repertuarem, samodzielny zastęp 92, który urządzał nocne wycieczki na zamówienie i Tomek, ratownik wodny, który zarówno na kapielisku, jak i w nocy w obozie czy też w lesie był niezastąpiony. To dzięki niemu odbyła się większość akcji nocnych. Hardcorowa wycieczka w góry koło obozu, pieczenie chleba na kijach, zajęcia z szałasów, które wyszły lepiej niż w praktyce, robinsonada, wyjście na Równicę i do Leśnego Parku Niespodzianek, gdzie można było oglądać wszystkie te zwierzęta z bliska- działo się dużo. Kto był, ten wie, a kogo nie było- niech żałuje i jedzie w przyszłym roku do Kaplina, naszej kochanej bazy!

Brak komentarzy: