Kolejny dzień, kolejna szarość. Sam już nie wiem, czym żyję i jak żyję. Z niecierpliwością czekam na weekend, aby znaleźć odrobinę sensu. Nie wiem, czy znajdę, ale wiem, że odreaguję. Choćby w prosty, ale skuteczny sposób u babci;) Na razie jednak wrzucam kolejny owoc romantycznego weltschmerzu.
„Rubinek”
Mała ciekła błyskotka
Powoli zmienia się
W czarny kamyk
I traci swe piękno
Ulotne jak życie
Raczej jak jego jasne części
Bo całość wlecze się
Jak poranny autobus pospieszny
Lubię wyciskać sobie rubinki…
Angielski 04-02
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz